Epoka epki

Bartek Chaciński
15.04.2024

Jak rynek długi i szeroki – od sceny alternatywnej po mainstream i od młodych raperów po nobliwych weteranów – muzycy i ich wydawcy wracają ostatnio do krótkiego metrażu. 

„To jest jakaś obłędna polska epka, której nie potrafię nawet zacząć opisywać” – mówił w czerwcu 2023 roku Anthony Fantano, najpopularniejszy zagraniczny youtuber opisujący muzykę, z olbrzymimi zasięgami i niemal trzymilionową rzeszą subskrybentów. „Jej promocja w pozostałej części świata może skutkować jakimś szaleństwem” – dodał. 

Tymi słowami czołowy influencer muzycznego świata po raz pierwszy opowiadał o polskiej płycie: składającej się z pięciu piosenek, 13,5-minutowej „Wykopki EP” duetu Franek Warzywa & Młody Budda. Trudno stwierdzić, w jakim stopniu zrozumiał przekaz ich tekstów, szczególny, bo polskich artystów w takich utworach jak Święto ziemniaka czy Największy pomidor na świecie zajmują głównie tematy rodem z jarskiego jadłospisu. Wiemy natomiast, że w grudniu Fantano wrócił do tematu i włączył polskie wydawnictwo do zestawienia swoich ulubionych epek roku. 

Czy to już globalne szaleństwo? Sądząc po wynikach Franka Warzywa & Młodego Buddy w serwisach streamingowych – jeszcze nie na ich punkcie. Choć są na dobrej drodze. Za to trudno nie zauważyć, że już jakiś czas temu wróciło duże zainteresowanie krótkimi płytami składającymi się z czterech–sześciu utworów, fachowo opisywanych jako extended play. Takie pośrednie formy między singlem a albumem nie są w fonografii nowością, znamy je od mniej więcej stu lat. Ale znów pełnią na rynku bardzo ważną rolę. 

Franek Warzywa & Młody Budda, fot. materiały promocyjne
Franek Warzywa & Młody Budda, fot. materiały promocyjne

Czwórki z plusem

Nowy rok polski rynek powitał całym zestawem „czwórek”. Popularny Mata, który niedawno pożegnał się z labelem SBM chłodno przyjętym albumem „<33”, witał się z publicznością na nowej ścieżce krótką płytą „2038: Warszawa”. Jego rapowy konkurent Szpaku podbijał w t ym czasie playlisty zestawem „Cerber EP”. A synthpopowy duet Wczasy publikował epkę „Program”, idealnie wpisując się swoim gorzkim optymizmem w atmosferę noworocznych życzeń i postanowień oraz karnawałowych imprez: „Podnieś do góry ręce, nie przejmuj się, problemów będzie jeszcze więcej!”. 

„Chcieliśmy zrobić coś szybko, nie zagłębiać się znowu w dłuższy proces pracy nad dużą płytą” – tłumaczy wprost Jakub Żwirełło z Wczasów. „Poza tym nasze czasy wyglądają inaczej: jeśli zagłębimy się w statystyki, dojdziemy do wniosku, że mało kto słucha płyt w całości. Pierwsze utwory na albumie mają zawsze więcej odsłuchów. Ograniczona jest koncentracja, attention span słuchaczy, także dlatego zdecydowaliśmy się na epkę. Wydawnictwo trwające 13-14 minut może w całości przesłuchać każdy. Ponadto każdy utwór można dzięki temu promować osobno jako singiel”. I rzeczywiście: choć Wczasy reprezentują raczej alternatywną cześć rynku i nie zaniedbują wydawnictw fizycznych (choć – jak mówi Żwirełło – traktują je raczej jako prezent dla fanów niż przedmiot zysku), „Program” idzie z prądem pewnej cechy rynkowej czasów streamingu. Algorytmy podpowiadają bowiem pojedyncze piosenki, a playlisty – najważniejszy element promocji muzyki w streamingu – też są najczęściej zestawami singli, a nie albumów. Ten rynek jest tak bardzo skoncentrowany na promocji poszczególnych piosenek, że rozumiejący go najlepiej artyści z okolic hip-hopu publikują jako single już nie dwie, trzy, ale siedem-dziewięć piosenek z albumu. Weteran muzyki rozrywkowej Peter Gabriel poszedł w zeszłym roku jeszcze dalej: przez 11 miesięcy, od początku stycznia do końca listopada, regularnie wydawał na singlach wszystkie 12 utworów z albumu „i/o”, a na początku grudnia opublikował cały album, już bardziej jako efekt końcowy, właśnie podarunek dla największych fanów. Całe jego przedsięwzięcie zebrało jednak tyle uwagi, że należałoby to uznać za skuteczną strategię – nawet w wypadku twórców z dużym dorobkiem i starszą publicznością. 

