Andrzej Rosiewicz. 80. urodziny

Grzegorz Sowula
11.06.2024
fot. Janusz Sobolewski / Forum
fot. Janusz Sobolewski / Forum

Osiemdziesiąt lat czterdziestolatka

 

„Ach, co to był za chłop!”, można zażartować. Jest, właśnie stuka mu osiemdziesiątka! Stepować już nie może, sztuczne biodro poważnie w tym przeszkadza, ale nawet z fotela potrafiłby zakasować wielu zabawiaczy. Potrafiłby, bo już od dłuższego czasu nie pojawia się na scenach ani w mediach. „Zradykalizował się”, tak mówią.

Jak wielu artystów i twórców z jego pokolenia nie posiada dyplomu szkoły teatralnej – matura w szanowanym Reytanie, sportowe mistrzostwa stolicy, w końcu magisterium na Wydziale Melioracji Wodnych SGGW. Na scenę dostał się przez wrota Stodoły, zdobył praktykę w klubach jazzowych i restauracjach, czego nie kryje. Warszawa lat 60. to „izba porodowa” tak popularnych wtedy zespołów bigbitowych jak Chochoły, Dzikusy, Tajfuny czy Pesymiści, w której to grupie piosenkarsko debiutował właśnie Rosiewicz. Michał Morawski, gitarzysta zespołu, nazwał ich „rock’n’rollowcami czasów małej stabilizacji”.

Andrzej Rosiewicz niebawem dołączył do zespołu jazzu tradycyjnego Old Timers, by w 1970 przejść na niemal dekadę do Asocjacji Hagaw, grupy jazzowych ekscentryków łączących dixieland ze swingiem w formie estradowej zabawy. Jego obecność nie tyle zdominowała występy grupy, ile stała się jej scenicznym logotypem: Rosiewicz, w kolorowej kamizelce i z gigantycznych rozmiarów muchą pod szyją, w meloniku albo słomkowym kapeluszu, luźnych spodniach i czarnobiałych spektatorach do stepowania (kształcił go w tej sztuce sam Ludwik Sempoliński), gwarantował sukces.

Był showmanem pełną gębą: świetnie ruszał się na scenie, miał dobrą dykcję, szkolony głos, ogromny humor, panował nad publicznością – kilka nagród na opolskich festiwalach (i nie tylko tam), zarówno za poszczególne utwory, jak i sceniczną prezencję („estradowa osobowość roku” w 1976), telewizyjne i estradowe recitale oraz występy w kilkudziesięciu krajach świata są tego dowodem. Uwielbiały go szczególnie środowiska polonijne, przed którymi często występował, w swych programach sięgając także do przedwojennych przebojów i jazzowych standardów. Po latach, w 2015 roku, jego zasługi doceniono Srebrnym Medalem „Zasłużony Kulturze Gloria Artis”. Jest także kawalerem Orderu Odrodzenia Polski.

Największe przeboje Rosiewicza, do których sam pisał słowa i w większości tworzył muzykę, datują się właśnie na ten wczesny, najbardziej radosny okres jego występów. Renata, Podróż poślubna do Kutna, Najwięcej witaminy (ten pean na cześć polskich dziewczyn przyniósł mu I nagrodę w Konkursie Premier w Opolu), Żaba story, Samba wanna blues, Lubię wiosnę, Zenek blues (któremu towarzyszył taniec z miotłą), Czy czuje pani cza-czę (tytuł awansował do kategorii „skrzydlatych słów”). Czas politycznego przełomu i Solidarności przyniósł piosenki jednoznacznie wymierzone w ancien régime: skoczni Chłopcy radarowcy, prześmiewcza Pieśń o zachodnich bankierach, przejmująco śpiewane na I Festiwalu Piosenki Prawdziwej w Gdańsku Pytasz mnie czy apel Chcemy prawdy. W 1988 roku, gdy Polskę odwiedził Michaił Gorbaczow, Rosiewicz zaśpiewał dla niego na dziedzińcu wawelskim „pieśń o pierestrojce” Wieje wiosna ze wschodu – youtube’owe nagranie pokazuje roześmianego Gorbaczowa i jego towarzyszy, uśmiecha się nawet Wojciech Jaruzelski. Nie od rzeczy będzie tu przypomnieć, że dwie dekady wcześniej, w 1969 roku, podczas swego pobytu w Londynie Rosiewicz nagrał dla wytwórni Fontana longplay „Songs of the Cossacks by Andrzej and his friends”, swoją znajomość języka rosyjskiego prezentując anglosaskiej publiczności.

Gdyby jednak zastanowić się, jaki utwór przyniósł mu największą popularność, zaryzykowałbym czołówkę serialu Czterdziestolatek z wpadającą w ucho muzyką Jerzego „Dudusia” Matuszkiewicza.

„Czterdzieści lat minęło jak jeden dzień”, panie Andrzeju.

#Andrzej Rosiewicz
#jubileusze
#Artykuł z kwartalnika