Klondike Teodora

Natalia Torżewska
.
.

Zwycięski tekst w konkursie literackim "My po 24 lutego" zorganizowanym przez Stowarzyszenie Autorów ZAiKS i Fundację Ośrodka KARTA.

Autorką opowiadania jest Natalia Torżewska

Przełożyła Ola Hnatiuk

 

            

„Pokazać wam, gdzie leżą trupy?” „Trupy” wymawia z wibrującym „r”, co nadaje temu i tak makabrycznemu słowu jakieś zwierzęce brzmienie.

Sam też przypomina zwierzątko: zerka spode łba, ramiona spięte, jakby w pełnej gotowości do ataku albo do ucieczki. Umorusany jak nieboskie stworzenie.

Głowa zasługuje na osobną uwagę. Nieproporcjonalnie duża i okrągła, niczym u szczeniaka, który rośnie: najpierw głowa, potem łapy, w końcu ogon. Na głowie ma czapkę. Granatową i brudną. Widziałam podobną na czarno-białych zdjęciach z czasów tuż powojennych. Poprzedniej Wielkiej Wojnie. Jakby zmiotła różnicę osiemdziesięciu lat, dzielących światowe wojny. Spokojnie mógł taką nosić jego pradziadek, który też przeżył okupację faszystów. Skąd ta czapka? Jak w tych czasach zalewu chińszczyzny mogło się tu pojawić coś tak do bólu sowieckiego, z lat czterdziestych? Przyszło mi na myśl, że to rekwizyt filmowy, rodem z horroru, nieodzowny tam, gdzie zaczyna się wojna. A może wojna zaczyna się tam, gdzie pojawia się taka czapka.

„To pokazać? Tam jest cały dom trrrrupów!” Mały przywołuje mnie do rzeczywistości, gorszej od najstraszniejszego horroru. Koniecznie chce nas tam zaprowadzić.

Usłyszawszy w odpowiedzi „jasne”, mały aż podskakuje z radości. Szybko się opanowuje, rozumie swoją misję: oprowadzić ekipę filmową po miejscu działań wojennych, udziela prawdziwego wywiadu prawdziwemu dziennikarzowi, filmuje go ogromna kamera, nie zdołałby jej nawet podnieść, choć już próbował.

Zatrzymuje się, czeka, aż przypną mu mikrofon. „Nazywam się Teodor. Mam siedem lat. Mam brata i mamę”.

Prowadzi nas ulicą, której zabudowania zniszczono ruchem konika szachowego. Na poboczu leżą ciała. Miejscowi pootulali je w kołdry. Teodor nie zwraca na nie uwagi, podobnie jak poszukiwacz złota nie rzuci okiem na drobinki złota – bo interesuje go żyła. Żyłą złota dla Teodora jest dom pełen nieboszczyków.

Nie pytam, kim byli ci zabici, uważając, że to byłoby nie na miejscu, ale chłopiec, widząc, że operator już kręci, sam zaczyna opowiadać: „Ta babcia mieszkała tu, za rogiem. Ruscy ją zabili, bo przeklinała ich pojazdy. A ten gość palił na balkonie. No i zastrzelili. Pewnie, żeby nie palił. A tego tu chłopaka zastrzelili, bo był chudy.” Zamurowało mnie: „Jak to, bo był chudy?” „No, powiedzieli, że zastrzelili narkomana. Mama spytała: »Jakiego narkomana?«, a oni powiedzieli: »No, takiego chudzielca«. A on nie był narkomanem. Mama mówi, że nie, że był po prostu chudy”.

Idziemy dalej w milczeniu.

Mały prowadzi nas śmiało przez opustoszałe podwórza. Nagle się zatrzymuje. „To tutaj”. Pokazuje nam niewielki dom z cegły, z piętnaście metrów od nas. „Mama mówi, żebym tam nie chodził, ale przecież jej nie powiecie?”. „Lepiej posłuchajmy mamy i nie wchodźmy. Niech operator sfilmuje, a ty tu zostań”. Mały obraził się. Granatowa czapka zsunęła się na oczy, chłopiec spogląda spod niej wilkiem. „To ja was tu przyprowadziłem! Ja wam to pokazałem!”. „Słonko, dzięki, bardzo nam pomogłeś, ale mama ma rację, tu nie można wchodzić”.

Mały zacisnął usta, skrzyżował ręce na piersi. „Nie – to nie!”. Odwraca się i odchodzi, tupaniem rozchlapując błoto. Przypomniał sobie o mikrofonie, zdjął go, wrócił, ze złością wciska mi w rękę i znów odchodzi.