Co przyjdzie? 

Misia Furtak „Epką” – choć była to forma półgodzinna, całkiem długa, którą dziś sklasyfikowano by jako album – odpaliła swoją solową karierę po występach w formacji très.b, w roku 2013. Dziś przyznaje, że formy muzyczne jeszcze się od tamtej pory skróciły. „Dzieje się tak przez medium, za pomocą którego ludzie słuchają muzyki” – wskazuje artystka. „Algorytmy nie potrzebują masy, potrzebują częstotliwości wrzucania. Lepiej mniej, ale częściej” – precyzuje. 

Jej zdaniem wszystko zmienił sposób konsumowania muzyki i wspomniane medium, które ją dostarcza. W kwestii problemów z cierpliwością, koncentracją słuchaczy autorka Co przyjdzie? nie ma już takiego przekonania. „W kinie znowu mamy masę bardzo długich produkcji i ludzie są w stanie wysiedzieć na filmie spokojnie 2,5 godziny. Albo i więcej przed ekranem telewizora, oglądając coś z platformy streamingowej”. 

Tę zmianę sposobu obcowania z muzyką potwierdzają dane statystyczne – w książce Zarażeni dźwiękiem. Rynek muzyczny w czasach sztucznej inteligencji Stanisław Trzciński prezentuje wyniki swojego badania „Konsumenci muzyki w Polsce”. Wynika z niego, że najpopularniejsze źródło muzyki to telefon komórkowy (57,7%), dalej są m.in. radioodbiornik, telewizor i komputer, odtwarzacze CD (22,7%) lub gramofony (6%) są na dalszych miejscach. 

Ten cyfrowy model obcowania z muzyką zmienia też fundamentalnie promocję piosenek. W czasach dominacji fizycznych nośników słuchacz podejmował decyzję, co kupić, na podstawie tego, co usłyszał w radiu albo co podpowiedzieli mu znajomi. Teraz samo źródło podpowiada mu, czego słuchać. Z badania opublikowanego w Zarażonych dźwiękiem wynika, że w najmłodszej grupie respondentów (15-25 lat) źródłem inspiracji w muzycznych wyborach były w pierwszej kolejności media społecznościowe (59,3%); serwisy streamingowe wpływały na wybory 34,1% słuchaczy, a dziennikarze – jedynie 5,2%. Te dwie pierwsze kategorie podlegają na różne sposoby – co warto zauważyć – algorytmom. 

Myśl o malejącym znaczeniu prasy potwierdza Jakub Żwirełło z duetu Wczasy: „Serwisy streamingowe i związany z nimi sposób słuchania zabijają dziennikarstwo. Wymarły blogi muzyczne, zostały krótkie recenzje na facebookowych stronach zapaleńców. Dużo wychodzi takich płyt, o których nigdy nikt nie napisze” – komentuje, dodając, że strategie promocyjne w dużym stopniu zależą od tego, czy artysta decyduje się na intensywną obecność w social mediach. 

Z platform streamingowych formacja taka jak Wczasy może się za to dowiedzieć więcej o swoich słuchaczach. „Na Spotify dostajemy wiele danych o naszych słuchaczach” – mówi Żwirełło. Czasem pomaga to zespołowi w planowaniu tras koncertowych. „Choć i na to nie ma reguły, bo w małych miejscowościach, w których mniej się dzieje, jedna osoba jest w stanie ściągnąć na koncert nieproporcjonalnie dużo osób” – dodaje. Właśnie w oddolnym działaniu i umacnianiu kontaktu z fanami duet widzi dla siebie przyszłość. 

