MACIEJ ZEMBATY
Mistrz czarnego humoru i absurdalnego kabaretu. Poeta, satyryk, bard, tłumacz – głównie ballad Leonarda Cohena. Urodził się 16 maja 1944 roku w Tarnowie. Uczył się gry na fortepianie w średniej szkole muzycznej, uczęszczał też do liceum plastycznego, w którym historii uczył go Jacek Kuroń. Skończył polonistykę na Uniwersytecie Warszawskim. Pracę magisterską napisał na temat polskiej piosenki i gwary więziennej. Znał siedem języków, z trzech tłumaczył. W 1972 we współpracy z Jackiem Janczarskim stworzył słuchowisko radiowe Rodzina Poszepszyńskich, które stało się jedną ze sztandarowych audycji rozrywkowych Polskiego Radia. W latach 70. związał się z Programem III PR, gdzie zaczął prowadzić „Ilustrowany Tygodnik Rozrywkowy”, autorską audycję „Płyty nasze i naszych przyjaciół” oraz „Zgryz”. Współtworzył również kabaret Dreszczowisko, w którym Elżbieta Jodłowska wylansowała przebój W prosektorium. Przetłumaczył ponad 80% utworów Leonarda Cohena. Większość z nich opublikował w tomikach, zarówno w obiegu oficjalnym, jak i poza nim. Wydał także kilka płyt z własnymi aranżacjami i wykonaniami piosenek Kanadyjczyka.
Rodzina Poszepszyńskich, cytaty
Miejmy nadzieję, że dziadek się nie zaplącze i bez trudu znajdziemy jego ciało. (Grzegorz)
– W życiu nie jadłem podobnego świństwa.
– Nikt ojcu nie każe jeść.
– Ale nikt mi też nie zabrania. (Maryla i Dziadek)
Grzegorzu, bardzo cię proszę, zdejmij z pawlacza moją trumnę. (Dziadek) Ja nie jestem takim chamem jak wy! (Dziadek) Bardzo proszę, niech papa włoży natychmiast to oko na miejsce! Ja nienawidzę tych demonstracji, mnie się niedobrze robi od tego. (Grzegorz)
Cytaty Macieja Zembatego
Nie jestem ani po lewej stronie, ani po prawej. Jestem skrajnym pesymistą. Uważam, że wybuch nuklearny może nastąpić w każdej chwili.
Uważam, że marihuana może uratować Polskę przed popadnięciem w totalny alkoholizm.
Rodzina Poszepszyńskich
RODZINA JAKICH WIELE
POZNACIE JĄ NA CO DZIEŃ
POZNACIE JĄ W NIEDZIELĘ
OTWÓRZMY WIĘC ICH DRZWI...
ZAJRZYJMY IM DO WNĘTRZA
TU TYLE RÓŻNYCH SPRAW
NAWARSTWIA SIĘ I SPIĘTRZA...
NAWARSTWIA SIĘ I SPIĘTRZA...
Nie zrozumiałam pytania
DOKŁADNIE O DRUGIEJ TRZYDZIEŚCI,
NA ROGU PRZY GAGARINA,
GŁOS CZYJŚ GŁĘBOKI I MĘSKI
ZAPYTAŁ: KTÓRA GODZINA?
NIE ZROZUMIAŁAM PYTANIA,
ODRZEKŁAM BARDZO SUROWO.
TAMTEN PO PROSTU ZBARANIAŁ
A JA SKRĘCIŁAM W KLONOWĄ...
LECZ ON WCIĄŻ MNIE ŚLEDZIŁ
WYTRWALE, AŻ WRESZCIE,
NA PODCHORĄŻYCH ZAPYTAŁ Z BÓLEM I ŻALEM:
DŁUGO BĘDZIEMY TAK KRĄŻYĆ?
NIE ZROZUMIAŁAM PYTANIA,
ODPARŁAM WĘSZĄC W TYM ŚWIŃSTWO.
ON PO RAZ DRUGI ZBARANIAŁ
A JA POBIEGŁAM STĘPIŃSKĄ...
ON RZUCIŁ SIĘ ZA MNĄ NA OŚLEP
I BYŁ JUŻ CAŁKIEM ZDYSZANY,
GDY PYTAŁ NA CZERNIAKOWSKIEJ:
CZY MY SIĘ CZASEM NIE ZNAMY?
NIE ZROZUMIAŁAM PYTANIA.
PAN NIE JEST MOIM KOLEGĄ.
ON JUŻ NA NOGACH SIĘ SŁANIAŁ,
GDY SZLIŚMY BONIFACEGO...
ŻAL MI SIĘ ZROBIŁO CZŁOWIEKA,
BO BIEGŁBY TAK ZA MNĄ DO ŁODZI.
SPYTAŁAM: NA CO PAN CZEKA?
O CO SIĘ PANU ROZCHODZI?
NIE ZROZUMIAŁEM PYTANIA,
WYJĄKAŁ GŁOSEM STROSKANYM...
ZOSTAŁAM NA STEGNACH SAMA
ON UDAŁ SIĘ NA BIELANY.