Dystans do kariery
Lidia Stanisławska, znana z hitu Dzwon znad doliny, seriali i spektakli oraz książek pełnych anegdot, świętuje 70-lecie urodzin.
Jak sama opowiada, jest owocem miłości rodziców, którzy wybrali los osadników w Szczecinie, a potem zamieszali w Sławnie. Zadebiutowała jako 19-latka na koszalińskiej giełdzie piosenki. Zajęła pierwsze miejsce. Potem kierunek był oczywisty: Opole. Gdy miała 20 lat, wystąpiła na Festiwalu Piosenki Polskiej ’74, podczas którego zdobyła wyróżnienie w konkursie debiutantów „Mikrofon dla wszystkich”. Dwa lat później powróciła na opolski festiwal, by wziąć udział w koncercie „Debiuty”, po którym otrzymała wyróżnienie za piosenkę Czułość. Jej bigbandowy szlagier Dzwon znad doliny z vibrato w stylu Edith Piaf dotarł do finału konkursu „Grand Prix de Paris”, organizowanego w Paryżu dla utalentowanych debiutantów z całej Europy. Artystka dobrze wspomina edycję Opola z 1978 roku, gdy zdobyła II nagrodę za interpretację utworu Gram w kiepskiej sztuce. W tym samym roku na II Międzynarodowym Festiwalu Interwizji w Sopocie, dzięki piosence Gwiazda nad Tobą, zajęła trzecie miejsce, konkurując z takimi europejskimi gwiazdami jak Václav Neckář i Ałła Pugaczowa.
Sukces spointowała wydaniem debiutanckiego albumu zatytułowanego od sopockiego hitu „Gwiazda nad Tobą”. W autobiograficznej książce Jak nie zrobić kariery, czyli potyczki z show-biznesem szczerze opisała swoje estradowe perypetie: „Gwiazdą nie umiałam i nie umiem być. Zawsze peszyło mnie i wprawiało w zakłopotanie znalezienie się w centrum uwagi. Nie potrafię roztaczać aury tajemniczości...
Miałam dużo czasu, żeby ponumerować sobie życiowe wartości.
Słowa »kariera« nie ma w medalowej trójce”.
W rozmowie z „Dziennikiem Lubelskim” mówiła, że w życiu każdego artysty przychodzi moment, kiedy telefon milknie: „Nikt nie kupuje patentu na wieloletnią karierę. To się często zdarza, że jest eksplozja, szczyt powodzenia i potem następuje cisza, znika się z radia, telewizji, nikt nie proponuje koncertów, telefon milczy...”.
W wywiadzie dla polonijnej „Gwiazdy Polarnej” tłumaczyła, żeby w pełni radości wrócić na estradę, musiała uporać się z rodzinnymi problemami. Telewidzowie mogą kojarzyć ją z serialami Plebania i Barwy szczęścia. Pierwsza była rola piosenkarki w Czterdziestolatku. Nagrała wokalizy do filmów Palace Hotel oraz Wesela nie będzie. Współprowadziła z Tomaszem Raczkiem i Krzysztofem Skibą program o zdarzeniach kulturalnych.
Wielką radość sprawia jej rozśmieszanie ludzi. „Jak pracowałam przez ostatnie lata z Emilią Krakowską i Barbarą Wrzesińską w kabarecie Old Spice Girls, niesamowicie mnie to budowało, gdy ludzie, podchodząc po autograf, mówili, że fajnie spędzili wieczór” – powiedziała. „Powaga, śmiertelna powaga na swój własny temat, to śmierć artystyczna” – dodała. Śmiech to hobby artystki. „Zbieram wszystko, co mi się kojarzy ze śmiechem, wesołością. Interesują mnie teorie śmiechu, gelotologia, która bada oddziaływanie śmiechu na różne aspekty ludzkiego życia”. Nic dziwnego, że jest autorką dwóch książek z anegdotami polskiego środowiska artystycznego – Gwiazdy w anegdocie (cz. I i II).
„Gdy występowałam w spektaklu »Kobiety w sytuacji krytycznej« w warszawskim Teatrze Polonia, miałam taką kwestię: »Pogrzebaliście mnie żywcem. Uważaliście, że już do niczego się nie nadaję. Jedynie publiczność była mi wierna«. Zdarzyło się tak, że po tych słowach widzowie wstali i zaczęli bić brawo. Czułam się fantastycznie. Byłam wzruszona. Nie zapomnę tego” – powiedziała Stanisławska.