Z Karoliną Mikołajczyk i Iwo Jedyneckim – duetem kameralnym rozmawia Przemek Karolak
Zostaliście uhonorowani Paszportem „Polityki” w kategorii Muzyka poważna. Czy ta nagroda zmieniła coś w waszym życiu zawodowym?
Karolina: Wciąż robimy to, co wcześniej, choć faktycznie trochę się zmieniło. Paszport „Polityki” otworzył nam nowe możliwości. Wyszliśmy poza wąskie środowisko muzyki klasycznej. Mamy poczucie, że zostaliśmy zauważeni w szerszym wymiarze, co się przekłada m.in. na więcej zapytań o koncerty czy wywiady.
Iwo: Dostaliśmy „stempel jakości”, który może okazać się pomocny w przypadku tak nietypowego duetu instrumentalnego (śmiech).
Skrzypce i akordeon wydają się zastanawiającym połączeniem. Czy czuliście, że to może wypalić?
K: Wszystko robimy w zgodzie z naszą estetyką i intui-cją muzyczną. Mieliśmy pewność, że nasz pomysł wypali, przynajmniej bardzo mocno w to wierzyliśmy. Na przestrzeni lat wypracowaliśmy między sobą wspólny język muzyczny. Tak naprawdę myślę, że każde połączenie instrumentów da się jakoś scalić, ale ostatecznie ważne jest, czy efekt tej pracy wniesie coś nowego lub mającego wysoki poziom artystyczny. Dużo zależy od tego, co my jako wykonawcy chcemy przekazać odbiorcy.
I: W naszym przypadku to właśnie specyfika instrumentów sprawia, że tak do siebie pasują. Skrzypce są instrumentem melodycznym, a akordeon tym dającym wypełnienie harmoniczne i choć teoretycznie oznacza to, że mogą się znakomicie uzupełniać, bardzo rzadko można spotkać tego typu połączenia w muzyce klasycznej. Wiedzieliśmy, że będzie ciekawie, ale nie spodziewaliśmy się chyba, że zajdziemy z tym tak daleko.
K: I co ważne, wychodzi nam to naturalnie, tu nie ma żadnej kalkulacji. Nie tworzyliśmy tego projektu, żeby kogoś zadowolić czy powielać jakiś sprawdzony schemat. Wierzyliśmy w wyjątkowość naszych działań i włożyliśmy w nie ogrom pracy.
I: Śmiało można powiedzieć, że w tym duecie naprawdę wyrażamy siebie.
Czy to, że oba instrumenty do siebie pasują, daje wam nowe możliwości, których nie mają inne instrumenty?
I: Oczywiście. Akordeon w duecie tworzy coś niespotykanego. Ma zdolność dynamicznego kreowania dźwięku w trakcie jego trwania, w przeciwieństwie do innych wielo-głosowych instrumentów klawiszowych, takich jak np. fortepian czy organy. Jego zestawienie ze skrzypcami daje możliwość swoistego stopienia brzmienia – niekiedy można odnieść wrażenie, że słyszymy jeden większy instrument.
K: To są dwa bardzo plastyczne instrumenty, przez co tak doskonale mogą ze sobą współgrać.
Zatem jak można wypracować doskonałość współbrzmienia?
I: Mamy swoje sposoby (śmiech). To wypadkowa ćwiczeń i zaufania. Kiedy wiesz, że po drugiej stronie masz dobrego muzyka, możesz mieć pewność, że wie, co robi ze swoim instrumentem. Tak było w naszym przypadku – ten wspólny dźwięk powstał w sposób naturalny i nieinwazyjny dla naszych indywidualności.
K: To też kwestia wrażliwości – na dźwięk, na drugi instrument. I instynktu. Jesteśmy wykształconymi muzykami, mamy dużą wiedzę, znamy swoje możliwości. To połączenie nabytej przez lata wiedzy i wrażliwości na dźwięk jest kluczowe.
Powiedzieliście w jednym z wywiadów, że wybieracie taką muzykę, żeby była zrozumiała dla słuchacza.
K: Tak, ale wynika to ze zrozumienia dla jakiej publiczności się gra. Nasze programy koncertowe są bardzo różnorodne, ale w ramach jednego koncertu staramy się nie mieszać zbyt wielu stylistyk. Co nie znaczy, że nie chcemy zainteresować publiczności innymi rodzajami wrażliwości niż te, do których są przyzwyczajeni.
I: Jednym z naszych projektów jest ten z wirtuozowskimi, bardzo klasycznymi w brzmieniu, ujęciami tematów filmowych – zdarzyło nam się prezentować go nawet na większych festiwalach muzyki filmowej. Tam występujemy przed zupełnie inną publicznością niż tą, która pojawia się na większości naszych koncertów. Myślę, że to również istotne, ponieważ w ten sposób można przyciągnąć „niemozartowego” odbiorcę na inne koncerty z repertuarem klasycznym. W doborze muzyki zawsze trzymaliśmy się zasady, że gramy to, co naprawdę lubimy i co czujemy, i co rozwija nas jako wykonawców klasycznych.
