Pamiętacie, jak to było, kiedy pierwszy raz dostaliście propozycję pracy lub wykorzystania waszego utworu? Przypominacie sobie ten dreszczyk emocji i szczęście, jakie was ogarnęło? Ktoś wreszcie zechciał wam dać szansę, ktoś was docenił. Polecieliście jak na skrzydłach podpisać umowę. I podpisaliście ją bez czytania. Tak było? Ilu z was się przyzna, że jej nie przeczytało? A ilu powie szczerze, że nadal nie czyta podsuwanych im umów? A co potem? Zaskoczenie, że nie ma tantiem.
Nieprawda, że umowy typu buy-out, (czyli wymuszające na twórcach pełny lub częściowy wykup praw autorskich), w których pozbywamy się praw do swojego utworu, a także do wynagrodzenia za jego wykorzystanie, to coś nowego. Jestem dialogistką, przekładam i opracowuję obcojęzyczne dialogi filmowe na polski. Natykam się na te umowy od ponad dwudziestu lat i od dawna z nimi walczę. Czasem się udaje, czasem walka jest krwawa, a potem i tak dziękują mi za współpracę, bo odmawiam zrzeczenia się praw. Ale bywa, że nie mamy co do garnka włożyć i jesteśmy postawieni pod ścianą. Tak, czasem podpisujemy złą umowę, bo nie mamy wyboru, częściej jednak dlatego, że nie mamy pojęcia, czym taka umowa skutkuje.
Ale do rzeczy. Co to jest buy-out? To nieetyczny wykup praw autorskich przez stacje telewizyjne i radiowe, serwisy streamingowe lub współpracujących z nimi pośredników. Twórcy na całym świecie są coraz częściej zmuszani do podpisywania umów, w których ich prawa są wykupywane w zamian za jednorazowe wynagrodzenie. W efekcie nie mogą liczyć na tantiemy w przyszłości. Boli? Oj, boli, boli. Zwłaszcza twórców polskich, którzy zarabiają mniej niż ich francuscy czy angielscy koledzy. Zrzekając się prawa do tantiem, pozbawiają się przyszłych dochodów z eksploatacji swojej twórczości. Ale dopiero po pewnym czasie dociera do nich, co zrobili.
Co na to prawo? To ciekawe, bo umowy typu buy-out są niezgodne z prawem większości krajów europejskich. W Polsce obowiązują przepisy zakazujące przenoszenia praw na przyszłe pola eksploatacji utworu. Polska ustawa o prawie autorskim i prawach pokrewnych przewiduje również prawa niezbywalne, czyli przede wszystkim autorskie prawa osobiste, ale są też autorskie prawa majątkowe, takie jak na przykład prawo do wynagrodzenia z tytułu eksploatacji utworu audiowizualnego dla jego współtwórców.
Co to jest buy-out? To nieetyczny wykup praw autorskich przez stacje telewizyjne i radiowe, serwisy streamingowe lub współpracujących z nimi pośredników. Twórcy na całym świecie są coraz częściej zmuszani do podpisywania umów, w których ich prawa są wykupywane w zamian za jednorazowe wynagrodzenie. W efekcie nie mogą liczyć na tantiemy w przyszłości.
Polska zdecydowała się na uściślenie przepisu art. 70 ustawy o prawie autorskim stanowiącym, że prawo do wynagrodzenia dla współtwórców utworu audiowizualnego przysługuje również za eksploatację filmów i seriali przez obecnie najpopularniejsze medium, czyli platformy cyfrowe. Oczywiście zmiana ta spotkała się ze sprzeciwem czołowych platform, w tym tych największych, amerykańskich. Serwisy streamingowe wykorzystują różnice w regulacjach prawnych poszczególnych państw. W krajach europejskich stosują przepisy obowiązujące w Stanach Zjednoczonych, omijając prawa lokalne, które mogą chronić twórców przed wykupem. W ten sposób nierzadko udaje im się obejść działające w tych krajach organizacje zbiorowego zarządzania. Wszystko po to, by uniknąć płacenia tantiem twórcom.
