Kultura w reżimie sanitarnym

Krzysztof Kwiatkowski
Abraham Lincoln, prezydent Stanów Zjednoczonych Ameryki w latach 1861 1865, został zamordowany podczas wizyty w teatrze
Abraham Lincoln, prezydent Stanów Zjednoczonych Ameryki w latach 1861 1865, został zamordowany podczas wizyty w teatrze

Pandemia obudziła debatę o kulturze w sieci. Zmusiła twórców i organizatorów do szybkiego przestawienia się na działanie online. Wiele rozwiązań, które w tym czasie wypracowaliśmy, zostanie z nami na stałe

Kwiecień 2020. Puste ulice, policyjne samochody nadające komunikat o epidemii, zamknięte sklepy, restauracje, instytucje kultury. I ekran komputera podzielony prostokątami wideorozmów. W czasie samoizolacji przenieśliśmy swoje życie do sieci. A wraz z nim – kulturę.
Artyści szybko przystosowali się do tak zwanej nowej rzeczywistości. Transmisje spektakli teatralnych, koncerty online, spotkania literackie, wirtualne festiwale niemal zalały media społecznościowe. W gruncie rzeczy znaliśmy te wszystkie formy docierania do widzów wcześniej. „Przez ostatnie osiem lat każdy finał Męskiego Grania był transmitowany online – mówi mi Arkadiusz Stolarski, prezes agencji Live, organizatora imprezy. – W ostatnim finale, poza dziesięcioma tysiącami ludzi pod sceną w Żywcu, uczestniczyło 3,5 miliona internautów”.

Świat filmowy od dawna zadawał sobie pytanie, jak rozwój platform streamingowych wpłynie na kino. Podczas gdy dyrektor artystyczny festiwalu w Cannes wypowiadał wojnę Netfliksowi, impreza w Wenecji oferowała „wirtualną salę kinową”, a najsłynniejsze brytyjskie teatry organizowały płatne transmisje swoich spektakli na całym świecie. Jednak pandemia radykalnie przyspieszyła dyskusję o kulturze analogowej i cyfrowej. Zmusiła organizatorów do superintensywnej lekcji organizowania wydarzeń online. I trudno sobie wyobrazić, by to doświadczenie nie zmieniło na stałe kształtu współczesnej kultury.

POD STRZECHY

Paradoksalnie czas, kiedy nie można było występować, grać spektakli i jeździć po festiwalach przyczynił się do upowszechniania wielu projektów, które normalnie adresowane byłyby do znacznie mniejszej grupy odbiorców. Co więcej, dał artystom szansę odnalezienia nowych widzów, czytelników i słuchaczy. Jednym z pierwszych wydarzeń, które odbyły się całkowicie w sieci, stał się Krakowski Festiwal Filmowy. To najstarsza tego typu impreza w Polsce, w tym roku świętowała jubileusz sześćdziesięciolecia. Na Zoomie. „Czułem dużą satysfakcję, kiedy po zakończeniu festiwalu otrzymywałem gratulacje od ludzi, którzy wcześniej krytykowali decyzję o przeniesieniu się do internetu – mówi mi dyrektor Krzysztof Gierat. – Oczywiście, że brakowało nam ciemnej sali kinowej, spotkań twarzą w twarz, nocy zarwanych w knajpach na Kazimierzu. Ale dużo otrzymaliśmy w zamian. Choćby zasięg. Zwykle mieliśmy ok. dwudziestu kilku tysięcy uczestników. Tym razem ich liczba wzrosła dwukrotnie, często o ludzi, którzy brali u dział w KFF p o raz pierwszy”.

