Jerzy Antczak. 95. urodziny

Łukasz Maciejewski
20.12.2024

Tacy jesteśmy piękni

 

Po niedawnej śmierci Jadwigi Barańskiej, ikony polskiego aktorstwa, zafundowałem sobie wzruszający wieczór wspomnień. W telewizji pokazywana była akurat powtórka Nocy i dni.

Następnego dnia musiałem wstać o świcie, ale nie mogłem oderwać oczu – a przecież znam film i serial niemal na pamięć, mimo to obejrzałem ponownie, do końca, i jak zawsze miałem poczucie najlepiej spędzonego czasu. Czasu pełnego.

Jerzemu Antczakowi udało się bowiem to, co jest marzeniem każdego twórcy. Realizacja dzieła zapewniającego nieśmiertelność. Dzieła, które będzie wracało za 10 i za 50 lat, a także filmu z kreacją aktorską, która pozostanie z nami na zawsze.

Jerzy Antczak – filmy, seriale, Teatr Telewizji. Postać. Od wielu lat mieszka w USA, ale nie mamy poczucia, że zostaliśmy przezeń opuszczeni. Antczak działa, komentuje, obmyśla kolejne scenariusze, snuje plany. W jego wieku tym bardziej jest to rzadkie. Antczaka wyróżnia jeszcze jedna cecha osobowościowa, wcale nie tak częsta u artystów czy, szerzej, u ludzi. Życzliwość.

Interesuje się Polską poprzez ludzi. Jako artysta, wadząc się ze światem, zawsze potrafił się do owego świata uśmiechnąć. Wybitny Mistrz według Zdzisława Skowrońskiego z kreacją Janusza Warneckiego, klasyczne adaptacje Czechowa w Teatrze Telewizji (Oświadczyny. Jubileusz z Tadeuszem Fijewskim i Jadwigą Barańską to arcydzieło), najpiękniejsza adaptacja Szklanej menażerii Williamsa jaką znam, Hrabina Cosel, Epilog norymberski, Noce i dnie, Dama kameliowa, Chopin. Pragnienie miłości.

fot. Przemysław Pokrycki / East News
fot. Przemysław Pokrycki / East News

Telewizja, kino, teatr, wspomnieniowe książki, wieloletnia praca pedagogiczna na Uniwersytecie Kalifornijskim w Los Angeles (UCLA). Antczakowi zawdzięczamy o wiele więcej, niż nam się wydaje.

Nawet kiedy milczał reżysersko, wciąż tworzył. Będąc częścią naszego środowiska, nigdy nie zrezygnował z aktywności. W pewnym momencie zaczął pisać, opisywać, zapisywać swoje życie. Księga czasów i ludzi. Kolejne tomy, wspomnieniowe, autobiograficzne: Noce i dnie mojego życia, Jak ja ich kochałem, wydana niedawno proza Serce Chopina, czyli węzeł gordyjski, układają się w opowieść o emblematycznej biografii artysty zanurzonego w dziedzictwo XX i XXI wieku.

Urodzony we Włodzimierzu Wołyńskim w Ukrainie, Polak z urodzenia i temperamentu, oswajał rzeczywistość z właściwą sobie witalnością i uśmiechem detonującym najczarniejszą smutę stalinizmu. W latach jego młodości wszystko trzeba było zaczynać od nowa. Nie tylko życie, ale także kino, teatr, sztukę. Z wykształcenia był aktorem, ale szybko zrozumiał, że przygotowując premiery, wchodzi w rolę inscenizatora, nie wykonawcy. Co ciekawe, natychmiast zaczął się spełniać nie tyle w teatrze, ale w telewizji. To właśnie Jerzego Antczaka bez wątpienia można tytułować ojcem chrzestnym polskiego Teatru Telewizji. Celowo wskazuję na narodowość gatunku, uważając, że chociaż spektakle pojawiały się również w wielu innych światowych telewizjach, to – w dużym stopniu właśnie dzięki Jerzemu Antczakowi, wieloletniemu dyrektorowi Teatru Telewizji – udała się u nas rzecz niebywała. Całe pokolenia, dzięki cotygodniowym spotkaniom z najpopularniejszymi aktorami, reżyserami i najlepszą literaturą, uczyły się kultury, smaku, kindersztuby.

Gdyby to były jednak tylko Teatry Telewizji, nawet najznakomitsze, teatr żywego słowa, czy wprowadzanie do medium nowych twórców, byłyby to całkiem spore osiągnięcia, lecz wciąż niewystarczające.

