Twórca za dwa funty

Beata Ejzenhart
21.04.2022

Budowanie utworów na samplach nie jest ani niczym odkrywczym, ani niczym szokującym. Praktyka ta stała się powszechna i zadomowiła w branży na stałe, a jej początków można upatrywać w latach 70. i 80. XX wieku, czyli w złotej erze hip-hopu. W miarę postępu wykształciła się jednak na tym gruncie pewna patologia, której warto poświęcić chwilę uwagi, ponieważ nie tylko prowadzi do łamania prawa, ale też masowo dopuszcza w szeregi Stowarzyszenia ZAiKS osoby, które z twórcami nie mają nic wspólnego. Żeby jednak zrozumieć, gdzie leży problem, należy w pierwszej kolejności na potrzeby tej publikacji omówić zagadnienia, wydawać by się mogło, oczywiste.

Kim jest twórca utworu słowno-muzycznego?

W rozumieniu Ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych z dnia 4 lutego 1994 roku piosenka to utwór słowno-muzyczny. Twórcami utworu słowno-muzycznego jest kompozytor i autor tekstu. To kompozytorowi i autorowi tekstu przysługują prawa autorskie. Jeśli kompozytorem muzyki i autorem tekstu jest ta sama osoba, to tylko takiej osobie będą przysługiwały prawa autorskie do piosenki jako utworu słowno-muzycznego. Jeśli autorem tekstu jest jedna osoba (lub więcej osób), a ktoś inny (jedna osoba lub więcej) jest kompozytorem, to prawa autorskie będą przysługiwać wszystkim jako współtwórcom.

Twórcy/twórcom (kompozytor/kompozytorzy, autor/autorzy tekstu) piosenki przysługują prawa autorskie majątkowe i osobiste. Z całą stanowczością należy podkreślić, że tylko twórca ma prawo zarejestrować utwór w ZAiKS-ie. Wydaje się to oczywiste, ale, jak się częstokroć okazuje, oczywistym nie jest.

Osobiste prawa autorskie

Autorskie prawa osobiste służą podkreśleniu i uwidocznieniu ścisłego związku, jaki zachodzi pomiędzy twórcą (autor, kompozytor) i utworem. Więź ta pozostaje nierozerwalna i niezależna od tego, do kogo należą prawa majątkowe. Autorskie prawa osobiste są całkowicie nieograniczone w czasie i niezbywalne. Nie podlegają też dziedziczeniu. Autorskich praw osobistych nie można się również zrzec. W zasadzie są na stałe przywiązane do twórcy.

Majątkowe prawa autorskie

Autorskie prawa majątkowe to podstawowe uprawnienie, obok praw osobistych, przysługujące autorowi z tytułu stworzenia utworu. Prawa te są zbywalne w każdy dozwolony przez prawo sposób (m.in. sprzedaż, darowiznę) oraz podlegają dziedziczeniu, zarówno w drodze testamentu, jak i dziedziczenia ustawowego. Na treść autorskich praw majątkowych, opisanych w art.17 Ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych (Pr.aut.), składa się wyłączne prawo do korzystania z utworu i rozporządzania nim na wszystkich polach eksploatacji oraz prawo do wynagrodzenia za korzystanie z utworu.

Sampling

O samplingu można by napisać książkę, poproszono mnie jednak o artykuł, dlatego postaram się jedynie przybliżyć jego problematykę. Sampling polega na pobraniu fragmentu utworu muzycznego i umieszczeniu go w swoim utworze. Ten fragment to właśnie sampel (sample, w dosłownym tłumaczeniu „próbka”) w muzyce. Zazwyczaj poddaje się go pewnym modyfikacjom – dostosowuje się metrum, dodaje pożądane filtry czy efekty dźwiękowe. Może pojawiać się w utworze sporadycznie bądź być zwielokrotniany. Daje twórcom wiele możliwości, ale też może przysporzyć wiele problemów, szczególnie kiedy sięgamy po sampel z cudzego utworu. Warto wiedzieć, że twórcy samplowanego utworu przysługują prawa autorskie do sampla. Na gruncie polskiego prawa autorskiego twórca ma monopol na wydawanie zgody na korzystanie ze swojego utworu. Bez tej zgody praktycznie niemożliwe jest użycie sampla. Nieprawdą jest, wbrew powielanej opinii, że bardzo krótkie fragmenty utworu można samplować bez zgody autora, ponieważ kryterium dopuszczalności nie stanowi długość fragmentu. Kryterium tym jest rozpoznawalność wykorzystanego fragmentu utworu, co potwierdził wyrok Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej w głośnej sprawie Pelham i Haas przeciwko Kraftwerk. Oprócz zgody autora samplowanego fragmentu konieczna jest także zgoda producentów fonogramu oraz wykonawców.

Czy to jeszcze sampling?

