Nieoczywista harmonia

Alicja Michalska
20.09.2024
fot. Karolina Sykut
fot. Karolina Sykut

Rozmowa kulturalna z Agą Derlak – pianistką, kompozytorką i edukatorką

 

W 2016 zostałaś nagrodzona w kategorii Fonograficzny Debiut Roku Jazz, a w 2023 roku byłaś już dwukrotną laureatką nagrody Fryderyki w jazzowej kategorii Twórca roku i Album roku – czym te wyróżnienia są dla ciebie? 
Posłużę się najpierw oczywistościami: nagrody te dały mi poczucie wyróżnienia, docenienia, ogromnego wsparcia i wiary środowiska we mnie, stały się ważnym punktem w mojej karierze, a przede wszystkim Fryderyk z 2016 przyznany za debiut. Te pierwsze nagrody i wyróżnienia są nierzadko szczególnie ważne dla artystów, czasem potrzebujących dodatkowego bodźca do rozpędzenia kariery, stworzenia możliwości dotarcia do szerszego grona odbiorców. Jeśli chodzi o odpowiedź bardziej osobistą, to zdradzę jedynie, że proces powstawania tego nagrodzonego albumu był dla mnie sporym wyzwaniem, zarówno jeśli chodzi o nakład pracy, jak i wkład emocjonalny. Począwszy od procesu twórczego przypadającego na okres pandemii, będący niejako wołaniem o artystyczną sprawczość w tych niepewnych czasach, poprzez sam proces instrumentacji utworów na większy skład, nagrania, miksy, kończąc na wyzwaniu polegającym na odnalezieniu w sobie odwagi na podzielenie się czymś najbardziej osobistym, czyli tekstami opowiadającymi o wizji istnienia paralelnych rzeczywistości, gdy ta otaczająca mnie wówczas była dla mnie trudna do dźwignięcia. Nagroda ta była pewnym pięknym podsumowaniem tego wymagającego procesu, zwieńczeniem trudnego etapu, punktem, od którego mogę śmiało odbić w nowym kierunku. 

 

Aga Derlak Septet to jeden z wielu twoich projektów, bo jak sama mówisz, nigdy się nie zatrzymujesz. To w jakim miejscu jesteś teraz? 
Wierzę, że artysta powinien swoją twórczością odpowiadać na otaczającą go rzeczywistość, poszerzać swoje horyzonty, przekraczać granice. Bardzo w to wierzę, że największy rozwój jest wtedy, gdy nam niewygodnie, gdy dochodzimy do punktu, w którym potrzebujemy zmiany, powiewu świeżości, nowych inspiracji, a nawet czujemy frustrację będącą zawsze zapowiedzią przełomu. W poszukiwaniu, rozbijaniu ścian, podążaniu za tym, co dla nas nowe, nieznane, upatruję sens swojego rozwoju. To filozofia, którą przyswoi-łam podczas mojego pobytu w Stanach, gdy kształciłam się pod okiem Danilo Pereza szerzącego tak zwany zero gravity concept. Tak naprawdę to filozofia, którą sam zaczerpnął od Wayne’a Shortera, kiedy grał w jego kwartecie, gdzie improwizacja mieszająca się z kompozycją w czasie rzeczywistym odbywała się w przestrzeni pozbawionej swoistej „grawitacji” narzuconej przez jakiekolwiek oczekiwania, zasady, a podążającą za intuicją i energią i za tym Shorterowskim „unknown”, które niesie ze sobą obietnicę odkrywania nowego, a co za tym idzie – nieustającego rozwoju. Kuszą mnie przeróżne koncepcje, pisanie na różne składy, ryzykowanie, zabawa. Mam listę muzycznych projektów – marzeń, które są bardzo liczne, ale które ze względów logistycznych muszą zrodzić się w najlepszym dla siebie momencie. Na pewno planuję powrót do małych składów i tutaj zdradzę, że szykuje się kilka albumów w trzech różnych składach. Na pierwszy plan w moim muzycznym życiu wysuwa się, oprócz mojego flagowego tria (Michał Kapczuk, Szymon Madej), projekt Neurodivergent, z Maćkiem Szczycińskim i Miłoszem Berdzikiem, którego premiera materiału już niedługo. Eksperymentujemy w nim z harmonicznym strukturami, nieoczywistymi podziałami rytmicznymi, nadając im organiczne flow wspólnej improwizacji. 

 

Masz za sobą koncerty w wielu miejscach za granicą, m.in. w Panamie. Czy doświadczenie muzykowania w latynoskim kraju wpłynęło na ciebie w jakiś sposób? 
Każda podróż jest dla mnie lekcją. Uczę się drugiego człowieka wywodzącego się z zupełnie innego świata, jak i siebie odnajdującej się w nowej przestrzeni. To najbardziej rozwijające dla mnie lekcje, również muzycznie, szczególnie gdy nie tylko poznaję nową muzykę, badając rodzimą twórczość, ale też kiedy mam szansę grać z tamtejszymi muzykami. I to poszukiwanie wspólnego języka, którym staje się po prostu muzyka i ludzkie porozumienie, to coś, co moim zdaniem najwięcej zmienia w człowieku. Ameryka Łacińska rzeczywiście jest szczególnie bliska mojemu sercu, przede wszystkim ze względu na to, że w 2021 roku mieszkałam w Panamie, pracując w Fundacji Danilo Pereza, prowadząc zajęcia, grając, słuchając muzyki, poznając panamski folklor, ucząc się języka, by móc na głębszym poziomie porozumieć się z nowo poznanymi przyjaciółmi. Wspaniałym jest, że tamtejsza muzyka tradycyjna towarzyszy nieustannie codziennemu życiu, wciąga do tańca swoją transową rytmiką, miesza się niekiedy z muzyką popularną, tworząc totalnie oryginalne połączenia. Zetknięcie się z kulturą tak różną od naszej polskiej czy naszej europejskiej, zawsze jest niezwykle rozwijające i inspirujące. Bez moich licznych podróży po Ameryce Łacińskiej nie poznałabym chyba twórczości takich artystów jak Violeta Parra czy Victor Jara (Chile), Puente Celeste, Camila Meza, Eleonora Eubel, Ernesto Jodos, Hernan Jacinto (Argentyna) i wielu innych. Wśród wspomnianych wcześniej projektów, które planuję powołać do życia w niedalekiej przyszłości, jest również jedno trio (składu na razie jeszcze nie zdradzę), w którym wykorzystuję zasłyszane podczas moich podróży koncepcje muzyczne. 