Historia reżysera Jerzego Antczaka jest dłuższa, przez to ciekawsza. Filmy, kino, pełen metraż. I wielkie opus magnum, Noce i dnie, i serial, i fabuła. Arcydzieło, które poprzedzały i dopełniały inne projekty. Począwszy od stylowej, wysmakowanej, często powtarzanej w telewizji ekranizacji powieści Józefa Ignacego Kraszewskiego Hrabina Cosel, kończąc na Damie Kameliowej na podstawie prozy Aleksandra Dumasa syna, oraz dużym projekcie Chopin. Pragnienie miłości. O każdym z tych filmów warto by napisać szerzej, nie ma jednak na to miejsca. Tym bardziej, że miejsce musi się znaleźć dla Nocy i dni.

Pisząc o dokonanej przez Antczaka ekranizacji powieści Marii Dąbrowskiej, lubię cytować wypowiedź słynącego raczej z kąśliwych recenzji Antoniego Słonimskiego, który pisał w „Tygodniku Powszechnym”, że wychodził z kina pokrzepiony i że dopadło go coś, czego kompletnie się nie spodziewał: wzruszenie, fala wzruszenia.

A przecież Noce i dnie nie są sentymentalne. Antczakowie – i Jerzy, i Jadwiga Barańska w życiowej kreacji Barbary Niechcicowej, podążając za prozą Marii Dąbrowskiej, tym filmem przetworzyli nasz człowieczy los.

Najkrótsze podsumowanie: ponad 23 miliony widzów w kinach, prestiżowe nagrody na festiwalu w Berlinie i w Gdańsku, nominacja do Oscara, najlepszy film czterdziestolecia festiwalu w Gdyni, wiele innych nagród. Stowarzyszenie „American Cinemateque” przy Akademii Oscarowej umieściło Noce i dnie wśród sześciu największych arcydzieł obok Ben Hura, W 80 dni dookoła świata, Lawrence’a z Arabii, Dźwięków muzyki oraz 2001: Odysei kosmicznej.

Noce i dnie to dzieło pełne: z powtarzającymi się zmiennymi porami roku i porami życia, z dojrzewaniem i rezygnacją, żniwami i suszami, z panem Bogumiłem i z panią Barbarą, ich dziećmi, ze światem wiejskim i miejskim, z bocianami, z cieniem łamanym przez słońce. Tam jest wszystko. I jeszcze charakter, temperament Antczaka. Twórcy kochającego człowieka, ale pokazującego go w złamaniu, w pęknięciu wewnętrznym. Artysta łapie takie chwile, przetwarza je i destyluje. W Nocach i dniach jak u Czechowa, jak w jego największych arcydziełach: bywamy piękni i wspaniałomyślni, ale jesteśmy także słabi, biedni, chorujemy i niestety także umieramy, lecz można przejść tę drogę z zaciśniętymi ustami, poczuciem frustracji i niespełnienia, można też inaczej: z serdecznością dla innych i dla siebie. To jest właśnie wielka lekcja otrzymana od Jerzego Antczaka. Lekcja człowieczeństwa w lekcji kina.

Inaczej niż wielu innych artystów, nie zamknął się nigdy w wieży z kości słoniowej. Social media okazały się dlań prawdziwą radością.

Antczak na Facebooku od lat dzieli się swoją codziennością. Dziękując za każdy życzliwy wpis (innych w zasadzie nie ma), wkleja archiwalne zdjęcia. Ostatnie miesiące były wszakże dla reżysera trudniejsze. Pomiędzy satysfakcją z wydania nowej książki, żarliwymi wyznaniami wiary w ludzi i w kino, twórca Nocy i dni pisał z przygnębieniem o chorującej żonie Jadwidze Barańskiej. Coraz trudniejsze noce, coraz dramatyczniejsze dni. Aż do nieuniknionego finału. Jerzy Antczak, mistrz funeralnej formy pożegnań artystów, tym razem musiał zmierzyć się z najtrudniejszym wyzwaniem. Pożegnać ukochaną żonę, aktorkę i przyjaciółkę. Pogrzeb odbędzie się w USA, ale w październiku 2025 roku ciało aktorki zostanie przewiezione do Polski. „Żeby mogła spocząć wśród swoich”.

Pamiętna klamra Nocy i dni – Niechcicowa wraca do wspomnień. To jest melancholijna podróż, podczas której pani Barbara dostrzega dobre i złe rzeczy, czuje jednak, że to, co było dobre, bywało także wspaniałe, z kolei wszystko, co wydawało się dramatem, miało też lepsze strony. Pamięć łagodzi emocjonalnie trzęsienia ziemi. Jak u Dąbrowskiej: „W życiu bywają noce i bywają dnie powszednie, a czasem bywają też niedziele”. Jerzemu Antczakowi udaje się dobrze przeżywać cały życiowy tydzień. Zasługuje na niedzielę.

#Jerzy Antczak
#Artykuł z kwartalnika