Roman Kostrzewski

Krzysztof Skiba
Fot. Archiwum ZAiKS-u
Fot. Archiwum ZAiKS-u

Odszedł od nas Pierwszy Diabeł Rzeczpospolitej Romek Kostrzewski, wokalista metalowej grupy KAT. Pionier muzycznego piekła na polskiej scenie rockowej. Romek byłby dumny z tych tytułów, bo miał poczucie humoru. Od lat brał na klatę wszystkie ataki i oskarżenia o satanizm. Uważał, że szatan jest królem wolności, nagrał i wydał Biblię Satanistyczną La Veya w wersji dźwiękowej, a na plakatach koncertowych pisał hasła w stylu „Do zobaczenia w piekle”.

Czy był wyznawcą szatana? Śmiem wątpić. Był po prostu wolnym człowiekiem, który sprzeciwiał się narzucaniu Polakom jednej, obowiązującej duchowej  narracji. Tak, kpił i rzucał szyderstwami, uwielbiał mroczne klimaty nie tylko w muzyce, ale także w poezji, tyle że to nie czyni go diabłem. Był miłośnikiem twórczości Tadeusza Micińskiego i Marka Twaina. Interesował się magią i okultyzmem. Był artystą. Nie wierzył w żadnego diabła osobowego, a raczej w potęgę ludzkiej natury. W mediach robił za diabła, a jego pozycja w tym względzie była istotna i ważna, bo zdarzało mu się udzielać wywiadów do poważnych i cenionych gazet. W słynnym filmie dokumentalnym telewizji BBC Moja krew Twoja krew o festiwalu w Jarocinie jest słynna scena, w której dyskutuje z księdzem. 

Był też Romek, jako diabeł, zakazywany w wielu miastach. Zabraniano mu grać, odwoływano jego koncerty. Były miasta, do których jako artysta miał wręcz zakaz wstępu. Tak działo się w czasach gdy rządziła prawica, ale także w czasach, gdy u władzy byli liberałowie czy lewica. Kościół gdzie tylko mógł zwalczał zespół KAT i wpisywał go na listy swoich topowych wrogów.

Nie znali go prawdziwego i ulegali artystycznej mistyfikacji. Był bowiem Romek raczej aniołem. Jako człowiek był niesamowicie prawy, uczciwy i dobry. Był dzieckiem z sierocińca. I znał piekło życia. Mimo otaczającej go mrocznej aury był osobą na wskroś pozytywną i otwartą, a nawet pogodną. Demonem był na scenie.

Był artystą niesamowicie charyzmatycznym. Wraz z zespołem KAT zagrał w 1987 roku dwa koncerty przed legendą metalu, uwielbianym w Polsce zespołem Metallica. Te koncerty wpisały się na stałe w historię polskiego rocka. I do dziś są wspominane jako wydarzenia kultowe. Trasa z zespołem Hanoi Rocks, koncerty KAT-a z brytyjskim Motorhead czy na festiwalu w Jarocinie obok TSA i Acid Drinkers ugruntowały pozycję Kostrzewskiego jako wyjątkowego wokalisty kochanego przez publiczność. Gdy lata później w zespole KAT doszło do konfliktów, publiczność wierna była Kostrzewskiemu krzycząc na koncertach „nie ma Kata bez Romana”.  Dawno temu pewien znany chrześcijański rockmen, wyznał mi prawdę o Romku: „Wiesz, ja to jestem taki stary drań, którego interesuje tylko kasa, a ten Romek, co go za diabła mają, to dobry i normalny facet jest”.

Romek miał zdolności kulinarne. Świetnie gotował i to wcale nie potrawy z kotów. Był legendą metalu i pionierem muzyki pachnącej siarką. Pisał ciekawe, poetyckie teksty do swych piosenek. Będzie brakowało mi jego ironii, sarkazmu i inteligencji. I tego filozoficznego uśmieszku piekielnej Mony Lisy.    

#Roman Kostrzewski
#pożegnania