Podobny wzrost zasięgu zaobserwowali animatorzy wielu dziedzin. Teatr Wielki – Opera Narodowa ze swoim serwisem VOD i przez media społecznościowe dotarł łącznie do 10 milionów widzów, transmisje spektakli TR Warszawa obejrzało około 40 tysięcy osób, w każdym z wirtualnych koncertów Męskiego Grania uczestniczyło około 100 tysięcy, kilkuset widzów regularnie oglądało debaty Muzeum Sztuki Nowoczesnej, a rytuałem tysięcy użytkowników Facebooka stały się niedzielne live’y pianisty Marcina Maseckiego. O 16 milionach nowych kont na Netfliksie nie wspominając. A kiedy restrykcje zostały poluzowane, okazało się, że pandemiczne zwyczaje weszły ludziom w krew.
„Pierwszy raz kulturze udało się tak szeroko wejść do sieci – komentuje Katarzyna Grabowska, współwłaścicielka agencji Business&Culture wyspecjalizowanej w strategii komunikacji wydarzeń kulturalnych. – Przed pandemią streaming spotkania jednej z najpopularniejszych polskich pisarek prowadzonego przez gwiazdę telewizji oglądało w szczycie 100 osób. W tej chwili, już po lockdownie, gdy w miarę normalnie chodzimy po mieście, rozmowy z autorami przyciągają średnio po 600 widzów”.
Grabowska podkreśla, że uczestnictwo w kulturze jeszcze nigdy nie było tak demokratyczne. Po czasie kwarantanny galerie są dostępne po trzech kliknięciach myszką. Warszawską Zachętę można w całości i w trójwymiarze zwiedzić w internecie, a także wziąć udział w oprowadzaniu po wystawach przez kuratorów i krytyków albo w zajęciach edukacyjnych. Nad cyfryzacją zbiorów pracują zarówno największe instytucje, na przykład muzea narodowe w Krakowie i Warszawie, jak i te mniej oczywiste. Pełny wirtualny spacer można odbyć choćby po Muzeum Przemysłu Naftowego i Gazowniczego we wsi Bóbrka.

Teatr Wielki – Opera Narodowa serwisem VOD i przez media społecznościowe dotarł do 10 milionów widzów, a transmisje spektakli TR Warszawa obejrzało około 40 tysięcy widzów

„Wielu ludzi prosi, żebyśmy chociaż częściowo zachowali cyfrową formułę festiwalu – podkreśla Krzysztof Gierat. – Jestem przekonany, że tak się stanie. Wolę tę formułę, niż repliki i pokazy w innych miastach. Wtedy zawsze niektóre regiony będą poszkodowane. Tymczasem dzięki internetowi zachowujemy silne zakorzenienie w Krakowie, a jednocześnie oferujemy dostęp ludziom z innych części kraju i świata”.

LEKCJE INFORMATYKI

Pandemia zmieniła jednak nie tylko statystyki. Wpłynęła także na jakość kultury online. W czasie jednego z pierwszych „zdalnych” koncertów – TVN-owskiego „dla bohaterów”, na którym zebrano cztery miliony złotych na służbę zdrowia, zdani na domowy sprzęt artyści często borykali się z problemami technicznymi. Ale z każdym dniem kwarantanny branża odrabiała lekcję: „Męskie Granie bardzo szybko zareagowało na zmieniające się realia. Już 29 marca wystartowało z koncertami online – mówi Arkadiusz Stolarski. - Zależało nam jednak, aby nie było to tylko granie przed smartfonem, chcieliśmy zrobić coś więcej. Postanowiliśmy w ramach dostępnych przepisami możliwości realizować je jak najlepiej technicznie: do artysty podjeżdżała bezkontaktowo ekipa techniczna z wozem transmisyjnym, żeby zrobić profesjonalną transmisję”.
Epidemia wpłynęła na rozwój technologii. Wiele festiwali stworzyło platformy, dzięki którym mogą udostępniać filmy bez pośrednictwa zewnętrznych serwisów. Kina, jak choćby krakowskie Pod Baranami, otworzyły wirtualne sale, które starannie dobranym repertuarem zdążyły już wypracować sobie renomę. 48 tego typu placówek zgłosiło akces do serwisu zbudowanego przez Stowarzyszenie K in Studyjnych. Powstało też dużo studiów, w których można niedrogo przeprowadzić transmisję na żywo, a sprzęt stał się tańszy i powszechniejszy: „To jak ze zdjęciami powietrznymi – mówi prezes agencji Live. – Kiedyś trzeba było wynajmować helikopter za grube pieniądze, dzisiaj wystarczy dostępny dla każdego dron”.
Czas zamknięcia w domach dał też możliwość przetestowania, jakie formy kontaktu z widzami sprawdzają się najlepiej. Wszystkie duże sieci księgarskie – Empik, Allegro z Lubimyczytać.pl i Legimi oraz Tania Książka zorganizowały wirtualne targi książki. Jednak ich programy różniły się. Tania Książka postawiła na nagrywane materiały wideo. „Mimo że teoretycznie są one dla widzów wygodniejsze, bo można je obejrzeć w dowolnym czasie, nieporównanie większą oglądalność miały wydarzenia na żywo – relacjonuje Katarzyna Grabowska. – Dla uczestników kluczowa okazała się możliwość partycypacji i interakcji”.
W zabieganiu o uwagę wygrywali twórcy, którzy zachowali otwartość i elastyczność. Warszawski Teatr Studio zdecydował się na coś więcej niż transmisje spektakli. Zaproponował projekt Open Studios. Artyści zapraszali widzów do pracowni, odsłaniając kulisy swojej pracy. Michał Korchowiec pokazał pierwsze układki montażowe nowego dokumentu, Łukasz Twarkowski w siedzibie instytucji zbudował „Symulator rave’a”, który pozwalał samotnie wziąć udział w imprezie techno, Szymon Komasa opracowywał „nową formę recitalu podyktowaną wydarzeniami ostatnich miesięcy”.
„Kiedy zostaliśmy odarci z możliwości tradycyjnego działania, czułam, że powinniśmy zdefiniować naszą funkcję na nowo – mówi Natalia Korczakowska, dyrektorka artystyczna Studia. – Jeszcze bardziej działać jako wszechstronna instytucja kultury, która pozostaje w bliskim kontakcie ze swoimi widzami i pozwala artystom na bieżąco komentować rzeczywistość”.