Patrzę na jego głowę, wciśniętą w ramiona, na upiorną granatową czapkę, chciałabym go zatrzymać, przeprosić, pozwolić mu opowiedzieć o tym, o czym tak bardzo by chciał – o trrrupach. Ale wiem, że jak tak będę stać i słuchać opowieści siedmiolatka o tym, jak znalazł ciała, jak się nie bał, jak rozpoznał sąsiadów, jak pobiegł, by powiedzieć o tym mamie – to psychika tego nie zniesie. Moja psychika. Podchodzę więc do operatora, pali nie wiadomo którego z kolei dziś papierosa, czekam. Dopala papierosa. Podchodzimy do domu. Nie ma drzwi. Cały przedsionek rzeczywiście wypełniają ciała młodych mężczyzn.  Jedno na drugim. Warstwami. Ręce mają zawiązane za plecami. Operator kręci.

 

 

Теодорів Клондайк


«Тьотя, показати вам де трупи лежать?». Слово «трупи» він вимовляє з грасуючим «р», додаючи і без того моторошному слову чогось тваринного.
Він і сам схожий на тваринку: очі з-під лоба, плечі підняті, немов щосекунди він готовий чи напасти, чи втекти. Замурзаний з ніг до голови.
Голова заслуговує окремої уваги. Вона велика і кругла, як у цуценят, що ростуть непропорційно: спочатку голова, потім лапи, хвіст. А на голові шапка. Синя і брудна. Я таку бачила тільки на чорно-білих фото перших повоєнних років. Минулої Великої війни. Вона немов стерла 80 років, що розділяють дві світові. Таку легко міг носити його прадідусь, який також пережив окупацію фашистів. Звідки він її взяв? Як у час китайського безліміту тут з’явилось щось невимовно радянське з сорокових років? Подумалось, що вона як артефакт з фільму жахів - з’являється там, де починається війна. Чи війна починається там, де з’являється шапка.
«Тьотя, тррррупи показати? Їх там цілий дім!». Малий повертає мене в реальність, страшнішу за будь-який хоррор. Йому не терпиться відвести мене до моторошного будинку.
Почувши «веди», малий аж підстрибує від радощів. Але тут же опановує себе, усвідомлюючи свою місію: він веде знімальну групу по місцям бойових дій, дає справжнє інтерв’ю, справжньому журналісту і саме зараз його знімає велика камера, яку він сам навіть не підніме, хоча вже намагався.
Затримується, щоб на нього наділи мікрофон-петличку. «Мене звати Теодор. Мені 7. У мене є брат і мама».
Він веде нас вулицею, в якій будинки зруйновані в шаховому порядку. Обабіч дороги лежать тіла. Місцеві загорнули їх в ковдри. Теодора вони не цікавлять, як не цікавлять золотошукача окремі крупинки золота – він шукає жилу. Золота жила Теодора – будинок в якому багато мерців.
Ставити питання про те, хто ці вбиті, вважаю недоречним, але хлопець, побачивши, що оператор їх знімає, сам починає розповідати: «Ця баба жила тут, на кутку. Її руські застрелили, бо вона проклинала їх машини. А цей чоловік курив на балконі. Вони і його застрелили. Мабуть, щоб не курив. А тут хлопець був, так його застрелили, бо худий». Я зупинилась: «Як так, бо худий?». «Ну вони сказали, що застрелили наркомана. Мама спитала: «Якого наркомана?», а вони кажуть: «Ну такого, худого». А він не наркоман був. Мама каже, що не наркоман. Просто худий».
Далій йдемо мовчки.
Малий впевнено веде нас повз порожні двори. Раптом зупиняється. «Це тут». Він показує на невеличкий цегляний будинок метрах в 15 від нас. «Мама каже, щоб я туди не підходив, але ви ж їй не скажете?». «Давай послухаємо маму і не будемо підходити. Нехай оператор зніме, а ти постій, будь-ласка, тут». Малий образився. Синя шапка налізла на очі і погляд з-під неї був ну геть як у вовчика. «Я ж вас привів! Я ж показав!». «Сонце, дякую тобі, ти дуже допоміг, але мама права, туди не треба підходити».
Малий піджимає губи і складає руки на грудях. «Ну і не треба!». Він розвертається і, сердито гупаючи по грязюці ногами, йде геть. Згадує про мікрофон, знімає його, повертається, з силою тицяє мені в руки і знову йде.
Дивлюсь на його високо підняті плечі, на страшну синю шапку і хочеться покликати назад, перепросити, дозволити розказати про те, що йому так хочеться - про тррррупи. Але розумію, що якщо буду стояти і слухати, як семирічний хлопчик буде розповідати як він їх знайшов, як не боявся, як впізнавав сусідів, як побіг розповідати мамі – психіка не витримає. Моя не витримає. Тож підхожу до оператора, який курить бо зна яку сигарету за день, і стаю поруч. Він докурює. Підходимо до будинку. Дверей немає. Передбанник і справді завалений тілами молодих чоловіків. Насипом. В кілька шарів. Руки зв’язані за спиною. Оператор знімає.

 

 

 

 

Organizatorzy / Організатори
Organizatorzy / Організатори
#Pierwsza nagroda
#Opowiadanie konkursowe
#My po 24 lutego
#KARTA