Agresja Rosji na Ukrainę zmusiła wielu ukraińskich twórców do opuszczenia własnej ojczyzny. Polska, podobnie jak inne państwa europejskie, otworzyła się na ich twórczość, zaprasza do wspólnych projektów, umożliwia tworzenie własnych. To szansa nie tylko dla nich na kontynuację pracy artystycznej i możliwość utrzymywania się z własnej twórczości, to szansa również dla polskiej sztuki. Na pewno nowi twórcy, nowe idee i nowe języki mogą znacząco wpłynąć na polski teatr.
Na nasze sceny mocno wkraczają jednocześnie dwie dramatopisarki: Sasza Denisowa (to również reżyserka, prozaiczka i felietonistka, a także pedagożka) i jej była studentka dramatopisarstwa – obecnie przyjaciółka – Lena Laguszonkowa. Obie planują na dłużej osiąść w Polsce. Denisowa prezentowała swój pierwszy spektakl w Warszawie w 2013 roku – Rozpal mój ogień z Teatru.doc w ramach Festiwalu Da! Da! Da!, lecz polski widz nie miał więcej okazji do poznawania jej tekstów i spektakli. Laguszonkowa w zeszłym roku znalazła się w finale wspieranego przez ZAiKS Międzynarodowego Konkursu Dramaturgicznego Aurora. I już trzy jej sztuki są obecne na polskich scenach. Debiut dramatopisarski Denisowej w Polsce odbył się 26 czerwca w Teatrze Komuna Warszawa.
Sasza Denisowa, rodowita kijowianka, po studiach na Uniwersytecie Kijowskim, kilku latach pracy dziennikarskiej, w tym w sztabie wyborczym Wiktora Juszczenki, przeniosła się do Moskwy. Tam w niezależnym politycznym Teatrze.doc już pracowali jej ukraińscy znajomi Natalia Worożbyt i Maksym Kuroczkin. „To był exodus kijowian do rosyjskiego teatru. Jak teraz mówi Worożbyt: to oni mieli szczęście, że tam trafiliśmy” – wspomina. Po przyjeździe Denisowa odbyła staże w British Royal Court Theatre w Londynie, w teatrze w Edynburgu, potem studia w Szkole-Studio MChT i moskiewskiej Szkole Teatralnego Lidera.
Po pierwszych sukcesach scenicznych została zastępczynią dyrektora artystycznego Teatru im. Majakowskiego – Litwina Mindaugasa Karbauskisa. Pracowała i uczyła się u najlepszych reżyserów nowego teatru: Kiriłła Sieriebriennikowa, Konstantina Bogomołowa, Wiktora Ryżakowa i Mindaugasa Karbauskisa. Z czasem zaczęła sama reżyserować, głównie własne teksty. Największym impulsem do spróbowania swoich sił w reżyserii był przyjazd do Polski i obserwowanie na próbach pracy Krystiana Lupy „Polski teatr wywarł na nas naprawdę bardzo duży wpływ – opowiada. „Sposób istnienia na scenie, wolność, intelektualność, filozoficzność, pole tematów i sposób tworzenia spektaklu. Nie to, co było dotychczas u nas, że bierzesz gotowy dramat i wystawiasz – zawsze szukałam sposobu na stworzenie spektaklu od zera, wyhodowanie go, wykopanie jak kryptowaluty”. Reżyserowała na najlepszych scenach Moskwy: w Centrum Meyerholda, MChT, Teatrze na Bronnej, w Teatrze Narodów, zaś ostatni swój spektakl wystawiła w Mexico City. Zawsze łączyła materiał dokumentalny z fikcją, z fantasmagorią, z teatrem niepsychologicznym. Od teatru dokumentalnego doszła do „teatru świadka”, kiedy to nie aktor przedstawia świadectwo jakiejś osoby, lecz ta właśnie osoba występuje jako świadek własnego doświadczenia. Razem z mężem – choreografem Konstantinem Czełkanowem, który uprawia „choreografię społeczną” – przygotowali w kilku krajach wiele spektakli i performance’ów ze zwykłymi ludźmi. Nazwali swoją metodę pracy „metodą Protokoll” na cześć Rimini Protokoll.