Niestety, obecnie prawo twórców do otrzymywania tantiem jest coraz częściej kwestionowane. Zastępuje się je nową formą płatności, zwaną „copyright buy-outs". Wykup praw autorskich jest nagminnie narzucany twórcom przez nadawców, producentów gier wideo, platformy cyfrowe i operatorów telewizyjnych, którzy przekazują im jednorazowe wynagrodzenie zamiast regularnego strumienia tantiem. Problem ten staje się jeszcze bardziej widoczny w świecie streamingu wideo, tj. w przypadku platform cyfrowych, które wykorzystują swoje potężne wpływy w przemyśle rozrywkowym, aby na stałe zmienić sposób współpracy z autorami tworzącymi dla nich treści. Podpisując umowy typu buy-out, polscy twórcy, podobnie jak europejscy, tracą uprawnienia i wpływ na to, jak będzie wyglądała przyszła eksploatacja ich dzieł, a także rezygnują ze swoich udziałów w kasowym sukcesie utworu. Najgorsze jest to, że amerykańskie platformy cyfrowe nie liczą się z prawem obowiązującym na rynkach, na które wchodzą. Narzucają swoje zasady i zmuszają twórców do podpisywania niekorzystnych umów.
Największym problemem jest jednak to, że twórcy często do ostatniej chwili tych umów nie widzą. Dostają zamówienie, a kiedy je zrealizują, bez żadnej dyskusji podsuwa się im dokument do podpisu. Skarżą się na to członkowie organizacji zbiorowego zarządzania z całej Europy.
Podczas Creators Conference 2023 – konferencji zorganizowanej przez Europejskie Stowarzyszenie Kompozytorów i Twórców Piosenek ECSA – wypowiadali się znani kompozytorzy, a także przedstawiciele organizacji z całej Europy, takich jak np. SACEM. Brytyjski kompozytor Michael Price opowiedział o swoich doświadczeniach związanych z pracą nad filmami, do których pisze muzykę. Zdradził, że zatrudniani do filmu twórcy nie mają pojęcia, z kim będą pracować, ile wynoszą zarobki kolegów albo czym różnią się ich umowy. Żeby to zmienić, brytyjscy kompozytorzy zaczęli organizować spotkania online, podczas których rozmawiają o swoich problemach. We Francji podchodzą do tego praktycznie. Młodzi twórcy trafiają na warsztaty, gdzie uczy się ich, jak czytać umowę, co jest w niej ważne, a także jak radzić sobie ze stresem w pracy (przydałoby się każdemu!). Poza tym francuskie organizacje zbiorowego zarządzania chętnie służą pomocą i radą w sytuacjach, gdy twórcy mają wątpliwości. Notabene – ZAiKS również.
David El Sayegh, dyrektor generalny francuskiego SACEM-u, odpowiedział na pytanie, co według niego jest buy-outem. Uważa, że to fikcyjna sytuacja prawna, bo prawdziwy autor utworu traci wszelkie do niego prawa, nowym właścicielem utworu staje się korporacja, a taka sytuacja stoi w sprzeczności z francuskim prawem i kodeksem dobrych praktyk. Francuski Sąd Najwyższy wydał orzeczenie, które przesądza sprawę. Za autora utworu może być uznany tylko człowiek. Przepis z 1957 roku mówi wyraźnie, że autor ma prawo do dodatkowego wynagrodzenia w zamian za eksploatację swojego dzieła. To podstawowa zasada, bez której organizacje zbiorowego zarządzania nie mogłyby pobierać należności za wykorzystywanie utworów, a potem dzielić ich między uprawionych.
Czasy się zmieniły, przemysł muzyki filmowej działa na rynku międzynarodowym. Podpisując umowę z Disneyem, Netflixem, czy Amazonem, mamy do czynienia z amerykańskimi korporacjami, które kierują się amerykańskim prawem. El Sayegh podkreślił, że należy wprowadzić nadrzędną międzynarodową zasadę, która stałaby ponad lokalnym prawem i uniemożliwiałaby podsuwanie twórcom umów typu buy-out. Francuzom udało się taką zasadę stworzyć, lecz na razie obowiązuje ona tylko we Francji i dotyczy kompozytorów muzyki. Francuski kompozytor podpisując amerykańską umowę zgodną z amerykańskim prawem, które zezwala na wykup praw autorskich, może we francuskim sądzie domagać się dodatkowego wynagrodzenia za wykorzystanie utworu. El Sayegh wyjaśnił, że Francja nie może narzucić innym krajom podobnego rozwiązania, ale na jej terytorium każdy kompozytor, także zagraniczny, ma możliwość dochodzenia swoich praw do tantiem na drodze sądowej. Oczywiście dotyczy to eksploatacji dzieła na rynku francuskim. El Sayegh podkreślił, że czas na kolejny krok. Należy wypracować podobne rozwiązania na poziomie europejskim, a potem globalnym. Ale trzeba to robić ostrożnie i z rozwagą. Dodał, że prawo powinno chronić i wspierać twórców, którzy nie mają szans w negocjacjach z wielkimi platformami, a organizacje zbiorowego zarządzania – pilnować przestrzegania nowych przepisów.
