News z września 2021 roku wywoływał głównie rozbawienie. Badacze z walijskiego Bangor University w rzeczkach przepływających w pobliżu Glastonbury odkryli duże stężenie substancji narkotycznych. Najwyższe odnotowano w tygodniu po zakończeniu słynnego Glastonbury Festival, przyciągającego od 1970 roku setki tysięcy ludzi. Poziom ekstazy i kokainy w wodzie był tak wysoki, że zagrażał rybom. W tym rzadkiemu węgorzowi europejskiemu. Źródłem skażenia był mocz wydalany przez fanów muzyki.
Kto pamięta końcowe sceny filmu Woodstock Michaela Wadleigha, pokazujące festiwalową łąkę, opuszczoną już przez publiczność, za to pełną pozostawionych przez nią śmieci – ubrań, opakowań, koców, śpiworów – ten ma wyobrażenie o tym, jaki jest wpływ dużych imprez na otoczenie. Okazuje się jednak, że pamiętne obrazy pokazywały jedynie wierzchołek góry lodowej. Bo plenerowe festiwale to nie tylko ich uczestnicy i przyniesione przez nich rzeczy. To także budowa sceny (częściej zaś kilku scen) z zapleczem, jej utrzymanie i oświetlenie. To skomplikowana infrastruktura w postaci pól namiotowych, parkingów, stref gastronomicznych, handlowych i rozrywkowych. To kasy, bramki, toalety, prysznice, kosze, punkty pomocy sanitarnej. A także kwestia dojazdu na miejsce imprezy artystów, organizatorów, ekip technicznych oraz samej publiczności.
Najnowsze dane mówią, że brytyjski sektor festiwalowy każdego roku generuje ponad 23 tysiące ton odpadów, z których około jedna trzecia jest poddawana recyklingowi, reszta natomiast trafia na wysypiska śmieci. Zainicjowano w związku z tym szereg akcji uświadamiających. Uczestnicy wspomnianego Glastonbury Festival mogą podpisać specjalne zobowiązanie „Leave No Trace” („Nie zostawiaj śladów”). W ten sposób deklarują zabranie wszystkich swoich rzeczy z powrotem do domu, korzystanie z toalet, nie zaś z terenów zielonych, segregowanie śmieci, stosowanie wielorazowych opakowań. Podobny cel ma międzynarodowa kampania „Love Your Tent” („Kochaj swój namiot”), zachęcająca festiwalowiczów do zakupu wysokiej jakości sprzętu kempingowego, w tym namiotów, i ponownego jego wykorzystania, nie zaś porzucania po zakończeniu imprezy.
To jednak nie wszystko: organizacja festiwali na Wyspach Brytyjskich oznacza w każdym roku około 20 tysięcy ton emisji dwutlenku węgla. Wielkość ta nie uwzględnia przy tym transportu na festiwale i z festiwali, a ten jest kluczowy, stanowi bowiem większość wytwarzanego przez nie śladu węglowego. Dzieje się tak dlatego, że mimo korzystania z pociągów, a także rosnącej popularności aut współdzielonych, nadal najczęściej na festiwal jeździ się głównie prywatnym samochodem. Być może trend ten ulegnie jednak zmianie, gdyż zachęcają do tego firmy obsługujące współdzielone samochody. Tak reklamuje się Liftshare, jedna z nich: „Możesz obniżyć koszty podróży o połowę, łatwo przetransportować bagaż i poznać nowych przyjaciół po drodze! Pomagamy zmniejszyć wpływ na środowisko, radzić sobie z korkami i sprawiamy, że podróż jest przyjemniejsza”. Na stronie Liftshare można łatwo zapisać się do grup zainteresowanych dojazdem na festiwale, takie jak Isle of Wight, Reading czy End of Road. Mający dwudziestoletnią tradycję Shambala Festival od kilku już lat zachęca swoich fanów do udostępniania swojego samochodu innym. Poza „zmniejszaniem śladu węglowego” ten sposób przemieszczania się pozwala, jak przekonują
organizatorzy, zmniejszyć koszty podróży, a także „podzielić się kanapkami, muzyką i podobnymi poglądami”.
