Witolda Hulewicza spektakle słuchowe

Piotr Majewski
19.12.2023

W latach 20. i 30. ubiegłego wieku towarzysząca początkom polskiej radiofonii „rewolucja kryształkowa” wprowadziła na rynek tanie i proste w obsłudze radioodbiorniki, tzw. detefony. Zdemokratyzowały one w istotny sposób przekaz radiowy, czyniąc go niezwykle ważnym narzędziem cywilizacyjnym w odbudowującej się po dziesięcioleciach rozbiorów Polsce. Słynny przedwojenny slogan, reklamujący audycje Polskiego Radia, wprost określał najważniejsze zadania tego nowego wynalazku: „Radio uczy, oświeca, radzi, wychowuje”. 

Zgodnie z tym podejściem Zygmunt Chamiec, na rok przed objęciem stanowiska pierwszego dyrektora Polskiego Radia, w jednym z esejów opublikowanych w prasie codziennej podkreślał, że „…polska radiofonia powinna stać się instytucją dającą nie tylko zdrową rozrywkę, lecz również instytucją szerzącą kulturę w najszerszym tego słowa znaczeniu”. 

Niezwykłą rolę w bezpośredniej realizacji tego dzieła przypisać należy osobom, które – nie bez udziału Zygmunta Chamca – obejmowały kierownicze stanowiska w powstających jak grzyby po deszczu rozgłośniach regionalnych Polskiego Radia. Jedną z nich był wieloletni kierownik programowy i legenda wileńskiej rozgłośni, Witold Hulewicz. 

Postać tego wybitnego radiowca zapisała się na kartach historii nie tylko za sprawą zachowanego w archiwach Polskiego Radia nagrania krótkiej rozmowy, którą 8 września 1932 roku Hulewicz przeprowadził z Franciszkiem Żwirką. Legendarny lotnik pojawił się w studiu wileńskiej rozgłośni tuż po tryumfalnym powrocie z rozgrywanych w Berlinie zawodów „Challenge”, a zaledwie na kilka dni przed swą tragiczną śmiercią… 

Witold Hulewicz to przede wszystkim wizjoner polskiej radiofonii artystycznej, którego będziemy pamiętać jako jednego z ważniejszych kreatorów międzywojennego życia kulturalnego. 

Związany z Wilnem poeta-ekspresjonista, ceniony także jako pisarz i publicysta, w latach 1927-1935 pełnił funkcję kierownika programowego wileńskiej Rozgłośni PR. Wydaje się, że jak mało kto rozumiał i czuł potencjał radia jako medium mogącego upowszechniać i popularyzować kulturę i sztukę. Jako czynny działacz wileńskiego oddziału Związku Zawodowego Literatów Polskich organizował w klasztorze oo. bazylianów cotygodniowe „Środy Literackie”, a ich uczestników, m.in. Zofię Nałkowską, Juliana Tuwima, Czesława Miłosza czy Marię Dąbrowską, zapraszał do udziału w audycjach radiowych. 

Już w 1925 roku namawia Juliusza Osterwę, by ten przeniósł swój eksperymentalny teatr-laboratorium „Reduta” z Warszawy do cieszącego się sławą kulturowej „krynicy awangardy” Wilna. I choć przenosiny te, z punktu widzenia historii „Reduty”, nie przyniosły spodziewanego impulsu artystycznego, to jednak wizjonerskie próby inscenizacyjne realizowane w „Teatrze na Pohulance” z pewnością miały duże znaczenie i wpływ na sposób, w jaki Witold Hulewicz postrzegał rolę radia w prezentowaniu kultury wysokiej. Jego wyobraźnię poruszyły zwłaszcza właściwe „Reducie” poszukiwania alternatywnych form reżyserskich i inscenizacyjnych, które służyły skracaniu dystansu pomiędzy odbiorcą i twórcą. 

Czyż radio nie było wymarzonym w tej dziedzinie medium? Hulewicz, świetnie to pojmując, czuł prawdziwie „dziejową szansę”, jaka otwierała się dla twórców i ich dzieł. 

