W latach 20. i 30. ubiegłego wieku towarzysząca początkom polskiej radiofonii „rewolucja kryształkowa” wprowadziła na rynek tanie i proste w obsłudze radioodbiorniki, tzw. detefony. Zdemokratyzowały one w istotny sposób przekaz radiowy, czyniąc go niezwykle ważnym narzędziem cywilizacyjnym w odbudowującej się po dziesięcioleciach rozbiorów Polsce. Słynny przedwojenny slogan, reklamujący audycje Polskiego Radia, wprost określał najważniejsze zadania tego nowego wynalazku: „Radio uczy, oświeca, radzi, wychowuje”.
Zgodnie z tym podejściem Zygmunt Chamiec, na rok przed objęciem stanowiska pierwszego dyrektora Polskiego Radia, w jednym z esejów opublikowanych w prasie codziennej podkreślał, że „…polska radiofonia powinna stać się instytucją dającą nie tylko zdrową rozrywkę, lecz również instytucją szerzącą kulturę w najszerszym tego słowa znaczeniu”.
Niezwykłą rolę w bezpośredniej realizacji tego dzieła przypisać należy osobom, które – nie bez udziału Zygmunta Chamca – obejmowały kierownicze stanowiska w powstających jak grzyby po deszczu rozgłośniach regionalnych Polskiego Radia. Jedną z nich był wieloletni kierownik programowy i legenda wileńskiej rozgłośni, Witold Hulewicz.
Postać tego wybitnego radiowca zapisała się na kartach historii nie tylko za sprawą zachowanego w archiwach Polskiego Radia nagrania krótkiej rozmowy, którą 8 września 1932 roku Hulewicz przeprowadził z Franciszkiem Żwirką. Legendarny lotnik pojawił się w studiu wileńskiej rozgłośni tuż po tryumfalnym powrocie z rozgrywanych w Berlinie zawodów „Challenge”, a zaledwie na kilka dni przed swą tragiczną śmiercią…
Witold Hulewicz to przede wszystkim wizjoner polskiej radiofonii artystycznej, którego będziemy pamiętać jako jednego z ważniejszych kreatorów międzywojennego życia kulturalnego.
Związany z Wilnem poeta-ekspresjonista, ceniony także jako pisarz i publicysta, w latach 1927-1935 pełnił funkcję kierownika programowego wileńskiej Rozgłośni PR. Wydaje się, że jak mało kto rozumiał i czuł potencjał radia jako medium mogącego upowszechniać i popularyzować kulturę i sztukę. Jako czynny działacz wileńskiego oddziału Związku Zawodowego Literatów Polskich organizował w klasztorze oo. bazylianów cotygodniowe „Środy Literackie”, a ich uczestników, m.in. Zofię Nałkowską, Juliana Tuwima, Czesława Miłosza czy Marię Dąbrowską, zapraszał do udziału w audycjach radiowych.
Już w 1925 roku namawia Juliusza Osterwę, by ten przeniósł swój eksperymentalny teatr-laboratorium „Reduta” z Warszawy do cieszącego się sławą kulturowej „krynicy awangardy” Wilna. I choć przenosiny te, z punktu widzenia historii „Reduty”, nie przyniosły spodziewanego impulsu artystycznego, to jednak wizjonerskie próby inscenizacyjne realizowane w „Teatrze na Pohulance” z pewnością miały duże znaczenie i wpływ na sposób, w jaki Witold Hulewicz postrzegał rolę radia w prezentowaniu kultury wysokiej. Jego wyobraźnię poruszyły zwłaszcza właściwe „Reducie” poszukiwania alternatywnych form reżyserskich i inscenizacyjnych, które służyły skracaniu dystansu pomiędzy odbiorcą i twórcą.
Czyż radio nie było wymarzonym w tej dziedzinie medium? Hulewicz, świetnie to pojmując, czuł prawdziwie „dziejową szansę”, jaka otwierała się dla twórców i ich dzieł.
W tym cyklu historii radiowego teatru wyobraźni wspominaliśmy o mającej niezwykłą wagę historyczną pierwszej emisji słuchowiska Warszawianka, przygotowanego przez Mikołaja Alojzego Kaszyna. Zrealizowane w listopadzie 1925 roku, na podstawie dramatu Stanisława Wyspiańskiego słuchowisko było swoistym kamieniem węgielnym rodzącego się wówczas Teatru Polskiego Radia. Jednakże za jego prawdziwe narodziny uważać powinniśmy pionierskie przedsięwzięcie Witolda Hulewicza.
W 1928 roku spod jego pióra wychodzi napisany specjalnie z myślą o radiowej adaptacji dramat Pogrzeb Kiejstuta. Radiowa adaptacja osnutego na legendach litewskich tekstu Hulewicza stała się nie tylko historycznie pierwszym polskim słuchowiskiem przygotowanym specjalnie dla radia, ale też niezwykłym i pełnym rozmachu, jak na ówczesne czasy, przedsięwzięciem inscenizacyjnym. Słuchowisko w całości zrealizowano w plenerach Wileńszczyzny, a docierająca do uszu słuchaczy dźwiękowa oprawa – śpiew ptaków, szum lasu i rzeki – były autentycznymi odgłosami przyrody i środowiska, w którym aktorzy „na żywo” interpretowali treść sztuki.
Premiera tej niezwykłej radiowej inscenizacji odbyła się 17 maja 1928 roku. Wileńska rozgłośnia rok później jeszcze dwukrotnie powtórzyła ten – jak go wówczas nazywano – „spektakl słuchowy”, za każdym razem transmitując go w czasie rzeczywistym. Było to przedsięwzięcie iście pionierskie i wyjątkowe – i to nie tylko z powodu zaangażowania do jego realizacji wozów transmisyjnych i środków technicznych, które rzadko wykorzystywano w codziennej działalności radia.
Biorąc pod uwagę fakt mocno ograniczonej wtedy liczby słuchaczy emitowanych w 1928 roku audycji rozgłośni Polskiego Radia, wartość tego – wykreowanego przez Witolda Hulewicza technologiczno-artystycznego eksperymentu – postrzegać należy jako wizję formującą radio, jako nowoczesny, niezwykle istotny nośnik propagacji wiedzy, kultury i sztuki. Pewnym jest też, że słuchowisko to wytyczyło kierunki kształtowania formy współczesnego dramatu radiowego oraz możliwości wykorzystania różnorodnych środków inscenizacyjnych właściwych temu medium. Poetyckie w swej literackiej formie, co wynika z zachowanej przez rodzinę korespondencji autora z Emilem Zegadłowiczem, dzieło Hulewicza nie zostało jakkolwiek zarejestrowane. Do czasów współczesnych nie zachował się też żaden tekst czy rękopis – nawet we fragmencie. Wiemy tylko – i to jedynie z zachowanych recenzji prasowych – że słuchowisko to trwało około 40 minut, a jego legenda skłoniła decydentów Polskiego Radia do przygotowania w 1935 roku powtórnej emisji, zrealizowanej również „na żywo” przez warszawską rozgłośnię PR.
Gdy w czerwcu tego samego roku Witold Hulewicz już jako szef Działu Literackiego Polskiego Radia w Warszawie, publikuje rozprawę teoretyczno-publicystyczną Teatr wyobraźni, apeluje, by artyści pióra – poeci, dramaturdzy i prozaicy – nie lekceważyli szansy, którą ich dziełom dają fale eteru, by także z myślą o tym medium tworzyli nowe dzieła, które dzięki stale rosnącej popularności radia mają niepowtarzalną szansę trafić „pod strzechy”.