Jeśli nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma. Na pewno? Czy rzeczywiście to, co placówki kulturalne, maltretowane przez pandemię i niewydolny system ich ochrony, oferowały widzom, słuchaczom zmuszonym do tkwienia w mieszkaniach, mogło budzić emocje, wzniecać dyskusje i kontrowersje? I czy taka oferta, z konieczności ograniczona, przycięta, skromniejsza i uboższa, stanowiła jedynie produkt zastępczy czy też zawierała wartości wynikające być może właśnie z tego ubóstwa? „Jak nie ma kawioru, jedzmy kaszankę” – proponuje Jacek Świdziński, autor wyróżnionego tekstu publicystycznego. Ale – okazuje się – kaszanka, czyli kultura w internecie, odnalazła swoich smakoszy. Będą jej chcieli także wtedy, gdy to wszystko się skończy.
Ogłaszając konkurs dziennikarski „Kultura w pandemii – pandemia w kulturze”, jego organizatorzy – Stowarzyszenie Autorów ZAiKS, Towarzystwo Dziennikarskie i Fundacja Collegium Civitas – deklarowali, że chcą w ten sposób „wesprzeć wartościowe świadectwa czasu pandemii, która radykalnie zmieniła funkcjonowanie kultury”. Jury, w którego skład weszli Elżbieta Sawicka, Cezary Łazarewicz, Jacek Rakowiecki (sekretarz, bez prawa głosu), Rafał Skąpski, Jacek Żakowski i ja jako przewodniczący, nie ma wątpliwości, że oba cele zostały osiągnięte. Wsparto świadectwa czasu pandemii, nagradzając i wyróżniając teksty opisujące co, jak i dlaczego robili twórcy i odbiorcy kultury, a także czego jedni i drudzy nie robili, bo nie mogli. Opisano też, na czym polegała owa radykalna zmiana funkcjonowania kultury i uzupełniono ten opis, wskazując, co może z niej pozostać i po pandemii.
„Według danych GUS za rok 2020 aż o 68,7 proc. – do 4,5 mln osób – spadła w Polsce liczba widzów w teatrach i instytucjach muzycznych w porównaniu z 2019 rokiem. Jedna instytucja zorganizowała średnio 126 przedstawień lub koncertów, rok wcześniej miała takich wydarzeń 370. W muzeach liczba wystaw czasowych zmalała o 40 proc., ubyło ponad 23,5 proc. zwiedzających. Niemniej wymowne są dane z badań przeprowadzonych dla Instytutu Teatralnego. Wszyscy ankietowani artyści odczuli wyraźny ubytek dochodów, największy, bo o ponad 70 proc. aktorzy i aktorki scen muzycznych. Ich średnie zarobki spadły z 6800 zł do niewiele ponad półtora tysiąca miesięcznie. W równie trudnej sytuacji znaleźli się reżyserzy, najłagodniej pandemia obeszła się z tancerzami, którzy swoje straty finansowe szacują w granicach 20-30 proc. (...) W wypowiedziach pojawiały się więc często tego typu stwierdzenia: «Pandemia pokazała kruchość całego systemu. Obecnie staram się kierować swoje poczynania i plany zawodowe na przeżycie. Nic już nie będzie takie samo»” – napisał Jacek Marczyński w przekonująco udokumentowanym artykule (Biedniejsi w samotności, bogatsi w sieci, II nagroda w kategorii publicystyki).
Twórcy, którzy wcześniej żyli ze spotkań autorskich, występów przed publicznością na trasach objazdowych, organizowania wystaw i imprez kulturalnych, podczas pandemii stali się łowcami stypendiów. „Aby dostać stypendium czy grant, artyści są w stanie przemeldować się kilka razy w ciągu miesiąca, zapłacić podatek w mieście, w którym nigdy nie byli, żebrać o rekomendację u obcych ludzi, a nawet namalować portret wójta gminy, o której nie słyszeli nigdy przedtem. (...) J. sprawdziła niedawno, jakie rocznice przypadają w przyszłym roku. I pisze wniosek o stypendium scenariuszowe Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej. Bohaterem jej projektu jest Ignacy Łukasiewicz. (...) – Liczy się pomysł. Jeśli chwyci i dostanę stypendium, przyjdzie czas na pogłębienie wiedzy. Nie ma co obkuwać się na zapas, bo potem zostanę z życiorysem Łukasiewicza jak Himilsbach z angielskim – uśmiecha się J. Po czym, na wszelki wypadek, sprawdza, kiedy przypada równa rocznica urodzin albo śmierci Himilsbacha. Mogłaby napisać zgrabny projekcik na jego temat.” (Liliana Fabisińska, Łowcy stypendiów, I nagroda w kategorii publicystyki).
Nagrodziliśmy świetne reportaże. „Reżyserzy dźwięku w strefie A, dziennikarze w strefie B. Pomiędzy nimi parawany, zakazy i monity, kamery, butelki z płynem, pan Mikołaj, który kontroluje wszystko, wizja zarażenia nieznanym wirusem, podobno z Chin, daleko. Nastraszył konsekwencjami nietrzymania się służbowych pism, więc nikt oficjalnie nie przechodzi pomiędzy tekturowymi ściankami szarych ścianek postawionych naprędce i niepotrzebnie. «Państwo z tektury» – myśli Katarzyna, lawirując pomiędzy, bo po drugiej stronie została lodówka a w niej mleko do kawy.” (Oda do schodów, Dorota Sokołowska, I nagroda w kategorii reportażu).
„Czy w tych warunkach wolno myśleć o kulturze? Może nawet trzeba, ale chyba nie o tym, że jej brakuje. Wystarczy wyobrazić sobie Mandelsztama czytającego w obozie Petrarkę albo Czapskiego z pamięci opowiadającego współwięźniom o Prouście. Bez biblioteki, atramentu, papieru. Bez ciepła i strawy, podstawowych warunków, w których można myśleć o kulturze. W porównaniu z nimi, żyjemy w wieżach z kości słoniowej. Ale w wieżach właśnie. Bez oddechu zasłuchanych towarzyszy” (W pobliżu źródła, Anna Arno, II nagroda w kategorii reportażu).
Zachęcam do przeczytania wszystkich nagrodzonych i wyróżnionych tekstów. Świadczą o zaangażowaniu ich autorów w problemy będące tematem konkursu. Stanowią dowód, że był potrzebny dziennikarzom i czytelnikom.