Wczasy, fot. Nata Moszyńska
Wczasy, fot. Nata Moszyńska

Minialbum, maksipromocja

W wypadku niektórych nurtów muzycznych – jak popularny K-pop – minialbum bywa od dawna podstawowym formatem. Mała płyta ma wiele zalet. „Sadza” pozwoliła zmienić wizerunek Brodki – i z sukcesem odpalić trasę koncertową. Bywają epki na przeczekanie pomiędzy albumami, żeby o sobie przypomnieć, żeby opakować w coś więcej głośny singiel. Spore sukcesy odnosili w tej dziedzinie ostatnio duet Coals („Klan”, „Rewal” i „Homework”) czy raper Szczyl (wspólnie z producentem Magierą, choć ich 28-minutowe „8171” bywa już klasyfikowane jako album). Często po sukcesie jednego mini albumu przychodzi jeszcze kolejny – z remiksami. 

Są wreszcie epki pozwalające młodym artystom przebijającym się dopiero na scenie przedstawić się skuteczniej niż pojedyncze singlowe nagranie. Dość powiedzieć, że to epki rozpoczęły wielkie kariery sanah i Maty. 

Teraz próbują startować z tym formatem choćby Stan Zapalny i Wiktoria Zwolińska. „Obydwoje to młodzi artyści, którzy dopiero stawiają pierwsze kroki na polskiej scenie muzycznej. Rozpoczęli kariery od wydawania pojedynczych singli i piosenek w serwisach streamingowych” – mówi Magdalena Dziołak z Magic Records. I wylicza powody znaczenia takiego posunięcia dla budowania popularności: „Jednym z nich jest silna potrzeba zaprezentowania repertuaru szerszemu odbiorcy poprzez regularne premiery, czyli próba utrzymania jego uwagi na danym utworze, a co za tym idzie, na samym artyście. Kolejny to sytuacja, w której z uwagą obserwuje się zainteresowanie daną piosenką, poszczególne »piki«, demografię odbiorców oraz wpływ playlist na liczbę streamów. Systematyczne wydawanie utworów na początku kariery pozwala też dokładnie przyjrzeć się, jak rynek reaguje na muzykę artysty, co z kolei daje, w perspektywie czasu, możliwość przybrania konkretnego i sprofilowanego kierunku, w jakim muzyk chce zmierzać. I ostatni, dość zasadniczy powód: liczba i regularność wydań to zasób materiału, z którym artysta może pojawić się na scenie, zaprezentować go na żywo. 

Do dziennikarzy informacja o Moich momentach, nowej epce Stana Zapalnego, przywędrowała nie z nośnikiem – to już nie te czasy – tylko z plastykowym breloczkiem w kształcie walizki przypominającym leitmotiv tego zestawu: podróże po świecie młodego artysty. Może więc płyta jest mała, ale w promocji obowiązują te same zasady co przy dużych wydawnictwach – jakiś ogólny koncept się przydaje. Podobnie jest z wizytówkowym zestawem Zwolińskiej »…na podstawie zazdrości«. „Poprzez te wydania obydwoje opowiedzieli swoje, często bardzo osobiste, historie” – dodaje Magdalena Dziołak. 

Oczywiście nie ma mowy o sukcesie na masowym poziomie, jeśli wykonawca przy okazji nie jest stale obecny w social mediach, gdzie informacje rozprzestrzeniają się dziś najszybciej. Przydają się też duże playlisty. „Szczególnie że aktywność serwisów streamingowych, czyli promocja danych playlist, ma w mediach społecznościowych niekiedy o wiele większy zasięg niż sam artysta” – komentuje Dziołak. 

Do tego dochodzi wzajemne dopingowanie i wsparcie przez samych artystów. Wiele osób zwraca uwagę na to, że taka obustronna promocja często zastępuje niknące wsparcie prasowe (kolejne wielkie serwisy upadają, ostatnio głośno o połączeniu muzycznego Pitchforka z serwisem lifestyle’owego „GQ” i zwolnieniach załogi). Świetną metodą na wyjście z narzuconych w social mediach baniek i zdobycie nowej publiczności są wspólne nagrania. Przetestował to hip-hop, którego gwiazdy zyskują od dawna na featuringach, czyli gościnnych występach. 