Jej najnowszy dramat Sześć żeber gniewu pisany na zamówienie Teatru Komuna Warszawa oraz Urzędu Dzielnicy Śródmieście to połączenie zebranych świadectw z fantas-
magorycznymi postaciami Kozaków z Siczy Zaporoskiej.
Przystępując do pracy, Denisowa odwiedziła wraz z ukraińskimi aktorami kilka miejsc, w których tymczasowo mieszkają uchodźczynie wojenne. Również Dom Pracy Twórczej ZAiKS-u w Konstancinie, który od początku wojny daje schronienie rodzinom uchodźczym. Bazą do budowania postaci stały się wywiady przeprowadzone z Ukrainkami oraz historyczne materiały dotyczące Siczy. Kolejny jej projekt to dramat Haga dla Teatru Polskiego w Poznaniu: „Chciałabym zobaczyć wszystkich katów w sądzie, wyobrazić sobie, jak będą się wybielać, niczym Goering w Norymberdze. Przedstawić tam Putina, Łukaszenkę, Pieskowa, Szojgu, Ławrowa. I Surkowa, który karmił rosyjską inteligencję wysublimowanymi projektami. Wymyśliłam osobną ławkę dla rosyjskiej kultury. Dla »zygujących« teatrów, dla potężnych postaci kultury, które albo popierały wojnę, znajdując szalone słowa dla usprawiedliwienia ludobójstwa i ostrzału, albo milczały, a swoim milczeniem zwielokrotniały cierpienie i krew Ukraińców, mojego narodu”.
Należy podkreślić, że powstające obecnie teksty są swego rodzaju kroniką wydarzeń wojennych, zapisem emocji, losów ludzkich (jak u Denisowej) oraz instrukcji życia w czasie wojny, jak w przypadku dramatu Laguszonkowej Życie na wypadek wojny (to koprodukcja Teatru Polskiego w Bydgoszczy i Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego Kontakt w Toruniu).
Młodsza o ponad dekadę Lena Laguszonkowa, urodzona w Stanicy Ługańskiej, ukończyła wydział historyczny na Ługańskim Uniwersytecie Państwowym. Imała się różnych prac zarobkowych. Pracowała w Ługańsku w kasynie Plac Czerwony czy sklepie jubilerskim Karat. Ze względu na trwającą od 2014 roku wojnę w obwodzie ługańskim – przeprowadziła się z rodziną do Kijowa. Tutaj, zanim zaczęła zarabiać na swojej twórczości, pracowała w klubie pokerowym Weekend, w browarze Obołoń czy restauracji Saturn, gdzie przebrana za Cygankę śpiewała romanse. Jako niezwykle uważna obserwatorka gromadziła w sobie historie: sąsiadek, ciotek, gości lokali, w których była zatrudniona. Chciała się tymi historiami podzielić. „Powieść to za długi dystans, poezja – zbyt ulotna. Teatr wydał mi się najbardziej odpowiednią formą wypowiedzi” – stwierdza Laguszonkowa. I w 2018 roku napisała pierwszą swoją sztukę Baza, która traktowała o prostytucji – i znalazła się w finale konkursu „Tyżden’ aktualnoj pjesy”. W swoich ironicznych, pełnych czarnego humoru sztukach dramaturżka opisuje świat wokół siebie, losy kobiet z rodziny, swoje dzieciństwo. Można znaleźć w nich, jak pisała noblistka Swietłana Aleksijewicz, „rozpacz spowodowaną barbarzyństwem naszego życia oraz wołaniem o miłość”.
