Po dość znaczącym sukcesie płyty „Czy te oczy mogą kłamać” z tekstami Agnieszki Osieckiej zostaliśmy zaskoczeni propozycją złożoną przez samego Wojciecha Młynarskiego.
Pan Wojciech, wszedłszy do naszej garderoby przy okazji jednego z festiwali piosenki autorskiej (OPPA), odbywającego się w Warszawie, zaproponował nam bez zbędnych ceregieli – cytuję: „A może byście panowie nagrali także moje piosenki?”.
Był rok bodajże 2001. Płyta z piosenkami Agnieszki Osieckiej cieszyła się już dużym powodzeniem. Premierę naszego wydawnictwa płytowego „Trudno nie wierzyć w nic” musieliśmy przesunąć przynajmniej o rok. Nastąpiła niezapowiadana znakami metafizycznymi klęska urodzaju. Propozycja Pana Wojciecha wisiała w powietrzu jako dość problematyczna wizja wejścia przez nas ponownie na drogę odgrywania cudzych piosenek. Tu i ówdzie mnożyły się złośliwości w postaci nazywania nas zespołem coverowym, który popularność i intensywną obecność koncertową zawdzięcza piosenkom nieautorskim. Ceniliśmy, od początku działalności naszego zespołu, konstruktywną krytykę, więc opinie podszyte złośliwościami przesiewaliśmy przez sito własnego doświadczenia.
Pan Wojciech dzwonił do mnie kilka razy. Ja nie miałem odwagi odmówić Mistrzowi, ale odpowiedzi jednoznacznej na propozycję z naszej strony nie było. Temat, jak to się mówi, przysechł i przyznam – wtedy pomyślałem o tym z ulgą.
Tu i ówdzie mnożyły się złośliwości w postaci nazywania nas zespołem coverowym, który popularność i intensywną obecność koncertową zawdzięcza piosenkom nieautorskim. Ceniliśmy, od początku działalności naszego zespołu, konstruktywną krytykę, więc opinie podszyte złośliwościami przesiewaliśmy przez sito własnego doświadczenia.
Po kilku latach zadzwonił telefon. Po drugiej stronie odezwał się dyrektor Przeglądu Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu z pytaniem, „czy to prawda, że Wojciech Młynarski złożył wam propozycję zaaranżowania jego piosenek?”. Padła odpowiedź twierdząca. „Czy w związku z tą propozycją moglibyście przygotować recital z piosenkami Wojciecha Młynarskiego na specjalny koncert towarzyszący PPA?”. Trudno zaiste było się wywinąć z tej propozycji. Świat znów okazał się mały. Rozmowa w garderobie obejmowała tylko nasze wewnętrzne grono kolegów. Jeśli pamiętam, koncert miał uświetnić którąś z rocznic Pana Wojciecha. Użyję tu sformułowania autora – „wymiękłem”. Umówiliśmy się na sfinalizowanie tej propozycji. Klamka zapadła.
Przystąpiliśmy jakiś czas później do bardzo intensywnej pracy. Próby trwały przez około miesiąc. Po kilkanaście godzin dziennie. Pierwsze wątpliwości przyszły, gdy zdałem sobie sprawę z różnicy w podejściu do aranżowania cudzych piosenek. Między utworami Agnieszki Osieckiej a Wojciecha Młynarskiego istniała zasadnicza różnica. Autorka wszak nie śpiewała swoich utworów. Chociaż niektóre wykonania były uważane za ikoniczne, po naszej ingerencji aranżacyjnej opowiedzieliśmy cudzymi piosenkami nasze historie. W przypadku utworów wykonywanych przez Pana Wojciecha trudność przypominała naukę chodzenia po niewygodnym terenie w prawowitym obuwiu autora. W przenośni, było to obuwie naznaczone czasem, sposobem chodzenia, stawiania stóp, wybierania niekiedy krętych i stromych ścieżek. Charakterystyczność wykonań Młynarskiego zawisła nad nami jak czarna chmura. Z rozmów z muzykami współpracującymi z Panem Wojciechem wynikało, że bardzo często miał znaczący wpływ na aranżację, intuicyjnie wyczuwając „co, gdzie, kiedy i jak” miało zostać zagrane. Od Agaty Młynarskiej otrzymałem sporych rozmiarów plik skopiowanych arkuszy maszynopisów z nanoszonymi poprawkami autora. Było to bardzo ciekawe doświadczenie, móc przyglądać się tym tekstom. Przypuszczam, że dla każdego, kto mógłby mieć taką możliwość, byłaby to okoliczność poruszająca. Duchowo i zawodowo. Przypatrywanie się tym maszynopisom z naniesionymi poprawkami stawiało mózg na sztorc i rodziło pytania. Dlaczego tu skreślił? Dlaczego poprawił? Jak biegła myśl autora? Co go do tego skłoniło? Poczułem się trochę jak detektyw dociekający źródeł wprowadzonych zmian.
Od czasu do czasu dzwoniłem do Pana Wojciecha, informując go o tym, jak przebiegają prace. W jaki sposób chcemy przedstawić nie tylko jego piosenki, ale także nasz osobisty stosunek do niego jako autora. To było jedno z kluczowych pytań. Kim dla nas, członków zespołu, jest Wojciech Młynarski? Jest autorem – oczywiste. Wykonawcą – także. Reżyserem, tłumaczem, a także… kompozytorem. Ale kim, poza wymienionymi profesjami, mógłby być jeszcze Pan Wojciech? Odpowiedzią, która okazała się bardzo pomocna w całym procesie przedstawiania twórczości autora, była ta pozwalająca określić Osobę Wojciecha Młynarskiego jako filozofa. Kogoś, do kogo chodzi się z pytaniem „jak dobrze czy jak lepiej żyć?”. Próby odpowiedzi na to pytanie zawarte są w wielu utworach Pana Wojciecha. Wystarczy wnikliwie posłuchać.