Krzysztof Materna, 75. urodziny

Wojciech Mann
19.12.2023
fot. Archiwum Fundacji Start, Spektakl „Kiedy Piaf spotyka Demarczyk”
fot. Archiwum Fundacji Start, Spektakl „Kiedy Piaf spotyka Demarczyk”

Pisanie o Krzysztofie Maternie teraz, z okazji jego 75. urodzin, to zadanie niezwykle trudne, szczególnie w mojej sytuacji, skoro należę do grona, być może jednoosobowego, które zna Krzyśka najdłużej i najlepiej na świecie. 

Mam do wyboru dwa wyjścia. Albo stworzyć panegiryk i być podejrzanym o nieobiektywne spojrzenie na postać szacownego jubilata, albo napisać kilka miłych słów, które będą płynęły z mojego złotego serca. 

Wygrało serce. Kiedy pracowaliśmy bliżej albo dalej, ale nie tracąc się z oczu, zorientowałem się, że mam w nim bratnią duszę, choć i ciałem, i tą duszą bardzo się różniliśmy. 

Już na początku naszej współpracy Krzysztof zaskoczył mnie swoją energią i chęcią do podejmowania kolejnych wyzwań. Tym samym przyczynił się do zwiększenia mojej aktywności, która w sposób naturalny odbiegała nieco od jego norm. Już wtedy powinienem odczytać sygnały ostrzegawcze, ale w mojej naiwności myślałem, że pod względem zapału dopasujemy się prędzej czy później. 

W efekcie musiałem wykonywać naznaczone przez niego zadania często nawet nieco wbrew swojej naturze. On, w przeciwieństwie do mnie, nie był radiowcem, ale estradowo-rozrywkowo-humorystycznym kombajnem. 

Nadrzędne było jednak to, że wśród tych wielu dzielących nas upodobań mieliśmy całkowicie kompatybilne (przepraszam za wyrażenie) postrzeganie świata, który nas otacza. Dzięki temu cechował nas dystans do wszelkiej, obowiązującej wówczas i teraz nadętości, braku poczucia humoru na własny temat i udawania, że się jest kimś bardzo różnym od tego, jakim się jest naprawdę. Dość szybko odkryłem również jego wrażliwość na muzykę, co mi szczególnie odpowiadało, gdyż to było moje główne pole działania przez cały okres naszej współpracy. Słyszał to, co należy, oceniał prawidłowo, a jeśli błądził, to przecież miał mnie tuż pod bokiem. 

To oczywiście samochwalstwo, ale pisząc o Krzyśku, nie mogłem przecież nie wtrącić ciepłego słowa o sobie, bo jesteśmy trochę jak bracia syjamscy i lubimy się wzajemnie wspierać. 

Skoro przypomniałem już o muzyce, to nie mogę powstrzymać się przed łyżeczką dziegciu. 

Krzysztofa miłość do muzyki raziła mnie tylko wtedy, kiedy w paru – nie wdając się w szczegóły – okolicznościach wchodził na estradę i publicznie wykonywał słynną piosenkę o zimnym draniu. Ale spuśćmy zasłonę na tego drania, bo procentowo jest go w Krzyśku bardzo niewiele. 

Znaczące jest, że mimo upły w u lat Krzysiek nadal dysponuje niesamowitą siłą witalną i godną nastolatka ciekawością kolejnych zadań do wykonania, w wir których rzuca się natychmiast i to – dodam – skutecznie. Tym samym wciąż poszerza swoje pole działania. Choć jak metryka bezlitośnie wskazuje, powinniśmy raczej myśleć o termoforach i bujanych fotelach. 

Muszę otwarcie powiedzieć, że miałem bardzo wiele szczęścia, napotykając na mojej drodze – i to jakże dawno temu – partnera, który do dziś jest osobą, na którą mogę liczyć zarówno zawodowo, jak i prywatnie. Przez tak wiele lat, o dziwo – o jakże wielkie dziwo! – nie pokłóciliśmy się ani razu. 

A przecież było wiele szans, począwszy od spraw osobistych poprzez kwestię odpowiedniego stroju (tu Krzysiek zawsze był parę kroków modowych przede mną) aż po jakże prozaiczną, a często spotykaną, kłótnię o kasę. To wydaje się prawie niemożliwe, ale zaręczam, że tak właśnie te dziesięciolecia nam przebiegły. 

Konkludując, nieźle nam się to wszystko przez te ponad 50 lat poukładało i, co więcej, nie chce się popsuć. 

PS Aby uspokoić wszystkich „życzliwych” i podejrzliwych, dodam jeszcze, że tylko dlatego wytrzymaliśmy tak długo razem, że od początku, aż po dziś dzień, mieliśmy i mamy na siebie haki i ten wzajemny szantaż nie pozwala nam na rozerwanie tej więzi. W rzeczywistości głęboko się nienawidzimy i chętnie byśmy potopili się w łyżkach wody albo może nawet i smoły. Jest to więc tak zwana relacja łącząca konieczność i nienawiść, i w związku z tym życzę mu wszystkiego najlepszego (oczywiście fałszywie). 

Przeczytaj więcej

Nie ma więcej tekstów na ten temat

Nie ma więcej tekstów na ten temat
#Artykuł z kwartalnika
#jubileusze
#kwartalnik nr 40