Warsztaty TekstMisja!, Zakopane, 9-14 października
Szlagwort, rybka i transakcentacja
Ewa Zaborowska
Te warsztaty były dla mnie zwrotem. Zmieniły mój punkt widzenia na to, co robię, pobudziły nowe myśli o przyszłości. Jak do tego doszło, co się wydarzyło? To było jak powtórka z „Big Brothera” – dwunastu uczestników zamkniętych przez niemal tydzień, z zadaniem wspólnego tworzenia tekstów.
Zacznijmy od początku – zadzwonił telefon, to Wojciech Byrski, pomysłodawca i współorganizator wydarzenia. Poinformował mnie, że jestem zaproszona do udziału w Tekstmisji. Tydzień później byłam już w drodze do Zakopanego. W autobusie czytałam ebook przygotowany przez organizatorów.
Pisząc piosenki dla siebie, nigdy zanadto nie zastanawiałam się nad techniką, po prostu to robiłam. Pomyślałam więc, że już sama refleksja nad własnym warsztatem będzie wartościowa. Jechałam bez oczekiwań, z ciekawością.
Na co dzień nie myślę o sobie jako o artystce, mam inne, bardziej praktyczne tożsamości, ale „Halama”, Dom Pracy Twórczej ZAiKS-u, wywołał we mnie poczucie… dumy i wzruszenia.
Od wejścia koordynatorka warsztatów Ania Maciejczyk już kręciła film, a ja rozglądałam się po wnętrzach, w których niegdyś toczyły się rozmowy mające – to pewne – wpływ na dzieje polskiej kultury.
Warsztaty rozpoczęły się spotkaniem inauguracyjnym. Wojciech Byrski przedstawiał kolejnych uczestników. W ten sposób dowiedziałam, się z jak utalentowaną grupą mam do czynienia. Parę osób znałam już wcześniej osobiście lub z mediów, teraz byliśmy razem od rana do wieczora.
Nasz dzień podzielony był na dwie około trzygodzinne sesje, poranną i popołudniową. Tuż po śniadaniu zaczynała się pierwsza sesja songwriterska w losowych, trzyosobowych grupach, pod opieką mentorów: Magdy Wójcik, Marcina „Libera” Piotrowskiego, Ryszarda Kuncego i Wojciecha Byrskiego. Zajęcia odbywały się w pokojach lub w salonie, każda grupa miała do dyspozycji duży ekran i sprzęt grający. Różnica? Znaczna większość z nas pisze teksty dla siebie, w swoich znanych i bezpiecznych warunkach. Tym razem był limit czasowy, musieliśmy jako grupa stać się jednym organizmem niezważającym na obecność osób trzecich lub fotografów (Kinga Karpati i Daniel Zarewicz zadbali, niczym para agentów specjalnych, żeby uchwycić emocje każdej z chwil).
Proces twórczy wciągał w sposób nieprzewidywalny: wspólne znajdowanie tematu, potem szukanie słów i skojarzeń, dopracowywanie ich, by móc oddać gotowy utwór. Pisaliśmy po dwa teksty dziennie (jednego dnia nawet trzy!). Cztery grupy pracowały w tym samym czasie, pisząc tekst do tej samej muzyki i tzw. rybki, czyli linii melodycznej zaśpiewanej w wymyślonym języku. Jacek Królik, kolejny nasz opiekun, odwiedzał z gitarą każdą grupę, żeby przegrać efekty pracy. Dowiedzieliśmy się też, co to jest szlagwort i transakcentacja.
Wreszcie następowała prezentacja gotowych piosenek. Po kolacji siedzieliśmy w kole a na dużym ekranie wyświetlany był tekst. Ileż różnych emocji i opowieści można przekazać przy pomocy tej samej liczby sylab – czasem zaskakiwało nas, że jednak muzyka niosła nas w podobną stronę. Odsłuchy należały do poruszających momentów, byłam dumna z siebie i z kolegów. Spotkanie w salonie przechodziło płynnie we wspólne muzykowanie – ktoś grał na pianinie, w ruchu było parę gitar, wszyscy śpiewaliśmy… Zajmuję się muzyką na co dzień, ale brakuje mi takich wieczorów. I takich rozmów, które kończą się nad ranem.
Wystarczyło parę dni, by odczuć wpływ tego intensywnego tworzenia. Zaczęłam szybciej oceniać swoje pomysły. Przekraczałam swoją strefę komfortu, a szczególnie ciekawe było pisanie piosenek z odległych gatunków muzycznych. Zaczęłam też wpadać w twórczy rytm – kiedy już myślałam, że działam na dość wysokich obrotach, przyjechała Daga Gregorowicz z zespołu Dagadana. Warsztat z Dagą był dla mnie kamieniem milowym. Wykonanie zadania, które z początku wydawało się po prostu niewykonalne w narzuconym krótkim czasie, to było naprawdę coś! Ponieważ każda grupa miała napisać tekst z gatunku najcięższych, podczas odsłuchów tego dnia były wielkie emocje.
Uczyliśmy się od naszych mentorów i od siebie nawzajem. Mikstura różnych doświadczeń i podejść dała mi różne inspiracje: jedni przypominali o tym, żeby szukać bardziej kreatywnych i nietypowych rozwiązań, inni starali się przekazać podejście jak do układania puzzli – żeby się tym procesem bawić, ekscytować. Wszyscy mentorzy byli pełni wiary w nas, bardzo otwarci, dawali nam wolność i wsparcie. Szukaliśmy autentyczności, prawdziwych emocji, piękna, a czasem chcieliśmy wywołać uśmiech u odbiorców.
Największą niespodzianką był przyjazd mistrza polskiej piosenki Marka Dutkiewicza, autora ponadczasowych przebojów jak Aleja gwiazd (Zdzisława Sośnicka), Dmuchawce, latawce, wiatr (Urszula), Jolka, Jolka, pamiętasz (Budka Suflera), Słodkiego, miłego życia (Kombi) i wielu innych. Dutkiewicz z charyzmą i dowcipem dzielił się anegdotami z pracy twórcy, długo opowiadając o powstawaniu swoich utworów.
Równie ważne dla nas było spotkanie z wiceprezesem ZAiKS-u Feridem Lakhdarem, który mówił o działaniach Stowarzyszenia. Dał nam wyraźnie odczuć, że głos młodych jest ważny i potrzebny.
Warsztaty się skończyły, a mnie zostały po nich bezcenne narzędzia. Uwierzyłam w to, co robię, że powinnam to kontynuować, a najważniejsze, że chcę budować swoją tożsamość wokół pisania.