Tadeusz Woźniak

Maria Szabłowska
23.09.2024
fot. Marek Karewicz / PAP
fot. Marek Karewicz / PAP

Tadeusza poznałam, zanim zaczęłam pracować w Polskim Radiu, ale wtedy już bardzo interesowałam się muzyką i chodziłam na koncerty. Oczywiście bigbitowe, bo tylko ta nowa muzyka mnie wówczas interesowała.

Pamiętam go z zespołu Dzikusy, mieli już przebój Na dobre i złe. Tadeusz występował wtedy pod pseudonimem Daniel Dan, ponieważ menedżer uznał, że Woźniak to nazwisko zbyt banalne dla artysty, który ma zrobić karierę… W Czterech śpiewał już pod własnym nazwiskiem, na które, jak mówił, postara się zapracować – Paweł Brodowski, Marek Bliziński, Andrzej Turski i on. Byli strasznie dumni, kiedy nagrali pierwsze piosenki dla Trójki. Potem Kasia Gaertner dała Tadeuszowi swoją kompozycję ze słowami Agnieszki Osieckiej Hej, Hanno, bo zawsze jej się podobał jego wokal, przekonywała. Hanna w ygrała kolejne w ydanie Telewizyjnej Giełdy Piosenki i od tego się wszystko zaczęło. Więcej koncertów, więcej propozycji. Sam Czesław Niemen zaprosił Tadeusza do swego programu i zagrali razem prawie sto koncertów. Nigdy nie spytałam, czy to Niemen ośmielił Woźniaka do śpiewania poezji. Od 1967 roku Tadeusz zaczął pisać piosenki do wierszy polskich poetów, jak Tuwim czy Leśmian, i współczesnych – Bogdana Loebla, Bogdana Chorążuka i Edwarda Stachury. 

Udało mi się kupić, a wtedy to było bardzo trudne, pierwszą płytę Tadeusza. Marzyłam, żeby ją mieć głównie z powodu Zegarmistrza. Już jako dziennikarka Polskiego Radia pojechałam na mój pierwszy w życiu festiwal do Opola, a tam właśnie zatriumfował Zegarmistrz światła purpurowy i jak mówili wówczas starsi od nas, doświadczeni dziennikarze, tak nam wszystkim „zabełtał błękit w głowie”, że ta piosenka z tekstem Chorążuka wygrała bezapelacyjnie, chociaż ex aequo z Jej portretem Kofty i Nahornego. Nie wiem, czy Tadeusz był bardziej dumny, czy bardziej zaskoczony swoim sukcesem, ale jednego już wtedy był pewien, że jego miejsce jest w teatrze. W dzieciństwie chodził do warszawskiej szkoły baletowej, a jej uczniów wynajmowano do statystowania w teatrach. Na zawsze „uzależnił się od zapachu kulis”. Miał już za sobą pierwsze doświadczenie z cenzurą, w 1968 roku zdjęto mu piosenkę To będzie syn, którą podobno „wbijał nóż w plecy żołnierzy polskich interweniujących w Czechosłowacji”. Denerwowało go też bardzo, kiedy piosenka Wierzę w człowieka była wykorzystywana propagandowo przez radio i TVP z okazji wszelkich możliwych rocznic państwowych. Nic więc dziwnego, że kiedy Roman Kordziński zaproponował mu skomponowanie w 1975 roku na stulecie Teatru Polskiego w Poznaniu muzyki do Wesela, poczuł się, jakby „złapał Pana Boga za nogi” i od razu wiedział, że to właśnie chce robić. 

Nagle jakoś zniknął z mojego horyzontu. Kiedy w końcu go spotkałam i zapytałam, co się z nim dzieje, odpowiedział: „Postanowiłem schronić się w teatrze, tam jest więcej wolności. Mogę robić, co mi w duszy gra. Pracuję z pasją i chęcią, bo czuję, że mam misję. Teatr ma do spełnienia wielką misję, ludzie przychodzą na spektakle, żeby zamanifestować swoją wolność”. 

Zaczął komponować muzykę do spektakli, był też kierownikiem muzycznym w ielu teatrów w całej Polsce: Teatru Polskiego w Bydgoszczy, Kochanowskiego w Opolu, Polskiego w Poznaniu, na wielu dramatycznych scenach tworzył musicale i widowiska muzyczne. Zostawił nam wspaniałą muzykę do Wesela, Mistrza i Małgorzaty, Odprawy posłów greckich. Jednak absolutnym fenomenem jest jego muzyka do Lata Muminków z tekstami Bogdana Chorążuka, w adaptacji Andrzeja Marii Marczewskiego. Już trzecie pokolenie zachwyca się Muminkami – sztuka wystawiana jest w wielu teatrach. Powstała także muminkowa płyta, a głosów użyczyli Ryszarda Hanin, Zofia Rysiówna, Gustaw Holoubek, Bernard Ładysz, Mieczysław Czechowicz. 

„Kocham teatr” – powiedział mi kiedyś. „Do wszystkich jego plusów dodałbym jeszcze fakt, że to właśnie w teatrze spotkałem moją przyszłą żonę, Jolantę Majchrzak”. I tak powstał klan artystyczny Majchrzaków-Woźniaków. Fantastycznie śpiewająca Jolanta, z zawodu pianistka, syn Piotr Woźniak – wiolonczelista, komponuje, śpiewa; brat Jolanty – Krzysztof Majchrzak – nie tylko wybitny aktor, ale i świetny pianista… K lan Woźniaków-Majchrzaków jest niesamowitym zjawiskiem artystycznym. Miałam kiedyś szczęście siedzieć w ich towarzystwie przy śniadaniu w hotelu w Świnoujściu w czasie festiwalu twórczości Marka Grechuty. Cóż to było za śniadanie! Słuchałam ich i patrzyłam zachwycona. Podśpiewywali sobie, żartowali. Zauważyłam: „Jesteście teraz szczęśliwi…”. Pierwszy odpowiedział Tadeusz: „Oczywiście, słońce, morze, rodzina, muzyka, która nas wszystkich łączy, czego jeszcze chcieć?”. 

Niektórzy nazywają Tadeusza Woźniaka Z egarmistrzem a lbo Z egarmistrzem Dźwięku, ale chyba nie wszyscy wiedzą, że on rzeczywiście uwielbiał rozkręcać zegary na najdrobniejsze elementy, które potem metodycznie czyścił i składał. Twierdził, że to go uspokaja i nie ma nic wspólnego z piosenką. 

#pożegnania