Oczywiście, auta to tylko jeden element układanki. W 2014 roku na łamach „Carbon Management” ogłoszono raport dotyczący zużycia energii na imprezach open air, wskazujący, jak wiele energii wymaga oświetlenie i nagłośnienie plenerowych scen. Badacze zamieścili tam także rekomendacje sugerujące, że redukcja emisji gazów cieplarnianych jest możliwa dzięki stosowaniu bardziej energooszczędnego sprzętu i wyłączaniu urządzeń elektrycznych, gdy nie są w użyciu; dobrym rozwiązaniem jest ponadto wprowadzanie biopaliw oraz fotowoltaiki.
Diesel kontra misja
Jakkolwiek masowe porzucanie namiotów i sprzętu biwakowego jest na naszych festiwalach rzadkością, to pozostałe zjawiska obserwujemy również w Polsce. Gigantyczne sceny, ściany głośników, wielkie systemy oświetleniowe i zatłoczone parkingi są rzeczywistością wielu polskich festiwali. Prośrodowiskowe podejście oznacza najczęściej zakaz jednorazowych opakowań czy plastikowych słomek. Gdy uspokojeni tymi rozwiązaniami odpoczywamy w festiwalowej strefie gastro, dostarczający energię generator diesla odpowiada za 70 procent emisji dwutlenku węgla. Z drugiej strony ślad węglowy generowany na festiwalach przez uczestników jest w rzeczywistości mniejszy, niż gdyby ci uczestnicy zostali w domu i oglądali jego transmisję w telewizji.
Podobnie jak w Wielkiej Brytanii, wielu polskich organizatorów zaczęło dostrzegać wagę i skalę oddziaływania na środowisko. Dlatego coraz więcej „misji” festiwalowych mówi o ekologii, recyklingu i zrównoważonym rozwoju. Inna sprawa, że rzeczywistość czasem skrzeczy, bo na festiwalu etykietowanym jako „zielony” nie segreguje się śmieci, a sprzedawcy uparcie podają napoje i jedzenie w plastikowych opakowaniach. Częstym problemem jest też wysokodecybelowy hałas, wyraźnie stresogenny dla zwierząt znajdujących się w gospodarstwach i hodowlach sąsiadujących z terenami festiwali.
Osób świadomych problemu i chcących mu przeciwdziałać jest jednak coraz więcej. W lutym 2020 roku w Chutorze Gorajec na Roztoczu spotkali się organizatorzy festiwali, przedstawiciele organizacji społecznych, samorządowych i grup nieformalnych, zainteresowani innym myśleniem. Myśleniem w kategoriach „odpowiedzialnych festiwali”. Efektem dwudniowych warsztatów stał się pionierski w Polsce dokument poświęcony zasadom i dobrym praktykom z zakresu ekologii i kontaktów ze społecznością, którymi warto kierować się przy planowaniu wydarzeń festiwalowych. Manifest ten nosi nazwę Kodeks Odpowiedzialnego Festiwalu.
Co w nim znajdziemy? W preambule można przeczytać, co następuje: „Zależy nam na budowaniu i promowaniu odpowiedzialnych relacji ze środowiskiem, społecznością festiwalową i sąsiadami. Naszym celem jest zachęcanie do poszanowania natury i siebie nawzajem. Dokument ten jest drogowskazem dla twórców i twórczyń wydarzeń, jakimi są zarówno organizatorzy, jak i cała festiwalowa społeczność. Liczymy, że dzięki tej deklaracji będziemy się w sposób zrównoważony rozwijać, doskonalić i wzajemnie inspirować”. Zasadnicza treść Kodeksu opiera się natomiast na czterech filarach: relacje z sąsiadami; troska o środowisko naturalne; relacje z uczestnikami; współpraca między festiwalami.
