Po internecie krążą ostatnio zestawienia przebojów minionego stulecia ze współczesnymi hitami. Zestawienia tendencyjne, bazujące na specjalnie wyłuskanych fragmentach tak, by dzisiejsze piosenki wypadły banalnie i głupio przy wyrafinowanych artystycznie utworach z dawnych lat.
Nie rzuciło mi się w oczy podobne zestawienie wybranych starszych i nowszych piosenek dziecięcych. A może warto porównać Kaczkę-dziwaczkę opartą na humorystycznym tekście Brzechwy z piosenką Idą kaczuszki grupy Śpiewające Brzdące? Czy gdybyśmy zwrócili uwagę na rymy częstochowskie i wypełniające refren „kwa-kwa-kwa-kwa-kwa” w drugiej z piosenek, to byłaby to czysta złośliwość? A może to obraz zjawiska, o którym warto powiedzieć kilka słów więcej?
Przez pewien czas współredagowałam płyty z muzyką edukacyjną dla dzieci dla jednego z polskich wydawnictw. Dzięki temu miałam możliwość obserwować, co proponują dzisiejsi twórcy piosenek dziecięcych zarówno w warstwie słownej, jak i muzycznej. I chociaż wśród nowych utworów trafiają się perły, to niestety zwracają też uwagę powtarzające się cechy współczesnych utworów dla najmłodszego odbiorcy, takie jak infantylizacja tekstu czy discopolowo-biesiadny charakter aranżacji. Wydaje się, że hasła „głośno”, „szybko”, „wesoło” mają dziś większą moc sprawczą niż chęć dążenia do tego, by piosenka otwierała wyobraźnię i rozwijała smak artystyczny.
„W ostatnim czasie można zauważyć przesuwający się próg głośności w muzyce skierowanej do dzieci” – zauważa kompozytorka Anna Maria Huszcza. „Niektóre za tym podążają, ale jest też dużo osób wrażliwych na głośność. Wydaje się, że może to wynikać z założenia, że głośna, szybka i rytmiczna muzyka na pewno przypadnie najmłodszym do gustu, zachęci do ruchu i będą po nią częściej sięgać”.
Huszcza w swojej twórczości adresowanej do najmłodszych udowadnia, że uwagę dzieci można angażować w znacznie bardziej wysublimowany sposób niż przytłaczanie aranżacji głośnym beatem. Przykładowo w utworze Detektyw Klops na kwartet perkusyjny i narratora do słów Małgorzaty Szwajlik, kompozytorka stara się muzycznie ilustrować brzmienia generowane przez zabawki. Bogaty wachlarz dźwięków i efektów, jaki stwarza perkusyjne instrumentarium, okazuje się ku temu doskonałym narzędziem. Niebanalne podejście do kwestii instrumentacji to także cecha Owadologii Huszczy – cieszącego się ogromną popularnością utworu na sopran i orkiestrę kameralną do słów własnych. Kompozytorka nie boi się prezentować dzieciom rozmaitych efektów sonorystycznych, takich jak dźwięk balonu, w którym jest nakrętka od śrubki (imitacja bzyczenia komara) czy granie na trawie lub na stroiku oboju. Wykonawczynią utworu jest znakomita sopranistka, Joanna Freszel, która – zmieniając barwę głosu w poszczególnych fragmentach – uwrażliwia dzieci na to, że piosenki mogą być śpiewane w różny sposób.
Na jeszcze inne zagadnienia związane ze współczesną muzyką dziecięcą zwraca uwagę poznański kompozytor Jerzy Fryderyk Wojciechowski.
„Pewną okropną rzeczą pojawiającą się w piosenkach dla dzieci jest używanie zdrobnień w tekście i stosowanie ograniczonej melodii i harmonii” – stwierdza. „W moich piosenkach kontur meliczny nigdy nie jest prosty, staram się, aby muzyka była bogata harmonicznie. Dzieci lubią ciekawe interwały i elementy, które pojawiają się w normalnej, »dorosłej« muzyce”.
