Izabella Cywińska

Łukasz Maciejewski
8.01.2024
Izabella Cywińska
Izabella Cywińska

„Wolność jest tym, co powinno się doceniać najbardziej” – powiedziała mi kilka miesięcy przed odejściem. Ostatnie lata były dla artystki trudne.

Izabella Cywińska zmagała się z coraz poważniejszymi problemami zdrowotnymi, a nasza wieloletnia, ożywiona relacja: i mailowa, i osobista, weszła w nową fazę – rozmów telefonicznych. I pamięci nieinwazyjnej, serdecznej, w której mniej chodzi o teraźniejszość, o pracę, nowe pomysły zawodowe, bardziej o wyszukiwanie w przeszłości paliwa do działania. Była to jednak wciąż ta sama Izabella Cywińska, która przez lata zachwycała energią, zapałem, wciąż nowymi planami i pomysłami. Na siebie, na Polskę i na świat. 

Tę triadę (ja wobec Polski, ja wobec świata) przeżywała zresztą do samego końca. Żyła polityką, nie tylko dlatego, że znała ją z autopsji, była przecież ministrą kultury w rządzie Tadeusza Mazowieckiego. Polityka, żywioł socjologiczny i społeczny, to był prawdziwy napęd Cywińskiej. Przeżywała Polskę do ostatnich dni tak, jak przeżywa się rodzinę. Coś lub kogoś najbliższego. I taka była również jako artystka: zaangażowana, namiętna, zapamiętała w pracy i w życiu. 

Wiele lat temu walczyła o wolność, świetnie prowadząc teatry w Kaliszu i w Poznaniu, piastując urząd ministry kultury, reżyserując i aktywizując kobiety do działania. Doświadczyła zarówno klęski jej marzeń, jak i zwycięstwa ideałów. 

Jako reżyserka bywała czasami niespełniona, ale jako człowiek i polityk poznała uczucie satysfakcji. Chcę wierzyć, że ostatnie tygodnie, dni życia Izabelli Cywińskiej to było właśnie to uczucie. Że się udało, walka nie poszła na marne. W znakomitej autobiografii, Dziewczynie z Kamienia (Cywińska urodziła się w Kamieniu Puławskim), reżyserka wielokrotnie wspomina, że w najgorszych sytuacjach – i życiowych, i losowych – ratunku i pocieszenia szukała w pracy. To był jej imperatyw, a zarazem spełnienie oczekiwań dostrzegających w Cywińskiej od najwcześniejszych lat liderkę, przywódczynię, osobę decyzyjną. 

Taka właśnie była. Miała własne zdanie, była dociekliwa i ciekawa świata, bywała ostra i przenikliwa. I była kobietą. Tak, to ważne, gdyż przy wszystkich osiągnięciach indywidualnych Izabelli Cywińskiej warto przypomnieć, że kiedy zaczynała, kobiety nie były postrzegane jako kandydatki na reżysera. Nie ten temperament, nie ta siła – uważano. 

W polskim kinie, może poza Wandą Jakubowską, reżyserki zostały zepchnięte na margines twórczyń realizujących filmy dla dzieci. W teatrze również były wyjątkiem. Cywińska przebijała ten mur. Siłą charakteru, pasją, determinacją i talentem. Krok za krokiem: reżyserowanie, odkrywanie talentów aktorskich, w końcu dyrekcja teatrów, stanowisko ministry kultury, serial Boża podszewka, kolejne realizacje, kolejne, mniej już udane, dyrektury (Ateneum w Warszawie). 

Za nią – i za kilkoma innymi silnymi kobietami – poszły inne. Dzisiaj polskie kino, polski teatr ma twarz kobiety, ale pamiętajmy, że to między innymi Izabella Cywińska rozpoczęła ten pochód. 

Była odkrywczynią wielu talentów reżyserskich i aktorskich. Maciej Prus, Janusz Wiśniewski, Wiesław Komasa, Izabella Olejnik, Lech Łotocki, a po latach Danuta Stenka, Agnieszka Krukówna, Andrzej Grabowski, Łukasz Simlat, Krzysztof Zawadzki czy Karolina Gruszka. Pracowała z tuzami, ale potrafiła też zauważyć i docenić diamenty wśród kamieni. 

Danutę Stenkę, swoje największe zawodowe odkrycie, zauważyła na festiwalu teatralnym, ta była wtedy etatową aktorką teatru w Szczecinie. Przyjęła ją do Teatru Nowego w Poznaniu, a potem zaprosiła na plan Bożej podszewki, tym samym zmieniając na zawsze życie jednej z najważniejszych polskich aktorek. Karolina Gruszka zagrała w serialu Cywińskiej, kiedy miała dwanaście lat, Łukasz Simlat otrzymał pierwsze ważne zadanie aktorskie w Kochankach z Marony

Izabella Cywińska była z tych odkryć dumna. I szczęśliwa z karier podopiecznych. Podtrzymywała kontakt, zapraszała do pięknego mieszkania na Piwną, doradzała, również w sprawach życiowych. Czyniła to w swoim stylu: prostolinijnie, bez ozdobników, ale zawsze z życzliwością. Kiedy kogoś ceniła, była w tym szczera, w odwrotnych sytuacjach – również. 

Ma się wrażenie, że Cywińska pojawiała się zawsze tam, gdzie działy się rzeczy ważne, istotne dla Polski i dla teatru. Znała wszystkich, nie wszystkich lubiła i nie każdy ją cenił. 

Lata szczenięce, dorastanie w cieniu wojny, potem stalinizm, studia na etnografii, bezskuteczne próby dostania się na reżyserię w warszawskiej Szkole Teatralnej, klepanie biedy, walka o przetrwanie. Lekcje pokory, zmieniane teatry, stanowiska, tysiące spotykanych ludzi, przewodników, przyjaciół. Niezwykłe małżeństwo z Januszem Michałowskim, podporą i kompanem na dobre i na złe. 

„Życiem rządzi rytm” – pisał ukochany pisarz Cywińskiej, Wiesław Myśliwski, w Traktacie o łuskaniu fasoli. Rytm Dziewczyny z Kamienia to przede wszystkim klasyczny jazz, czasami muzyka poważna, ale raczej współczesna, niekiedy rock’n’roll, chwilami nawet hip-hop. Zmienne rytmy życia.

#pożegnania