Pod Kodeksem podpisały się osoby związane z festiwalami gromadzącymi kilkanaście tysięcy ludzi, takimi jak Cieszanów Rock Festiwal czy Pannonica, wydarzeniami średniej wielkości, jak na przykład Festiwal Folkowisko, Mikołajki Folkowe i Festiwal Digeridoo „Dźwięki z Korzenia”, a także kameralnymi spotkaniami w rodzaju Festiwal Wędrowiec albo Zlot Przyjaciół Karczaka (czyli ekoturystycznego gospodarstwa niedaleko Biebrzy).
O skali oddziaływania Kodeksu trudno na razie orzekać. Reżimy pandemiczne spowodowały bowiem albo odwołanie wielu festiwali, albo wymusiły ich organizację w wariancie, który z braku lepszego określenia nazwać trzeba jako „hybrydowy”. Inicjatywa jest jednak cenna i wskazuje nowy kierunek działania. Zapewne jej siła byłaby większa, gdyby stał za nią autorytet certyfikatu ISO – jak dzieje się gdzie indziej.
Tani McCartney
Już w 2010 roku Międzynarodowa Organizacja Normalizacyjna (ISO) wydała wytyczne dotyczące społecznej odpowiedzialności biznesu. Tak zwane „ISO 26000” zawiera informacje dotyczące społecznie odpowiedzialnego zachowania w firmie – również w firmie organizującej festiwal. Zebrano je w karcie o nazwie Corporate social responsibility (Społeczna odpowiedzialność biznesu, CSR). Założenia karty zostały przyjęte przez licznych brytyjskich organizatorów festiwali, w tym Glastonbury, Reading Festival czy Radio 1’s Big Weekend’s. Z przeprowadzonych badań wynika zaś, że 66 procent organizatorów uznaje idee CSR za priorytetowe w procesie organizowania wydarzeń.
Co założenia CSR oznaczają w praktyce? Za działania pożądane i właściwe uznaje się recykling odpadów, wykorzystywanie energii słonecznej i wiatrowej, car sharing, przekazywanie części zysków z festiwali na rzecz organizacji charytatywnych. Liczy się ponadto promocja Fair Trade i współpraca z lokalnym biznesem. Jako dobre rozwiązanie wskazuje się przekazywanie puli darmowych biletów lokalnej społeczności, a także zaangażowanie w rewitalizację czy remonty okolicznych budynków. Oczywiście, w uzgodnieniu z sąsiadami festiwalu.
Nie ulega wątpliwości, że idea społecznej odpowiedzialności nakłada nowe obowiązki i wymaga podejmowania nowych, czasem niestandardowych działań. Negocjacje z lokalną społecznością stają się bowiem tak samo ważne jak negocjacje w sprawie line-upu. I choć zupełnie inne środowisko mają wokół organizatorzy warszawskiego Skrzyżowania Kultur, jarosławskiej Pieśni Naszych Korzeni i nadbiebrzańskiego Rocka na Bagnie, to w każdym z tych przypadków dobre relacje ze społecznością lokalną winno się traktować jako długofalowe wyzwanie.
A co z korzyściami myślenia w kategoriach „odpowiedzialnych festiwali”? Jako pierwsze jawią się te generalne, czyli ochrona środowiska: wody, ziemi i powietrza. Dla firm eventowych i agencji koncertowych bardzo cenne mogą okazać się lepsze relacje ze społecznością lokalną, jak również bardziej pozytywny PR organizowanych przez nie wydarzeń. Osoby przeglądające oferty festiwalowe coraz częściej wszak zwracają uwagę właśnie na zapisy dotyczące odpowiedzialności społecznej i ekologicznej. Jak się okazuje, jest to ważne nie tylko dla publiczności. Szepcze się bowiem o tym, że Paul McCartney, chcąc wyrazić swoje poparcie dla założeń „Społecznej odpowiedzialności biznesu”, zgodził się na bezprecedensową obniżkę swojej gaży. Muzyk, który zaczyna rozmowę o zagraniu koncertu od kwoty 4 milionów funtów, zgodził się wystąpić na Glastonbury Festival za jedyne 200 tysięcy. Kartą przetargową miała być realizacja założeń CSR. Stawka jest zatem wysoka, i to na wielu poziomach, a festiwalowa „atmosfera” zaczyna nabierać nowych znaczeń.