Pracownicy PR
Pracownicy PR

W tym cyklu historii radiowego teatru wyobraźni wspominaliśmy o mającej niezwykłą wagę historyczną pierwszej emisji słuchowiska Warszawianka, przygotowanego przez Mikołaja Alojzego Kaszyna. Zrealizowane w listopadzie 1925 roku, na podstawie dramatu Stanisława Wyspiańskiego słuchowisko było swoistym kamieniem węgielnym rodzącego się wówczas Teatru Polskiego Radia. Jednakże za jego prawdziwe narodziny uważać powinniśmy pionierskie przedsięwzięcie Witolda Hulewicza. 

W 1928 roku spod jego pióra wychodzi napisany specjalnie z myślą o radiowej adaptacji dramat Pogrzeb Kiejstuta. Radiowa adaptacja osnutego na legendach litewskich tekstu Hulewicza stała się nie tylko historycznie pierwszym polskim słuchowiskiem przygotowanym specjalnie dla radia, ale też niezwykłym i pełnym rozmachu, jak na ówczesne czasy, przedsięwzięciem inscenizacyjnym. Słuchowisko w całości zrealizowano w plenerach Wileńszczyzny, a docierająca do uszu słuchaczy dźwiękowa oprawa – śpiew ptaków, szum lasu i rzeki – były autentycznymi odgłosami przyrody i środowiska, w którym aktorzy „na żywo” interpretowali treść sztuki. 

Premiera tej niezwykłej radiowej inscenizacji odbyła się 17 maja 1928 roku. Wileńska rozgłośnia rok później jeszcze dwukrotnie powtórzyła ten – jak go wówczas nazywano – „spektakl słuchowy”, za każdym razem transmitując go w czasie rzeczywistym. Było to przedsięwzięcie iście pionierskie i wyjątkowe – i to nie tylko z powodu zaangażowania do jego realizacji wozów transmisyjnych i środków technicznych, które rzadko wykorzystywano w codziennej działalności radia. 

Biorąc pod uwagę fakt mocno ograniczonej wtedy liczby słuchaczy emitowanych w 1928 roku audycji rozgłośni Polskiego Radia, wartość tego – wykreowanego przez Witolda Hulewicza technologiczno-artystycznego eksperymentu – postrzegać należy jako wizję formującą radio, jako nowoczesny, niezwykle istotny nośnik propagacji wiedzy, kultury i sztuki. Pewnym jest też, że słuchowisko to wytyczyło kierunki kształtowania formy współczesnego dramatu radiowego oraz możliwości wykorzystania różnorodnych środków inscenizacyjnych właściwych temu medium. Poetyckie w swej literackiej formie, co wynika z zachowanej przez rodzinę korespondencji autora z Emilem Zegadłowiczem, dzieło Hulewicza nie zostało jakkolwiek zarejestrowane. Do czasów współczesnych nie zachował się też żaden tekst czy rękopis – nawet we fragmencie. Wiemy tylko – i to jedynie z zachowanych recenzji prasowych – że słuchowisko to trwało około 40 minut, a jego legenda skłoniła decydentów Polskiego Radia do przygotowania w 1935 roku powtórnej emisji, zrealizowanej również „na żywo” przez warszawską rozgłośnię PR. 

Gdy w czerwcu tego samego roku Witold Hulewicz już jako szef Działu Literackiego Polskiego Radia w Warszawie, publikuje rozprawę teoretyczno-publicystyczną Teatr wyobraźni, apeluje, by artyści pióra – poeci, dramaturdzy i prozaicy – nie lekceważyli szansy, którą ich dziełom dają fale eteru, by także z myślą o tym medium tworzyli nowe dzieła, które dzięki stale rosnącej popularności radia mają niepowtarzalną szansę trafić „pod strzechy”.

Przeczytaj więcej

Nie ma więcej tekstów na ten temat

Nie ma więcej tekstów na ten temat
#Artykuł z kwartalnika
#radio
#twórcy
#kwartalnik nr 40