Doskonale radzi sobie w tej sferze wspomniana już Misia Furtak – popularność zdobywał jej duet z Asią Nawojską, jeszcze większą – wspólny utwór z Janem-Rapowanie. „Jestem wielką fanką współpracy i duetów” – mówi Furtak. „Wystąpiłam też gościnnie na ostatniej płycie zespołu Niemoc, pracowałam z Quintetem Wojtka Mazolewskiego przy płycie » Chaos p ełen i dei«, n apisałam cały aranż wokalny na – swoją drogą – epkę Aleksa Baranowskiego.

Zestawianie się z innym artystą jest super wnoszące i bardzo doceniam je artystycznie. Promocyjnie też ma swoje znaczenie” – dodaje wokalistka i autorka, choć od razu zastrzega, że duet dwojga artystów nie zawsze oznacza proste połączenie zasięgów. Powodzenie takiej współpracy zależy od wielu czynników, w tym – od akceptacji fanów. 

„Przypomina mi się, ile gromów spadło na Edytę Bartosiewicz za współpracę z Krzysztofem Krawczykiem” – zwraca uwagę Misia Furtak. „Tyle że jeśli rozmawiamy o promocji, a nie wartości artystycznej, to często właśnie te kontrowersyjne duety przynoszą nowych słuchaczy. I zasięgi większe niż przy takich współpracach, które byłyby dobrze widziane przez istniejące już grono słuchaczy”. 

Tempo i odwaga

Wygląda, że wszystko sprowadza się do odpowiedniego balansu dobrej strategii i… odwagi. Czasem nawet brawury. Bo choć algorytmy często promują identyczne albo bardzo zbliżone do siebie stylistyki muzyczne, próbują nam zaoferować jeszcze więcej tego samego, to jednak zapamiętujemy i dostrzegamy w social mediach to, co się wyróżnia. W tym wypadku odwagą, a nawet brawurą w swojej szalonej, dowcipnej i nieco memicznej konwencji wykazali się właśnie muzycy duetu Franek Warzywa & Młody Budda. 

Tu ważny bywa także aspekt wizualny. Jakub Żwirełło z Wczasów zwraca uwagę, że krótkie formy muzyczne łatwiej – i taniej, a nie wszyscy dysponują wielkimi budżetami – zilustrować. Tymczasem oprawa wizualna jest istotna i na YouTubie, i w mediach społecznościowych, a nawet na muzycznych platformach typu Spotify, bo i tu muzyce zaczął towarzyszyć ruchomy obraz. 

Między innymi ze względu na tej wizualny aspekt Franek Warzywa & Młody Budda zaczęli od krótkiego metrażu: „Wytrzaskanie 12-15 utworów w tak krótkim czasie byłoby dużym wyzwaniem, szczególnie że zajmuję się również miksem, a Franek wizualizacjami do każdego utworu” – odpisuje Młody Budda, czyli Adam Kiepuszewski. „Takie tempo też wynika z próby wyciśnięcia absolutnej esencji z każdego utworu, trochę w kontrze do standardów serwisów streamingowych, czyli pójście na jakość, a nie ilość. Jak już siadamy do utworów, to potrafimy w nich dłubać bez końca, więc nie mamy nawet czegoś takiego jak archiwum niewydanych utworów: dzielimy się ze światem wszystkim, co mamy do zaoferowania”. 

„Swoją drogą, single są potrzebne, ale na dłuższą metę męczące. Świat się aż tak nie zmienił i ludzie nadal oceniają i rozmawiają o muzyce poprzez pryzmat płyt” – dodaje Młody Budda. I potwierdzą to pewnie wszyscy artyści, dla których po singlu i epce ostateczną formą spełnienia się w muzyce rozrywkowej był jednak album. Tymczasem jednak na koniec marca duet Franek Warzywa & Młody Budda, reprezentujący ostatnio Polskę na festiwalu Eurosonic, zapowiedział kolejne wydawnictwo: „Komputer EP”. Czyli jeszcze jedną epkę. 

#Artykuł z kwartalnika
#Bartek Chaciński