Od początku swojego istnienia sampling balansował na granicy prawa, a wraz z cyfrowym postępem granice te są przekraczane w niebezpieczny sposób. Obecnie liczne zagraniczne sklepy cyfrowe oferują banki sampli „wokali” będące w praktyce całym utworem – gotową linią melodyczną, gotowym tekstem, z nagranym już wokalem i nawet wstępną instrumentalizacją (w kilku tonacjach). Za cenę 10 funtów dosłownie każdy może kupić paczkę zawierającą od trzech do nawet pięciu utworów, po ich wcześniejszym przesłuchaniu bez konieczności choćby zakładania konta w serwisie. Regulaminy tych sklepów (o ile są udostępniane na stronie) zezwalają na podstawie niewyłącznych licencji Royalty Free na dowolne wykorzystanie tego typu sampli – przerabianie, miksowanie, wydawanie, publiczne odtwarzanie. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby kupujący nie szli krok dalej i po „doaranżowaniu” zakupionych „gotowców” nie rejestrowali ich jako własną twórczość, podając się za autorów tekstu, którego nie napisali, i kompozytorów linii melodycznych, których nie skomponowali. Ponieważ sklepy nie udostępniają takiej informacji, kupujący najczęściej nie mają też pojęcia, czyj wokal „ozdabia” ich „dzieło”, tak więc wpisują również siebie jako wyłącznych wykonawców. W cyfrowej erze wyłapanie tego typu utworów nie jest trudne, wszak każdy kupujący zamieszcza utwór na platformie YouTube, a linia melodyczna, tekst i wokalista/wokalista nie zmieniają się. Tak oto mamy dla przykładu 15 wersji utworu La la la – każdy utwór ma inny tytuł, innego „oficjalnego” wykonawcę, innych „twórców”, inny aranż, czasem inne tempo czy tonację, ale już zawsze ten sam tekst, melodię i wokal. Czy wsamplowanie gotowego utworu w dobudowaną do niego aranżację (dokładnie w tej kolejności) to jeszcze w ogóle sampling? Zaryzykowałabym stwierdzenie, że wyłącznie, jeśli będziemy sugerować się nazwą zakładki w sklepie.

Skąd ta praktyka?

 

  • Po pierwsze, z nieznajomości pojęć, o których pisałam na wstępie.
  • Po drugie, z przeświadczenia o nabyciu praw poprzez zakup utworu.
  • Po trzecie, z mylnych informacji od właścicieli serwisów, którzy częstokroć wprost dają zgodę na rejestrację w ZAiKS-ie, mimo że stoi to sprzeczności z ich własnymi zapisami regulaminowymi.
  • Po czwarte, z nieznajomości obowiązującego w Polsce prawa.
  • Po piąte, z powodu ceny i czasu. Pięć praktycznie gotowych utworów, do których wystarczy dorzucić kilka klocków aranżacyjnych, kosztuje 10 funtów! To daje 2 funty za utwór już stworzony przez profesjonalistę. Nie trzeba chyba wyjaśniać, ile utworów można w ten sposób wydać i ile kosztowałoby to kupującego, gdyby zgłosił się tradycyjnie do twórców (profesjonalistów) z prośbą o współpracę.
  • Po szóste, z chęci zaistnienia, braku talentu do faktycznego tworzenia i lenistwa?

 

Chcąc głębiej zbadać temat, w kilku z popularniejszych tego typu serwisach, podając się za osobę początkującą, zadałam szereg pytań „przedzakupowych”, zaznaczając, że zakupione utwory chcę wydawać w Polsce i rejestrować w ZAiKS-ie. Właściciele serwisów najczęściej odsyłali mnie do bardzo obszernych zapisów regulaminowych, które albo wprost (lecz nie w języku polskim) wykluczały możliwość rejestracji zakupionych utworów, albo możliwość rejestracji uzależniały od prawa krajowego. Tylko jeden z właścicieli (notabene Polak) utrzymywał, że mogę podać przy rejestracji siebie jako autora i kompozytora zakupionych utworów, mimo że autorem i kompozytorem nie jestem. Dopiero, kiedy przytoczyłam konkretne zapisy ustawy, właściciel serwisu przyznał, że owszem, przypisywanie sobie autorstwa jest niezgodne z polskim prawem, jednak w jego mniemaniu jest to archaiczne podejście. Zaznaczył jednak, zapewne nie chcąc tracić klienta, że sprzedaż następuje na podstawie konkretnej licencji, a serwis nie odpowiada za to, co się z tym dzieje dalej, więc w gruncie rzeczy mogę z tym zrobić, co zechcę.

Co na to prawo?