Z trudem przebijała się ze swoją twórczością w Ukrainie: „Żeby znaleźć dobry spektakl, musiałam chodzić od teatru do teatru jak za kotkiem, który połknął złoty pierścionek. To pięćdziesiąt odcieni kolonialności: od rosyjskich klasyków i tańców małoruskich po romantyczne komedie o Paryżu”. Jedynie rzadkie realizacje współczesnej dramaturgii przyciągały jej uwagę. Dlatego sama zaczęła pisać – „żeby w końcu było co oglądać”. Zadanie okazało się niełatwe. „Musiałam głównie pisać scenariusze poranków dla dzieci, jubileuszy i adaptacje klasyki. Sukces należało osiągnąć najpierw w Moskwie. Państwowe teatry ignorują ukraińską dramaturgię. A to właśnie one otrzymują największe finansowanie. Wypowiedzi społeczno-polityczne, współczesność, rewizja historycznych traum nie są dla nich interesujące (nawet nie mogę sobie przypomnieć ukraińskiej sztuki o II wojnie światowej powstałej w ciągu ostatnich 30 lat). Ich repertuar nie jest wpisany we współczesny kontekst, ale w jakieś moskiewskie wzorce lat 70. A jakie mogą być lata 70. bez cenzury i socrealizmu?”. W jednym z teatrów usłyszała życzenie, żeby zmieniła nazwisko, ponieważ dyrekcja uznała je za niegodne ich plakatu. „Poszczególne inicjatywy, które zaczęły pojawiać się po Majdanie, były zabijane a to przez kwarantannę, a to przez niespójną politykę ministerstwa”. Mimo wszystko nie poddawała się. Wraz z grupą kijowskich dramatopisarzy (pod wodzą Maksyma Kuroczkina) zaczęli zbierać prywatne fundusze, by otworzyć niewielką przestrzeń Teatru Dramaturgów. Do otwarcia teatru nie doszło ze względu na wybuch wojny.
Obie ukraińskie twórczynie mają nadzieję, że po wojnie będą mogły wrócić i odbudowywać z gruzów ukraiński teatr. Mają na myśli nie tylko budynki. Praca w zachodnich teatrach daje szansę na rozwój, poznawanie nowych języków, organizacji pracy teatralnej i przeniesienie ich na rodzimy grunt. W trakcie wojny Charkowski Teatr Lalek im. Afanasjewa spektakle dla dzieci prezentuje w metrze. We Lwowskim Teatrze im. Łesi Ukrainki funkcjonuje sztab wolontariuszy. Ich przykłady dają Lenie Laguszonkowej niewielką nadzieję. „Nasz teatr ma szansę na zmianę. Jeśli go przegapi, będzie bardzo przykro”.
Monolog Walentiny Aleksiejewny z Mariupola (mieszkającej z córką i wnuczką w DPT w Konstancinie) spisany przez Saszę Denisową:
Nie chciałam jechać. Nie wierzyłam. Dzielnica lewobrzeżna. W 2015 był ostrzał wschodniego Mariupola, ale wtedy jak oni ostrzelali, 30 zginęło, ponad stu zostało rannych, a samochody ze 20 sztuk spłonęło – wszystko to zrobili w sobotę rano i na tym się skończyło. I poszło to gdzieś dalej.
A tutaj zaczęli bombardować wschodnią część, potem centrum, Teatr Dramatyczny, Prospekt Pokoju, dawniej Lenina, i samoloty, i Grady, i moździerze. Zniszczyli wszystko, miasto w 90 procentach zniszczone.
