„Absurdologiem” nazwała artystę krytyczka Monika Małkowska, prezentując Macieja Sieńczyka w wystawowym katalogu. On sam w jednym z wywiadów przedstawił się jako „kronikarz samego siebie”, alternatywnie „Egon Kisch toalet”. Nawiązał w ten sposób do osobliwości, jakie wygrzebuje, rysuje i opisuje, a właściwie pisze – ilustrator, rysownik, absolwent warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych, twórca komiksów, Sieńczyk jest trudny do jednoznacznego sklasyfikowania. „Zjawisko w literaturze” – to pewne, w 2013 roku jego album Przygody na bezludnej wyspie znalazł się w finale Nagrody Literackiej Nike jako pierwszy w jej historii komiks. Ma charakterystyczną, własną kreskę – co ważne dla twórcy wizualnego. Nie sposób go podrobić również ze względu na poczucie humoru: absurdalne, trochę „z cicha pęk”, pełne nonsensownych nawiązań do rzeczywistości. Pasuje jak ulał do narracji jego graficznych powieści, pełnych nieoczekiwanych zwrotów akcji i zaskakujących rozwiązań. Nie brak w nich koloru i światła, a jednak artysta wpisuje się w nurt twórców makabry traktowanej z przymrużeniem oka, w manierze Topora czy Goreya. Swoją oryginalność pokazał już w nietypowych ilustracjach do powieści Doroty Masłowskiej, tekstów w tygodnikach i kolorowych czasopismach. I takim twórcą pozostaje – odrębnym, osobnym, poszukiwaczem inności, badaczem peryferii, nieoczekiwanych znalezisk, suburbiów pamięci. „Piszę te różne osobliwości tylko dlatego, że to jest odzwierciedlenie mojej ogólnej postawy”, tłumaczył kiedyś. I niech nam to wystarczy. Maciej Sieńczyk kończy w tym roku 50 lat. W swoim mieszkaniu na warszawskiej Pradze ma kolekcję artefaktów, do których dziś podchodzi z mieszanymi uczuciami. Nie posiadł natomiast żadnych orderów ani wyróżnień.