Wiele osób mówi, że odnajduje w twojej muzyce konkretny sposób prowadzenia harmonii. Czy są to świadome zabiegi, czy może naturalny wynik twojej ekspresji w procesie twórczym? 
Myślę, że na pewnym etapie w procesie twórczym nadrzędną staje się intuicja, która jest wypadkową tego, co do tej pory usłyszeliśmy, czym się zainspirowaliśmy, przetestowaliśmy, przepuściliśmy przez swoją wrażliwość i wizję artystyczną. I czasem kieruje ona nas na te ścieżki, które są najbliższe naszej wrażliwości, naszym gustom, w wyniku czego klaruje się nasz indywidualny styl. Osobiście lubię nieoczywistą harmonię, ciemność, zawieszenie, niepewność i niedopowiedzenia, liryzm, a jednocześnie rozpędzoną energię. Natomiast ciekawym rozwiązaniem jest również eksperymentowanie z konkretnymi koncepcjami harmoniczno-rytmicznymi, branie na warsztat nowych, nieokreślonych wedle harmonii funkcyjnej struktur bądź granie poza harmonią czy tworzenie jej wspólnie w ramach kolektywnej „komprowizacji” (miks kompozycji i improwizacji), bądź odrzucenie harmonii jako priorytetowego czynnika procesu kompozytorskiego, a odnalezienie go w rytmie, melodii bądź w samym brzmieniu. Te pozostałe rozwiązania są niezwykle inspirujące i rozwijające – staram się również kierować nimi w procesie kompozytorskim, jak i podczas samej improwizacji. 

 

Powiedziałaś kiedyś, że Chopin był twoją pierwszą fascynacją. Jak jest teraz? Kto cię najbardziej inspiruje? 
Myślę, że większość pianistów zaczyna od Chopina i Bacha jako pierwszych inspiracji zarówno harmonicznych, jak i melodycznych. Z klasycznych kompozytorów, myślę, że francuscy impresjoniści – Ravel i Debussy oraz polski kompozytor Karol Szymanowski. Interesują mnie struktury akordowe, interwałowe, rozwiązania harmoniczne wymykające się systemowi dur-moll, a bazujące przede wszystkim na byciu nośnikiem emocji, energii i pewnej głębi. 

 

Na najnowszym albumie „Parallel” pojawiają się pierwszy raz teksty twojego autorstwa, których bazą są osobiste wiersze. Czy czujesz większą moc przekazu w swojej twórczości, od kiedy masz do dyspozycji również słowo? 
Tekst może dopowiadać pewną historię, dopełniać warstwę muzyczną. Nie jest to jednak jedyna droga, by zwiększyć moc przekazu lub w ogóle wpłynąć na jego siłę w przypadku muzyki głównie instrumentalnej. Słuchacz bowiem może stworzyć swoją własną na podstawie słuchanej muzyki. Czasem też nie potrzebuje dopowiadać sobie historii, ale jedynie skupić się na doznaniach słuchowych wywołujących w nim konkretne emocje, przeżycia, przywołujące wspomnienia, bądź po prostu poruszyć zmysły. Wszystkie drogi i koncepcje są jak najbardziej OK i moim zdaniem nie należy ich wartościować. Moja historia, którą przekazuję w warstwie literackiej, może być zupełnie inna niż ta powstała w wyobraźni słuchacza; słuchacz może zarezonować z jej przekazem albo nie. To jest pewne ryzyko, natomiast w przypadku wybranych utworów na płycie, tekst stał się dla mnie integralną częścią całej filozofii przyświecającej na tym albumie, dlatego ważnym dla mnie było okraszenie ich słowem i czuję, że w tych czterech utworach harmonia i tekst stworzyły piękne dopełnienie. 

 

Twoja muzyka to ważny głos młodej sceny jazzowej. Czego twoim zdaniem potrzeba dziś początkującym twórcom? Nie tylko jazzowym. 
Bezkompromisowości, zaufania swojej wizji, intuicji i nieustającego poszerzania horyzontów. To chyba coś, czego w zasadzie życzę wszystkim, bez względu na zawód. Natomiast szczególnie artystyczne zawody wymagają otwartego umysłu, kreatywności i owej bezkompromisowości będącej wyrazem odwagi potrzebnej czasem do podjęcia artystycznego ryzyka. 

 

Co może dać twórcy przynależność do takiej organizacji jak ZAiKS? 
Przede wszystkim poczucie bezpieczeństwa. Bez organizacji zbiorowego zarządzania prawami autorskimi nie bylibyśmy w stanie śledzić każdorazowego użycia naszych utworów i kontrolować wynagrodzenia pobieranego z tego tytułu. Dzięki nim nasza twórczość kompozytorska jest zaopiekowana prawnie, a my możemy z jej tytułu czerpać korzyści finansowe.

#Rozmowa kulturalna
#Artykuł z kwartalnika