Czasy się zmieniły, przemysł muzyki filmowej działa na rynku międzynarodowym. Podpisując umowę z Disneyem, Netflixem, czy Amazonem, mamy do czynienia z amerykańskimi korporacjami, które kierują się amerykańskim prawem. El Sayegh podkreślił, że należy wprowadzić nadrzędną międzynarodową zasadę, która stałaby ponad lokalnym prawem i uniemożliwiałaby podsuwanie twórcom umów typu buy-out.
W konferencji uczestniczyła także Emmanuelle du Chalard, wiceszefowa działu prawa autorskiego Komisji Europejskiej. Mówiła o tym, że jednym z głównych celów unijnej dyrektywy o prawie autorskim na jednolitym rynku cyfrowym jest wprowadzenie zasady odpowiedniego i proporcjonalnego wynagrodzenia dla twórców. Unia Europejska po raz pierwszy tak głęboko wchodzi w detale dotyczące rozwiązań legislacyjnych w poszczególnych krajach oraz chce wpłynąć na kształt umów zawieranych z twórcami. Dlatego zmiany mają dotyczyć przejrzystości w ujawnianiu informacji dotyczących wykorzystania utworu. Du Chalard dodała też, że w tej chwili jej dział przygląda się umowom typu buy-out na rynku europejskim, zbiera informacje o tym, jak są wykorzystywane w różnych krajach, i porównuje je do procedur stosowanych we Francji. W ten sposób szykuje rozwiązania, które w przyszłości uregulują rynek umów z twórcami.
Najważniejszym przesłaniem tej konferencji było zwrócenie uwagi na to, że twórcy są na przegranej pozycji w walce z amerykańskimi korporacjami i dlatego UE i poszczególne kraje muszą znaleźć odpowiednie rozwiązania prawne, które będą ich wspierać. Żeby nie było tak, jak w latach 90. na rynku gier wideo, kiedy to firmy amerykańskie i azjatyckie – czyli pochodzące z krajów, w których prawo do dodatkowego wynagrodzenia dla twórców nie istniało – narzuciły swoje zasady i swoje umowy. Nikt wówczas nie stanął w obronie twórców, a teraz widzimy tego efekt: brak tantiem z tego obszaru. Nie możemy dopuścić, żeby to się powtórzyło. Twórcy biorący udział w konferencji podkreślali, że większa część ich dochodów pochodzi właśnie z tantiem, wypłacanych im przez organizacje zbiorowego zarządzania. Dlatego musimy się trzymać razem i wspólnie znaleźć wyjście z tego impasu.
Uczestnictwo w takich konferencjach otwiera oczy. Nie tylko korzystamy z wiedzy i doświadczeń innych krajów, ale też spotykamy się z twórcami, którzy często mają już za sobą to, co u nas dopiero się zaczyna. Takie spotkania są bardzo potrzebne, a wymiana informacji zdecydowanie ułatwia dotarcie do odpowiednich rozwiązań. Hasła rewolucji francuskiej znów są żywe. Wolność, równość i braterstwo dotyczą także twórców. Solidarność z najsłabszymi, a właśnie nimi jesteśmy w zderzeniu z amerykańskimi koncernami, wypiszmy sobie na sztandarach. Albo na koszulkach i czapkach, bo sztandary dawno wyszły z mody. Może brzmi to patetycznie, ale patos nie zmienia faktu, że to ważny temat. Ważny dla tych, których pracą jest tworzenie tego, co daje radość innym. A za pracę należy się godne wynagrodzenie.