K: Pamiętajmy też o tym, że jesteśmy łącznikiem pomiędzy kompozytorem i odbiorcą. To jest bardzo istotne, zarówno z perspektywy tego, jak my tę muzykę zrozumiemy, ale też, w jaki sposób ją przekażemy. Kluczowe jest to, aby być jak najbardziej komunikatywnym. Uważam, że nawet muzykę współczesną można wyrazić w bardzo przystępny sposób – obrazowo, zrozumiale i interesująco.
To jak intepretować muzykę klasyczną dzisiaj? Czy już można ją zaklasyfikować do muzyki popularnej?
I: Wydaje mi się, że jeszcze nie.
K: Ale to się zmienia. Choćby zainteresowanie kina – powstają filmy o Marii Callas, Chevalierze, Bernsteinie. Muzyka klasyczna pojawia się coraz częściej w kulturze popularnej.
I: …i towarzyszy nam na co dzień, nawet jeśli nie ma się tego świadomości, np. w charakterze playlist na serwisach strea-mingowych służących relaksowi czy skupieniu na nauce. Kilka lat temu wydawało mi się, że mamy kryzys zainteresowania muzyką klasyczną, w dużej mierze wywołany przez pandemię i brak koncertów. Teraz jest zupełnie inaczej, ta wrażliwość zdaje się coraz szerzej rozumiana. Uczymy się ją odpowiednio wykorzystywać. Dowodem na to niech będzie fakt, że artyści nagrywający dla największych wytwórni klasycznych typu Deutsche Grammophon czy Decca wydają nagrania ze swoistymi „hitami” muzyki klasycznej, w sposób charakterystyczny dla muzyki popularnej – singli czy nawet albumów koncepcyjnych.
K: My, jako część tego środowiska, patrzymy na żelazny repertuar klasyczny trochę inaczej – dla nas to oczywistość, coś, czego nikomu nie trzeba przedstawiać. To jasne, że Bach był geniuszem, że w utworach Chopina pobrzmiewa tęsknota za ojczyzną, a Vivaldi światową popularność zyskał barwnymi tematami swoich koncertów skrzypcowych. Dla masowego odbiorcy to wszystko może być odkryciem.
I: Powiem więcej, jeszcze nie tak dawno myśleliśmy, że ten „ograny” repertuar jest nie dla nas, że trochę nie wypada go grać, ale na szczęście zmieniliśmy nastawienie. I tym sposobem mamy w programach koncertów zarówno Cztery pory roku Vivaldiego, jak i sonatę Błażewicza.
A gdybyście dostali komercyjną propozycję nagrania wspólnego utworu od bardzo popularnego artysty?
I: Może jeszcze parę lat temu zastanawialibyśmy się, jaki to mogłoby mieć wydźwięk w środowisku, ale teraz nie. Każde takie doświadczenie to dla nas okazja do poszerzenia swoich horyzontów.
K: W Stanach Zjednoczonych to jest normalne. Zdobywcy Grammy – klasyczny Attacca Quartet, z którym poznaliśmy się podczas jednego z koncertów w Nowym Yorku, niedawno wystąpił w programie „Saturday Night Live” z Billie Eilish.
I: Oni się wręcz tym chwalili. Nie mają żadnego problemu, żeby angażować się w komercyjne projekty. Bo wiedzą, że zapewnia to dużą ekspozycję, której muzycy klasyczni nigdy by nie mieli. I nie chodzi tu o własne pobudki, potrzebę poczucia się gwiazdą, ale raczej oswojenie społeczeństwa z muzyką klasyczną.
K: Najważniejsza jest jakość i wzajemne zaufanie. Popowy muzyk będący mistrzem w swojej dziedzinie wcale nie musi być mniej zdolnym artystą od w yedukowanego klasycznie wykonawcy. Chodzi o to, żeby mieć otwartą głowę, nie bać się wyzwań, ale oczywiście nadrzędną sprawą jest to, żeby wszystko robić w zgodzie ze swoimi przekonaniami.
Czy jest jakiś kompozytor albo utwór, z którym się mierzycie i nic z tego nie wychodzi?
I: Odnoszę czasami takie wrażenie, opracowując większe utwory romantyczne na akordeon solo, ale wynika to raczej z braku możliwości poświęcenia temu odpowiedniej ilości czasu niż z ograniczeń instrumentu.
K: W duecie mamy dobrą skuteczność (śmiech). Wybieramy rzeczy, które działają.
