Wojciech Marczewski, 80. urodziny

Michał Karpa
15.04.2024
fot. Grzegorz Michałowski / PAP
fot. Grzegorz Michałowski / PAP

Reżyserował w czasie eksplozji kina moralnego niepokoju, ale nigdy nie chciał być utożsamiany z tym nurtem. Wojciech Marczewski, nazywany filmowcem osobnym, stosunkowo rzadko wypowiadał się artystycznie. Mimo to – a może właśnie dlatego – jest jednym z najważniejszych twórców polskiego kina drugiej połowy XX wieku. 

W tym roku mija 55 lat od czasu, kiedy Wojciech Marczewski zrealizował swój pierwszy film telewizyjny zatytułowany Podróżni jak inni, opowiadający o współpracy polskiego ruchu oporu z francuskimi komunistami podczas II wojny światowej. Dziś, po upływie ponad półwiecza, w jego reżyserskim dorobku znajduje się łącznie dziesięć filmów telewizyjnych i kinowych. Pytanie, dlaczego tylko tyle, automatycznie ciśnie się na usta. „Powinienem kręcić filmy tylko wtedy, kiedy mierzę się z tematem czy materiałem, który dogłębnie mnie porusza i jest dla mnie osobiście ważny. Tylko wtedy staję się utalentowany, inteligentny i wrażliwy. Wtedy wchodzę w wyobrażony świat z pełnym przekonaniem. Widzę go w obrazach, kolorach, wiem, jaki rytm mu narzucić. Czuję się wówczas kompetentny” – wyjaśniał artysta w wywiadzie opublikowanym na łamach serwisu Stopklatka. 

Wojciech Marczewski urodził się 28 lutego 1944 roku w Łodzi i z tym miastem związał swoją edukację. Studia na Wydziale Reżyserii Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej rozpoczął w 1962 roku. Dwa lata później zrezygnował z nich na rzecz filozofii i historii na Uniwersytecie Łódzkim, które też porzucił, by ostatecznie w 1969 roku ukończyć łódzką filmówkę. 

Pierwszy poważny sukces przyszedł wraz z filmową adaptacją powieści Emila Zegadłowicza. Zmory (1978), opowiadające o trudnym czasie dojrzewania w systemie społeczno-politycznego ucisku, wyróżniono m.in. Srebrnymi Lwami na festiwalu w Gdańsku (impreza odbywa się w Gdyni od 1986 roku) czy też nagrodą Międzynarodowej Organizacji Katolickiej ds. Filmu na festiwalu w San Sebastian. Co ciekawe, Episkopat Polski uznał film za „antykościelny paszkwil” i zalecał, by go nie oglądać. 

Pozycję artysty przenikliwego, zaangażowanego, wypowiadającego się na istotne tematy społeczno-polityczne, ugruntowały kolejne produkcje Wojciecha Marczewskiego, w tym osadzone w czasach stalinizmu Dreszcze (1981), które zaledwie miesiąc po premierze, wraz z wprowadzeniem stanu wojennego, stały się jednym z filmowych półkowników. Film otrzymał wiele nagród, m.in. Srebrnego Niedźwiedzia w Berlinie oraz Nagrodę Główną Jury Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdańsku. 

W kolejnych latach Wojciech Marczewski zamilkł jako reżyser. „Psychicznie źle wyszedłem ze stanu wojennego, z poczuciem nienawiści do tych ludzi. I sam się tego przeraziłem. Uznałem, że w tej sytuacji nie powinienem wypowiadać się publicznie. Musiałem to przeczekać, żeby spojrzeć na ludzi i rzeczywistość bardziej życzliwie, a może i bardziej ironicznie czy nawet złośliwie. Bardziej intelektualnie niż emocjonalnie. Nie chciałem się pogodzić z tym, że moi koledzy byli aresztowani, że byliśmy bici” – wspominał podczas spotkania w Sokołowskim Ośrodku Kultury. 

Do tworzenia filmów wrócił niemal dekadę później. I był to powrót wyjątkowy – Ucieczka z kina „Wolność” (1990) stała się jednym z najważniejszych filmów okresu przeobrażeń ustrojowych. Gorzka fabularna satyra z elementami fantastyki to z jednej strony opowieść o potrzebie wolności, z drugiej – o rachunku sumienia, do jakiego „nowa” rzeczywistość zmusza ludzi „starej” władzy. I ten film, podobnie jak poprzednie, został doceniony, zdobywając laury na krajowych i zagranicznych festiwalach. 

Ostatnim wyreżyserowanym przez Wojciecha Marczewskiego filmem jest Weiser z 2000 roku, którego scenariusz powstał w oparciu o powieść Weiser Dawidek Pawła Huelle. Dziesięć lat później tłumaczył, dlaczego w czasach telewizyjnych reality shows nie może znaleźć dla siebie miejsca. „Można by podjąć walkę, żeby wrócić na scenę, ale wewnętrzna granica przyzwoitości mi na to nie pozwala. Nie mogę się umizgiwać do czegoś, czego nie szanuję. Nie mogę brać udziału w tym ogłupianiu. Gdy spotykam się z bylejakością myśli i formy, mam poczucie, że to jest nieuczciwe i artyście tego robić nie wolno” – mówił w wywiadzie dla „Polityki”. 

Takie wartości Wojciech Marczewski wyznaje nie tylko jako reżyser, ale i pedagog. Z adeptami sztuki filmowej pracował poza granicami kraju, m.in. w Anglii i Danii, zajęcia ze studentami prowadził również w łódzkiej Szkole Filmowej oraz Mistrzowskiej Szkole Reżyserii Filmowej Andrzeja Wajdy, której jest współzałożycielem. Ponadto był zaangażowany w działalność instytucji filmowych, m.in. Stowarzyszenia Filmowców Polskich, Rady Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej czy Rady Programowej Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych. To pokazuje skalę artystycznego działania, którego nie można sprowadzać wyłącznie do liczby nakręconych filmów. 

#jubileusze
#Artykuł z kwartalnika