Na początku był jeszcze gaz, ogrzewanie to natychmiast 24 odłączyli, a 2 marca nic już nie było, ani łączności, ani ogrzewania, ani wody, nic. A te zapasy wody pitnej, które mieliśmy, najpierw piliśmy, jak się zachciało, zaczęło ubywać, potem piło się po trzy łyczki. A potem przyszły mrozy, z dziesięć stopni, i spadł śnieg. Dużo śniegu. Miskami znosiliśmy śnieg do wanny. W pokojach był z jeden stopień ciepła. Chodziliśmy okutani i jeszcze pełna wanna śniegu, kiedy przechodziliśmy obok łazienki do kuchni – czuło się zimno. […]
A kiedy zaczęli bombardować centrum, to to było piekło, kiedy między bombardowaniami było z 10-15 minut przerwy, mąż wyskakiwał, żeby na ognisku między klatkami schodowymi chociaż ugotować ziemniaki czy zaparzyć herbatę. Bloki płoną – nikt nie gasi, przez dwa, trzy dni płoną. Nocą było bardzo strasznie, przycisnęliśmy się do ściany w korytarzu, przykryli kocami, poduszkami, leci samolot, modlimy się, gdzie zrzuci bombę, nie wiemy, słyszymy wybuch i – odlatuje. Znaczy się, dzisiaj żywi. A potem poszły Grady. A to jest jeszcze straszniejsze. Noc, wszystko się błyska, wszystko wybucha, szyby się trzęsą, dom się trzęsie. Oni walili to w centrum, teraz walą tylko w Azowstal. Po Prospekcie Pokoju nie można przejechać, takie leje, nie da się przejechać. Groby tam. Grzebali pod blokami, zabiło ludzi – sąsiedzi wyskoczyli, zakopali, włożyli zapisek do kieszeni. Teraz ci okupanci, którzy nas okupowali, zmuszają ich do pracy, za jedzenie! Czterdzieści chłopa brygada, a oni dają bochenek chleba, butelkę wody i żeby odgruzowywali i wykopywali trupy. Między Mariupolem a Manguszem zaczęli zrzucać ciała. Smród okropny.
Samochód nasz cały podziurawiony, zięć błagał sąsiada, oddaj samochód, ten bez szyb, bo bombardują jeszcze mocniej, i on dał, to myśmy pojechali tym dieslem bez szyb, już 21 marca, a 24 zbombardowali nasz blok i wszyscy nasi sąsiedzi w piwnicy, na piętrach – wszyscy zginęli. Na Bachczywandży 25, pani popatrzy na ten adres.
Rozwalili go całkowicie. Takie miasto było piękne, rozkwitło w ciągu tych ośmiu lat. No mieliśmy wszystko. Był nowy mer, Bojczenko, taki dobry, i skwery, i parki, i kwiaty, i place zabaw i drogi – wszystko było! A oni piszą, że powstaje w Moskwie oddział architektów i przyjadą odbudowywać Mariupol.
Lena Laguszonkowa
Życie na wypadek wojny
przełożyła Inna Siemicz
Co robić w przypadku gwałtu.
Ważne: nie dopuszczaj poczucia winy. Winny jest gwałciciel, winny jest okupant. Jeśli nie da się zapobiec gwałtowi i nie wiecie, czy starczy wam siły, żeby stawiać aktywny opór, spróbujcie się „zamrozić” od wewnątrz i na zewnątrz. Gwałcicielowi nie chodzi o seks, tylko o demonstrację władzy i kontroli, o poniżenie i deprecjację. Aktywny opór ofiary roznieca i karmi sadyzm. Dlatego kobieta może bardziej ucierpieć fizycznie, doznać obrażeń narządów płciowych i ciała. […] Jeśli jest możliwość – wykonajcie podstawowe zabiegi higieniczne. Ale nie ryzykujcie życiem dla wiadra wody ze studni, która jest pod obstrzałem. […]
Jeśli czujecie ból, zastosujcie podręczne antyseptyki […]
W celach antykoncepcyjnych powinnyście zastosować 0,1 mg etynyloestradiolu […] i nie mniej niż 0,5 mg lewonorgestrelu. […] Taka antykoncepcja jest najbardziej efektywna, jeśli zastosujecie preparaty w ciągu pierwszych 24-72 godzin po stosunku bez zabezpieczenia.
Pamiętaj – winny jest gwałciciel, winny jest okupant. Nie dopuszczaj poczucia winy.
Jak tylko będzie taka możliwość, zwróćcie się do psychologa i lekarza celem konsultacji oraz pobrania materiału do badań pod kątem chorób przekazywanych drogą płciową.
Nie dopuszczajcie poczucia winy. Winny jest gwałciciel, winny jest okupant.
Zanotowałyście?
Plakat: Jeśli przebywasz w Polsce i potrzebujesz aborcji, to spierdalaj z Polski!