Jednym z ciekawszych przedsięwzięć Wojciechowskiego, realizowanym wspólnie z Pauliną Rogowską-Serwą, jest komplet płyt „Figlaki” z piosenkami dla przedszkoli. Do nagrania utworów zostały wykorzystane prawdziwe instrumenty, co nie jest regułą w zdominowanej przez komputerowe, syntetyczne brzmienia muzyce dziecięcej. Dodatkowo, piosenki inspirowane są muzyką świata, dzięki czemu dzieci mogą poznać brzmienia charakterystyczne dla krajów Bliskiego Wschodu, Azji, Afryki i Europy.
Działalność Wojciechowskiego i Huszczy to zdecydowanie wart wyróżnienia przykład alternatywy wobec królujących w muzyce dziecięcej uproszczeń i schematów. Oboje twórcy są tradycyjnie wykształconymi kompozytorami, co na pewno wpływa na ich ambitne podejście do tematu. Ale czy edukacja kompozytorska – niezależnie od tego, że wyrabia i pielęgnuje wysokie potrzeby artystyczne – daje narzędzia, by w świadomy sposób pisać utwory dla najmłodszych? Czy młodzi adepci dowiadują się, jak utrzymać uwagę czterolatka, jak zainteresować ośmiolatka, a jak dotrzeć do dwunastolatka? Niestety, tego typu wiedzy dotkliwie brakuje na studiach kompozytorskich, przez co zdarza się, że tradycyjnie wykształceni twórcy, mierząc się z zamówieniem na utwór dziecięcy, przytłaczają młodego słuchacza poziomem złożoności dzieła lub monotonią. Zwraca na to uwagę Anna Maria Huszcza, która oprócz studiów kompozytorskich ukończyła także studia na specjalności rytmika i pracuje z dziećmi. Kompozytorka wspomina, że to właśnie na rytmice uczestniczyła w zajęciach z improwizacji, podczas których miała sposobność tworzyć piosenki i utwory dla dzieci. Doświadczenie to pomogło jej zrozumieć, jak specyficznym słuchaczem jest kilkulatek.
„Komponując dla dzieci, przede wszystkim skupiam się na ich percepcji. Zastanawiam się, jak operować formą, żeby zatrzymać ich uwagę; żeby czasem przestraszyć, czasem zaskoczyć, a czasem uspokoić. Staram się różnicować utwór pod względem fakturalnym i kolorystycznym. Kiedy piszę musical, zależy mi na tym, by melodie zapadały w pamięć i żeby dzieci wychodziły z przedstawienia, nucąc je w głowie”.
Mówiąc o musicalu, warto przyjrzeć się szerzej kwestii scenicznych utworów dziecięcych, bo przecież nie samą piosenką żyje dziecko. W repertuarze filharmonii i teatrów operowych nie brakuje dzieł adresowanych do najmłodszego odbiorcy należących do kanonu muzyki klasycznej, takich jak Dziadek do orzechów Piotra Czajkowskiego czy Piotruś i wilk Sergiusza Prokofiewa. Ale czy propozycja dla wychowanków epoki cyfrowej musi się kończyć na utworach przedwojennych?
Z tym bywa różnie. Wprawdzie są w Polsce instytucje muzyczne otwierające się na współpracę ze współczesnymi kompozytorami, nie zawsze jednak współpraca z żyjącym twórcą wiąże się z podejmowaniem tematyki na miarę czasów współczesnych. Przykładem dzieł scenicznych komponowanych przez młodych kompozytorów jako ilustracja tradycyjnych opowieści są musicale, które od kilku lat prezentuje Filharmonia Gorzowska. W 2014 roku wystawiono tam Królewnę Śnieżkę Jana Krutula, a w następnych latach swoje premiery miały kolejno: Alicja w Krainie Czarów Anny Marii Huszczy, Pinokio Szymona Godziemby-Trytka i najbardziej nowoczesna, choć nadal nie całkiem współczesna Akademia Pana Kleksa Kamila Koseckiego. W grudniu bieżącego roku możemy natomiast spodziewać się premiery Księgi dżungli Anny Marii Huszczy. Wybór klasycznych tekstów niekoniecznie musi być deficytem powyższych musicali, a co jest definitywnie ich walorem – dzieci nie są wyłącznie odbiorcami, lecz również wykonawcami. Otwartość Filharmonii Gorzowskiej na współpracę muzyczną z dziećmi – tymi uczącymi się w szkołach muzycznych, ale także tymi bez żadnego doświadczenia muzycznego – jest ideą wyjątkową w skali ogólnopolskiej.