Utwory kupowane na podstawie licencji Royalty Free nie mogą zgodnie z polskim ustawodawstwem zostać zarejestrowane w ZAiKS-ie. Licencja określa zasady korzystania z zakupionego utworu i w żadnej mierze nie jest równoznaczna z przekazaniem (niezbywalnych) osobistych praw autorskich. Powszechne wydaje się przekonanie, że „skoro tantiemy są free (wolne), to wolno je sobie przypisać”. Nic bardziej mylnego. Jest to zaprzeczeniem zasady nierozerwalności dzieła od twórcy i niezgodne z polskim prawem. Należy zwrócić szczególną uwagę na fakt, że sklepy prowadzące tego typu sprzedaż cyfrową nie mają ograniczeń terytorialnych, oraz na to, że w każdym kraju regulacje prawne mogą wyglądać inaczej. Nie ma więc najmniejszego znaczenia zgoda sklepu czy nawet zapis regulaminu – gdyby się taki znalazł – ponieważ nadrzędna zawsze będzie polska ustawa, a ta na przypisywanie sobie cudzego autorstwa nie zezwala. Co za tym idzie, nie mamy prawa takiego utworu zarejestrować w ZAiKS-ie jako własną twórczość, a za jego eksploatację nie przysługują nam tantiemy autorskie.

Aranżer to nie twórca

Ujmując to najprościej jak się da: zakup gotowej linii melodycznej z gotowym tekstem i gotową warstwą wokalną z ogólnodostępnych dla każdego, kto zapłaci określoną cenę, sklepów z samplami i dobudowanie do istniejących już akordów warstwy aranżacyjnej nie czyni nas twórcą – wszak nie my skomponowaliśmy linię melodyczną i nie my napisaliśmy tekst utworu. Zapisy ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych nie budzą pod tym względem wątpliwości.

Co z tantiemami?

Tantiemy autorskie: NIE

Z całą pewnością ani nie możemy tak zbudowanego utworu zarejestrować w ZAiKS-ie ani też z tytułu jego eksploatacji pobierać tantiem.

Tantiemy wykonawcze: TAK

Zbudowany z klocków cudzej twórczości i dodanej warstwy aranżacyjnej kupującego utwór można zarejestrować w organizacji zrzeszającej wykonawców STOART/SAWP – jako aranżer/instrumentalista.

Zakładając, że jesteśmy wyłącznym płatnikiem za całość produkcji od A do Z i sami jesteśmy swoim wydawcą, wtedy jako producent (fonogramu) możemy tak zbudowany utwór zarejestrować w ZPAV.

Nieznajomość prawa szkodzi

Należy mieć w szczególności na uwadze fakt, że rejestrując w ZAiKS-ie utwór, czy to w formie tradycyjnej, czy też on-line, każdorazowo pod odpowiedzialnością karną jesteśmy zobowiązani do podpisania klauzuli, że bierzemy odpowiedzialność za prawdziwość zawartych w zgłoszeniu danych rejestracyjnych, zarówno w odniesieniu co do wkładu twórczego wniesionego w utwór (udział procentowy), jak i co do danych identyfikacyjnych twórców (autora/autorów tekstu i kompozytora/kompozytorów). Wpisywanie się jako autor cudzej melodii bądź cudzego tekstu jest przestępstwem już na etapie samego zgłoszenia utworu i może być ścigane na podstawie przepisów Kodeksu Karnego.

ZAiKS dla twórców

Jak już wspominałam, jednym z czynników tej patologii jest niewiedza, nie brakuje jednak osób świadomie i nagminnie rejestrujących takową „twórczość”, mających pełną świadomość działania niezgodnie z prawem. Zdecydowanie na rozważenie zasługuje paradoks, że osoba świadomie rejestrującą pod swoim nazwiskiem cudze dzieło (czyli popełniająca przestępstwo), działająca tym samym na szkodę Stowarzyszenia i jego członków, podstępem pobierająca nienależne tantiemy autorskie, nie będąc faktycznie uprawionym, jednocześnie ma prawo decydować o losach Stowarzyszenia na równi z pełnoprawnymi członkami czy też korzystać z przywilejów bycia członkiem (zapomogi, DPT, Fundusz Popierania Twórczości).

Warto byłoby wypracować rozwiązania, które pozwoliłyby eliminować tego typu zjawiska i oddzielić prawdziwych twórców, poświęcających się faktycznemu tworzeniu i mających wkład w dziedzictwo kulturowe, od tych „farbowanych”. Oczywiście rozwiązanie tego problemu nie należy do łatwych, przede wszystkim dlatego, że właściwy twórca nie wie, że jego własność intelektualna jest rejestrowana przez kogoś innego. Nie jest jednak niemożliwe.

Mam nadzieję, że ten artykuł będzie pomocny dla wszystkich, którzy nieświadomie działali lub chcieli działać w ten sposób. Mając jednak świadomość, że ta etycznie naganna praktyka nie dotyczy wyłącznie osób nieświadomych, chciałabym też, aby ten artykuł był głośnym początkiem zmian prowadzących do tego, żeby Stowarzyszenie Autorów ZAiKS, chroniące od 1918 roku twórczość polskich i zagranicznych twórców, zrzeszało nadal jedynie uprawnionych twórców (a nie także kupców).

#Artykuł z kwartalnika
#sampling