I: A nawet jak się wydaje, że dokonujemy ryzykownego wyboru repertuarowego, to i tak potrafimy tak nad nim popracować, że finalny efekt będzie zadowalający. Graliśmy w grudniu w NOSP-rze i dostaliśmy prośbę o stonowany program, bo cykl koncertów nazywał się Pianissimo. Stwierdziliśmy, że włączymy do programu Światło księżyca Debussy’ego – wybitnie pianistyczny utwór, który może nastręczać problemów w opracowaniu i wykonaniu przez dwa instrumenty o tak innych cechach brzmieniowych. Byliśmy zadowoleni z efektu końcowego, ale też ciekawi, jak odbierze go publiczność. Po koncercie podszedł do nas pewien kompozytor i znawca muzyki nowej, mówiąc, że z całego repertuaru to właśnie Debussy podobał mu się najbardziej. To była ogromna satysfakcja i kolejny dowód na to, że z powodzeniem możemy zagrać prawie wszystko.
K: Oczywiście nie bierzemy na warsztat dzieł stricte symfonicznych. Mamy świadomość tego, co będzie stanowiło wartość dodaną w naszym duecie, a co nie.
I: Symfoniczne utwory wiązałyby się z redukcją, a staramy się tego unikać. Dlatego tak chętnie wykonujemy utwory z literatury skrzypcowo-fortepianowej, bo mamy szansę nadać im zupełnie nowy rys brzmieniowy, wykonując jednocześnie wszystkie zapisane przez kompozytora dźwięki, bez kompromisów. Ale z utworów na skrzypce i większe składy graliśmy ostatnio Jesień Vivaldiego i obecnie pracujemy nad Latem – wychodzi to naprawdę świetnie, bo akordeon, jako jedyny z instrumentów polifonicznych, jest w stanie tak zbliżyć się brzmieniem do całej sekcji smyczkowej.
Wiem, że sami zajmujecie się sprawami organizacyjnymi; promocją socialmediową również?
I: Z całą odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że żałuję, że wcześniej nie promowaliśmy się odważniej w social mediach. Widzę na przykładzie znajomych muzyków klasycznych ze Stanów, którzy mają w sieci dziesiątki lub setki tysięcy obserwujących, że publikują rzeczy, których ja dawniej bym nigdy nie opublikował. Ale właśnie dzięki tak ukierunkowanej prezencji w internecie zyskują większe zasięgi, co wcale nie ma negatywnego wpływu na ich karierę – wręcz przeciwnie, przyciągają na swoje koncerty nowych odbiorców. My teraz staramy się to nadrabiać, ale mogliśmy robić to dużo wcześniej.
K: A obserwujący, zasięgi czy odtworzenia przekładają się również na zainteresowanie dużych wytwórni. Artysta przez te statystyki z większym prawdopodobieństwem będzie inwestycją, która da realny zysk po podpisaniu kontraktu.
Czy muzyka klasyczna i serwisy streamingowe to dobre połączenie?
K: Jak najbardziej. I otwiera przed nami zupełnie nowe możliwości, bo nadal muzyka klasyczna jest w naszym odczuciu niszowa i najmniej promowana ze wszystkich sztuk.
I: Wystawa w muzeum, spektakl w teatrze czy film w kinie – to najczęściej wybierane aktywności kulturalne. Wyjście do filharmonii już niekoniecznie.
K: Ludzi trzeba zachęcać, bo jak już wybiorą się na koncert muzyki współczesnej, to – jestem o tym przekonana – wciągną się. Wszystko zależy od odpowiedniej promocji. A odpowiadając jeszcze na pytanie o serwisy streamingowe, wracaliśmy niedawno z nagrania w Krakowie i w kółko słuchaliśmy…
I: …Víkingura Ólafssona i jego płyty z utworami Rameau.
K: To jest niemal imprezowa muzyka! (śmiech)
I: Jest prosta w odbiorze i ma znamiona muzyki popowej. Idealna na serwisy streamingowe.
A co sądzicie o wykorzystaniu AI w muzyce?
I: To duży temat, za bardzo się w niego nie wgłębialiśmy, ale uważam, że może stanowić zagrożenie dla kompozytorów. Algorytmy są dziś tak zaawansowane, że nawet my moglibyśmy mieć problem z identyfikacją muzyki skomponowanej przez sztuczną inteligencję. Póki co, dla nas wykonawców nie widzę większego zagrożenia, bo ludzie wciąż potrzebują odbioru na żywo, szukają kontaktu z drugim człowiekiem. A „analogowa” umiejętność gry na instrumencie zawsze będzie robić wrażenie.
K: Dla mnie sztuczna inteligencja to niepotrzebna ingerencja w sztukę, w której według mnie najważniejszy jest zawsze czynnik emocjonalny, a nie technologiczny.
DUO KAROLINA MIKOŁAJCZYK I IWO JEDYNECKI
Duet na skrzypce i akordeon. Grają ze sobą ponad 10 lat, od czasów studiów na Uniwersytecie Muzycznym Fryderyka Chopina w Warszawie. Debiutowali w 2016 roku płytą „Première”. W swoim repertuarze mają zarówno utwory klasyczne, jak również tanga czy kompozycje filmowe. Ciągle w trasie – koncertowali w Europie, w obu Amerykach i Azji.