Dla kontrastu wspomnieć należy o współczesnych utworach scenicznych powstających do współczesnych tekstów. Do takich należy chociażby spektakl muzyczny dla dzieci i młodzieży Pan Lutosławski, który powstał w 100. rocznicę urodzin Witolda Lutosławskiego dzięki współpracy Fundacji Zygmunta Noskowskiego oraz Teatru Muzycznego w Łodzi. Autorką scenariusza opowiadającego o życiu i twórczości tytułowego kompozytora jest Bogumiła Dziel-Wawrowska, a twórcą muzyki jest Tomasz Opałka. Rozmowa Witolda Lutosławskiego ze znajomą dziennikarką i podpatrywanie jego z prób z orkiestrą stanowią kanwę sztuki i promują takie wartości, jak obcowanie ze sztuką wykonywaną na żywo. Jest to także pretekst do przemycenia terminów i nurtów muzycznych. Innym wartym wyróżnienia utworem scenicznym z tej kategorii jest opera Salija z librettem Małgorzaty Szwajlik i muzyką Krzysztofa Dobosiewicza, uhonorowana pierwszą nagrodą w konkursie na operę dla dzieci i młodzieży w wieku 8-15 lat organizowanym przez Stowarzyszenie Autorów ZAiKS we współpracy z Teatrem Wielkim – Operą Narodową. Libretto utworu odwołuje się do wyobraźni, wrażliwości oraz doświadczeń nowego odbiorcy, takich jak samopoznanie, odkrywanie własnej tożsamości i konfrontacja z lękami. Bohaterką opery jest dorastająca, trzynastoletnia dziewczynka, która za sprawą zrządzenia losu przenosi się w głąb nieznanego świata i staje przed koniecznością trudnych wyborów. Warstwę muzyczną cechuje bogactwo kolorystyczne orkiestry symfonicznej i szerokie wykorzystanie możliwości harmonicznych, dzięki czemu muzyka stanowi świetną ilustrację zarówno akcji opery, jak i charakterów, emocji czy relacji pomiędzy bohaterami.
Trudno oczywiście stawiać na jednej szali arcydzieła klasyki z utworami nowoczesnymi i oceniać, czy bardziej rozwijająca jest dla dziecka opowieść o królewnie Śnieżce i zatrutym jabłku czy o królewnie Śnieżce wykluczonej ze społeczności z powodu odmiennego koloru skóry. Warto jednak próbować docierać do dziecięcej wrażliwości, nie bojąc się współczesnych środków i tematów i nie umniejszając możliwości percepcyjnych młodego słuchacza. Dotyczy to tak samo piosenek, jak i bardziej złożonych utworów, w tym dzieł scenicznych. Podróż w głąb własnej wyobraźni i otwartość na eksperyment to dla twórcy coś w rodzaju spotkania z wewnętrznym dzieckiem. To nieskrępowana zabawa z artystyczną materią, ciekawość nieznanego i umiejętność obrócenia w żart każdej poważnej sytuacji. Pytanie, czy twórca będzie umiał to dziecko w sobie odnaleźć i rozmawiać z młodymi odbiorcami z tego pułapu czy też przemówi do nich głosem dziadersa, który musi uciec się do infantylności i banału, żeby choć trochę nadawać na dziecięcych falach.