Epoka PRL-u była czasem absurdów i kontrastów pomiędzy tym, co systemowo propagowane, oficjalne i dozwolone a realiami codzienności. Pełna wewnętrznych sprzeczności doczesność miewała znamiona groteski, choć mało komu było do śmiechu.
Publicysta i kontestator socjalizmu Stefan Kisielewski w tekście O humor krajowy uchwycił komizm systemu, w którym żyli obywatele PRL-u: „[…] totalizm jako «normalny» prawodawca i moralizator bywa nieodparcie komiczny.
Komiczna jest rytualnie na co dzień wymagana obłuda, przemilczenie przeszłości, wymazywanie z dnia na dzień nazwisk wczorajszych wodzów, komiczna jest cenzura ukrywająca pilnie swe istnienie; komiczna jest prasa, gęgająca […] w kółko rzeczy nic wspólnego nie mające ze znaną wszystkim rzeczywistością, komiczne są wybory, w których wybiera się już wybranych […], komiczne są dyskusje o naprawianiu błędów gospodarczych, w których to dyskusjach usiłuje się leczyć zewnętrzne objawy choroby, pomijając ściśle znane powszechnie jej przyczyny, tkwiące w założeniach systemu [...]”. Podobne spostrzeżenia stawały się inspiracją dla satyryków. Były wyrażane językiem dużo bardziej atrakcyjnym i ekspresyjnym przez rozmaite teatrzyki i grupy kabaretowe. W formie spektakli, skeczy, piosenek znajdowały wdzięcznych odbiorców pośród przytłoczonego socjalizmem polskiego społeczeństwa.
Ówczesne kabarety działały w warunkach nieustającej gry z cenzurą (Głównym Urzędem Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk) i aparatem władzy, które zobligowane były do ochrony prawomyślności wszelkich przekazów.
Cenzorzy wprowadzali poprawki do gotowych scenariuszy; uczestnicząc w próbach, akceptowali teksty i wizytowali spektakle; czasami konsultowali się z najwyższymi czynnikami lub interweniowali na ich osobiste życzenie. A każda fraza tekstu mogła stać się polityczna nagle, z dnia na dzień i w zależności od miejsca jego publicznego wykonania.
Takie okoliczności zmuszały autorów do wypracowania specjalnego kodu porozumiewawczego z publicznością, języka aluzji i niedomówień, szyfrowania aktualności w fabule skeczu czy całego programu. Cenzorów próbowano przechytrzyć nie tylko aluzjami, ale także szybkim, nie dość wyraźnym mówieniem lub zagłuszaniem na próbach tekstu czy też niepodkreślaniem puent.
Do tego rodzaju autorsko-cenzorskich rozgrywek stawały wszystkie zespoły kabaretowe PRL-u. Wielkim mistrzem tej dyscypliny był poznański kabaret Tey. Świadectwo tego mistrzostwa Tey przedstawił w 1980 roku podczas XVIII KFPP w Opolu. 24 czerwca wystawił w opolskim kabaretonie program Benefis Zenona Laskowika, czyli z tyłu sklepu. Wówczas obejrzeli go tylko ci, którzy byli obecni w amfiteatrze (wypełnionym po brzegi), a odbiorcom telewizyjnym zaprezentowany został już po wydarzeniach sierpnia i był odbierany jako ostra satyra polityczna. W scenerii zwykłego warzywniaka toczyła się opowieść o skrzeczącej za oknem polskiej rzeczywistości – komitetach kolejkowych, pustych półkach, obsługi „lepszych” poza kolejnością itp. Publiczność raz po raz wybuchała śmiechem, a cenzorzy siwieli i wołali o pomstę… Dzień wcześniej bowiem scenariusz widowiska, stworzony przez Krzysztofa Jaślara i Zenona Laskowika, przeszedł przez oko i ołówek cenzora, został opatrzony pieczęciami Głównego Urzędu Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk delegatury w Opolu z adnotacją udzielenia zgody na wykonanie… jednakże z uwzględnieniem ingerencji (cenzora). Wykreślono m.in. cały tekst piosenki Smutasy, mazgaje rozpoczynający się od słów „Coś się z narodem dzieje niedobrego…” oraz refren Finału warzywniczego (nawiązujący do trudności w zaopatrzeniu, zwłaszcza do przymusowego postu od mięsa):
Bo my musimy być silni i zdrowi
Choćby na skrobi, choćby na skrobi!...
Tymczasem wykonawcy nie dość, że nie uwzględnili żadnych zaleconych skreśleń i uwag, to zachęcali publiczność do wspólnego recytowania i śpiewania zakazanych wersów, a ta przyjmowała owo zaproszenie z entuzjazmem.
Wiele żartów pochodzących z pamiętnego programu niezawodnie śmieszy do dziś, niektóre powiedzenia znalazły nawet miejsce w codziennym języku, a całość mówi więcej o ówczesnej Polsce i jej mieszkańcach niż niejedno naukowe opracowanie czasu lat 70. i 80.
Pamiątkowy dokument epoki, pokreślony czerwonym ołówkiem cenzorski egzemplarz Z tyłu sklepu, przechowuje w swoich zbiorach Muzeum Polskiej Piosenki w Opolu. Jest on prezentowany w części wystawy poświęconej historii Krajowego Festiwalu Polskiej Piosenki. Stanowi bowiem znaczący element jego przeszłości i skomplikowanych dziejów polskiej kultury powojennej.