Gdy dorastało się w Polsce przełomu lat 70. i 80. ubiegłego wieku, wizyty w kiosku stanowiły program obowiązkowy trzy razy w tygodniu, kiedy ukazywał się „Świat Młodych” (wtorek – winieta niebieska, czwartek – zielona, sobota – czerwona). Dziwna to była, z dzisiejszej perspektywy, gazeta, w której na pierwszej stronie znajdowały się przygotowane dla dzieciaków propagandowe bzdury, a na ostatniej plansze odcinkowych komiksów. W tym te wyczekiwane najbardziej – o Tytusie, Romku i A’Tomku, dopiero po roku, dwóch ukazujące się jako samodzielne księgi. Mnie dane było poznawać je już w pełnym kolorze, dzięki gierkowskim inwestycjom w poligrafię, lecz kiedy nasi bohaterowie zaistnieli w „Świecie Młodych” jesienią 1957 roku, Henryk Jerzy Chmielewski miał do dyspozycji tylko czarną kreskę, w związku z czym niektóre historie przerysowywał później do wydań książkowych (od roku 1966) – i zmieniał.
Tak więc sam Tytus miał co najmniej trzy introdukcje – w najwcześniejszej gazetowej wersji poznajemy go jako małpkę doświadczalną w rakiecie, w pierwszej wersji pierwszego albumu stoi w bramie, dopiero w kolejnej zostaje narysowany przez Papcia z plamy rozlanego tuszu.
Henryk Jerzy Chmielewski, twórca najdłużej ukazującej się rodzimej serii komiksowej, nazwał się Papciem Chmielem, bo w rzeczy samej był ojcem dla Tytusa, Romka i A’Tomka w podwójnej roli scenarzysty i rysownika. A’Tomek to gruby okularnik o przywódczych talentach, Romek – tyczkowaty lizus, zaś Tytus – szympans przechodzący niekończący się proces uczłowieczania, zaskakujący niekonwencjonalnymi działaniami. Hasłem była nauka przez zabawę – poszczególne księgi miały charakter monograficzny (do 2010 roku wyszło ich 31, do czego dodać trzeba 11 późniejszych wielkoplanszowych albumów o nieco innym charakterze i parę wydawnictw specjalnych). Jedne z nich miały charakter może nadto edukacyjny (muzyka, wojsko, plastyka, geologia). W innych walory rozrywkowe szczęśliwie przeważały – szczególnie w dwóch tomach o podróżach na Wyspy Nonsensu odbywanych slajdolotem (jednym z wielu wynalazków profesora T’Alenta) czy też w księdze o Dzikim Zachodzie, w której miarą czasu są „strzały znikąd”, zaś Tytus eksploatuje kopalnię zegarków. Humor i absurd wygrywały, jednak by zaoferować PRL-owskiej młodzieży komiks uznawany wcześniej za kapitalistyczny wynalazek, konieczne były ideologiczne serwituty: zabawa z brodatymi Kubańczykami podczas podróży dokoła świata albo przemilczenie faktu, że Mikołaj Kopernik był księdzem, w tomie poświęconym jego osobie. Kiedy już jako dorosły dziennikarz poznałem Henryka Jerzego Chmielewskiego, opowiadał mi w swoim mieszkaniu na Siekierkach, że cenzura poleciła mu usunąć z księgi o wojskowych przygodach scenę przedstawiającą Tytusa jako wartownika – ponoć pełniący tę służbę żołnierz musi być zaprzysiężony, a nie można przyjąć przysięgi od małpy. Tak jak nieliczne seriale młodzieżowe w rodzaju Stawiam na Tolka Banana, komiksy ogłaszane w „Świecie Młodych” znaliśmy wszyscy, bo… praktycznie nie było innych drukowanych tak często (między wydaniami magazynu „Relax” przerwy były dwu-, trzymiesięczne). Dla nas, uczłowieczanych przez Papcia, na zawsze pozostanie w pamięci czas działania „Mondralicum Alergicum”, dzięki któremu Tytus zaliczył poprawkę z geografii, albo wiedza, że posiadanie roweru oraz książeczki PKO jest świadectwem bogactwa pozwalającym w średniowiecznej uczelni zasiąść na ciepłym piecu. Ale Henryk Jerzy Chmielewski oprócz komiksów o Tytusie pozostawił także kilka książek wspomnieniowych – i choć pierwsza z nich, Urodziłem się w Barbakanie z 1999 roku, doczekała się po 14 latach wznowienia pod zmienionym tytułem, to wydaje się, że nie została do dziś należycie doceniona. To nie tylko opis przedwojennego dzieciństwa na Starówce i pamięć o sąsiadach obu wyznań, nie tylko odnotowanie 1 sierpnia 1944 roku wymarszu autora – strzelca AK „Jupitera” – do powstania, w którym dane mu było powalczyć wszystkiego jeden dzień. To przede wszystkim przejmująca relacja o miłości ojca do syna Henrysia – beniaminka urodzonego po dwóch starszych siostrach, miłości, w której troska o wykształcenie syna i jego dostatek motywowało ojca do odbycia awansu społecznego z woźnego banku na kasjera-półinteligenta (który dorabiał też w teatrze wypożyczaniem lornetek). Wybuch wojny zburzył misterną koncepcję rodzinną opartą na takiej karierze zawodowej – i wtedy role się odwracają. Wobec niezaradności schorowanego ojca to siedemnastoletni Henryk przejmuje rolę żywiciela rodziny i jeździ na wieś jako szmugler żywności. Błyskawicznie dorasta – i nie chodzi jedynie o opisy alkoholowo-erotycznych imprez po godzinie policyjnej, które warto skonfrontować choćby z realiami prozy Tadeusza Borowskiego.