W jakim wieku nasz gust muzyczny stabilizuje się i przestajemy poznawać nową muzykę?
Udzielenie odpowiedzi na to pytanie ułatwiły serwisy streamingowe, bo za ich sprawą po raz pierwszy w dziejach mamy faktyczny wgląd w preferencje muzyczne milionów osób. W czasach nośników wiedzieliśmy tylko, że ktoś (kto?) kupił płytę czy kasetę. Ale czy słuchał jej regularnie – czy schował w szufladzie albo szybko odsprzedał? A może był to zakup na prezent? Obecnie skrzętnie odnotowywane są pojedyncze odsłuchania utworów, każde polubienie czy zaobserwowanie wykonawcy. „Kiedy byłem młody, aby czegoś takiego się dowiedzieć, musiałbym podkradać się pod okna domów i podsłuchiwać, co leci z głośników” – śmiał się Glenn McDonald, który przez dekadę nadzorował algorytmy Spotify.
Dzięki danym z tego właśnie serwisu udało się ustalić, na jaki wiek przypadają nasze największe muzyczne odkrycia, które towarzyszą nam później w życiu – a kiedy czas nowych muzycznych objawień i zachwytów się kończy. Sprawdził to i opisał na łamach „New York Times” dr Seth Stephens-Davidowitz, analityk danych i autor książek poświęconych tzw. big data. Zestawił on informacje Spotify o tym, jakich piosenek najczęściej słuchają osoby w danym wieku, z datami ukazania się tych utworów. Okazało się, że niezależnie od reprezentowanego pokolenia wszyscy najchętniej wracają do muzyki – niespodzianki tu nie będzie – ze swojej młodości, szczególnie lat nastoletnich. Momentem szczytowej muzycznej chłonności okazał się wiek 13 lat dla kobiet oraz 14 lat w przypadku mężczyzn. Już wpływ muzyki poznawanej po dwudziestce okazał się dla obu płci o połowę mniejszy niż w owym szkolnym apogeum.
A co jeśli ktoś osobiście się w tych wnioskach nie odnajduje, ponieważ eksplozję własnej muzycznej pasji oraz swoich największych idoli i idolek kojarzy raczej ze studiami, nie jest w tym osamotniony. Bo z kolei w ankietowych badaniach serwisu Deezer respondenci najczęściej deklarowali, że właśnie jako dwudziestolatkowie mieli uszy otwarte najszerzej, z największym głodem nowinek średnio w wieku 24 lat. Po trzydziestce popadali już w muzyczną stagnację, w rezultacie ich gusta szybko odklejały się od tego, co aktualnie było wydawane. W przypadku osób mających dzieci działo się to wręcz gwałtownie.
Połączenie dwóch powyższych analiz pozwala więc określić typowy okres kształtowania się muzycznych gustów – od wczesnych lat nastoletnich po wchodzenie w dorosłe życie. Po tym czasie statystyczny słuchacz i słuchaczka zapadają w letarg, z każdym rokiem coraz głębszy. Pojawiły się tu także pierwsze wskazówki, dlaczego tak się dzieje. Rok różnicy dzielący dziewczęta od chłopców w ich maksimum zaciekawienia pokrywa się z przesunięciem w dojrzewaniu. I rzeczywiście, badania wykazały, że nasze mózgi przywiązują się do muzyki słuchanej w okresie dojrzewania znacznie mocniej niż do czegokolwiek, co usłyszymy później jako dorośli. „Muzyczna nostalgia nie jest więc fenomenem tylko kulturalnym, lecz także neuronalnym” – komentował te obserwacje dziennikarz magazynu „Slate”. „I nieważne, jak wyszukane staną się potem nasze gusta, nasze mózgi pozostaną zafiksowane na piosenkach, które pokochaliśmy w czasach nastoletnich dramatów”.
Naukowcy tłumaczą to faktem, że o ile muzyka zawsze i na wiele różnych sposobów pobudza nasz mózg – szczególnie gdy nie tylko jej słuchamy, lecz również nucimy czy tańczymy do niej – to w okresie między 12. a 22. rokiem życia to pobudzenie jest wręcz eksplozją.
Skoki dopaminowe w reakcji na wszelkie bodźce są wtedy większe. A przechodzący gwałtowną przebudowę mózg na zawsze oznacza muzykę, która nas w tym czasie szczególnie poruszyła, etykietką „ważne”. Tak jak za sprawą hormonów za ważne uznaje niemal wszystko, co wtedy przeżywamy.
Biologia to jednak nie wszystko. „W młodości często poznajemy muzykę dzięki naszym przyjaciołom i znajomym. Słuchamy tego, czego słuchają oni, aby zademonstrować przynależność do danej grupy społecznej. Muzyka zlepia się z naszym poczuciem tożsamości” – tłumaczył psycholog kognitywny Daniel Levitin, autor książki Zasłuchany mózg. Co się dzieje w głowie, gdy słuchasz muzyki. To sprawia również, że muzyka z lat nastoletnich skleja się niejako z silnymi przeżyciami z okresu formacyjnego, kiedy to – jak to ujęli uczeni University of Leeds – „wyłania się stabilne i trwałe ja”. Stąd zresztą większość starszych osób najżywsze wspomnienia ma właśnie z tego etapu życia. Muzyka z młodości odgrywa zatem podwójną rolę: sama w sobie silnie pobudza mózg, sprawiając nam przyjemność, a dodatkowo przypomina o kluczowych momentach życia.
Kiedy z kolei następuje biologiczna i społeczna stabilizacja, także muzyczne wzmożenie stopniowo wygasa. Ale to nie wszystko – na kolejny czynnik wskazuje wcześniejsza wzmianka o rodzicielstwie. Kiedy Deezer spytał słuchaczy, którzy sami opisywali się jako „muzyczni rutyniarze”, jako przyczyny tego stanu rzeczy wymieniali przytłoczenie nadmiarem wyboru muzyki, brak czasu spowodowany obowiązkami zawodowymi oraz właśnie koniecznością opieki nad dziećmi. Wszystko to uniemożliwia eksplorowanie katalogów serwisów streamingowych (a jeszcze bardziej półek sklepów płytowych), o chodzeniu na koncerty i festiwale nie wspominając. Takim osobom teoretycznie z odsieczą wychodzą wszechobecne playlisty, ale zwykle ich zawartość traktuje się raczej jako muzykę tła do biegania czy gotowania niż wrota do muzycznych odkryć.
Przywołajmy na koniec jeszcze jedno badanie. Naukowcy z trzech brytyjskich uczelni w 2012 roku, a więc przed streamingowym boomem, przeanalizowali dane 250 tys. osób dotyczące stosunku do muzyki. Także one pokazały, że młodsi słuchają znacznie więcej niż osoby w średnim wieku, a deklarowana „ważność” muzyki w życiu z wiekiem konsekwentnie spada. O ile młodzi sięgają po nią w różnych miejscach i kontekstach, a więc np. w gronie znajomych, to dorośli słuchają głównie w przestrzeniach prywatnych albo ze słuchawkami na/w uszach. Z upływem lat bardziej podoba nam się też muzyka, którą można określić słowami „spokojna” czy „wyrafinowana”, a mniej chętnie sięgamy po utwory charakteryzowane jako „intensywne” i „współczesne”, co – jak komentowali autorzy badania – „koresponduje ze zmianami rozwojowymi w rozwoju psychospołecznym, rozwoju osobowości oraz zmianami w postrzeganiu dźwięków”.
Wszelkie dane i badania wydają się więc nie pozostawiać wątpliwości, że „wygasanie muzyczne” z wiekiem jest zjawiskiem powszechnym. Ale żadne z nich na szczęście nie dowodzi, że tego trendu nie da się odwrócić w zakresie jednostkowym. I nie musi być to wcale takie trudne: może wystarczy spytać pierwszego napotkanego nastolatka, kogo ostatnio namiętnie słucha.