W zabieganiu o uwagę wygrywali twórcy, którzy zachowali otwartość i elastyczność

CO ZOSTANIE?

W czasie samoizolacji po Facebooku krążył mem: Spróbuj sobie wyobrazić kwarantannę bez książek, filmów, muzyki, transmisji koncertów.
Kultura cyfrowa ratowała przed marazmem. Jednak kiedy stopniowo przestawiamy się na „nową normalność”, przychodzi moment refleksji: ile z tych działań było tylko erzacem, a ile pozostanie na stałe i będzie uzupełnieniem tradycyjnych form obcowania z kulturą. Kontynuację internetowej działalności deklarują kiniarze. Oczywiście galerie zachowają swoją wirtualną ofertę. Zresztą wiele światowych muzeów funkcjonowało w ten sposób, zanim koronawirus znalazł sposób na przejście z nietoperza na człowieka. Odbiorcy przyzwyczaili się też do rozmów z artystami online. Choć, jak zaznacza Katarzyna Grabowska, nie znikną na przykład spotkania z pisarzami w bibliotekach w niewielkich miejscowościach: „Fizyczna obecność i możliwość swobodnej rozmowy ze znanym autorem jest tu istotna. Zwłaszcza że często odbywają się w miejscach, w których ludzie mniej korzystają się z internetu”.

Festiwale filmowe znalazły formułę online, która odróżnia je od platform VOD. Seanse odbywają o określonych godzinach, są biletowane, po nich odbywają się dyskusje na żywo, w których za pośrednictwem czatu biorą udział widzowie. Na forach i fanpage’ach uczestnicy wymieniają się opiniami. Oczywiście, w większości przypadków będzie to tylko uzupełnienie fizycznych imprez. Do języka animatorów kultury weszło określenie: „forma hybrydowa”.
Świetnie natomiast sprawdziły się branżowe wydarzenia w sieci – „pitchingi”, na których filmowcy prezentują swoje projekty, szukając współpracowników i producentów, spotkania networkingowe. Pozwalają one zaoszczędzić na podróży i hotelu, co jest korzystne zwłaszcza dla autorów skromniejszych produkcji.
Pod największym znakiem zapytania stoją koncerty online. Nikt nie ma wątpliwości, że nie zastąpią one normalnego grania. Ale transmisje w internecie mogą uzupełniać imprezy. Światowa branża szuka również takich rozwiązań jak kameralne koncerty z drogimi biletami i znacznie tańszymi „wejściówkami” online.

HONORARIA

To kolejne wyzwanie związane z kulturą cyfrową: jak na niej zarabiać. Między marcem a czerwcem internet zalała fala darmowej i półdarmowej kultury. Większość występów muzyków odbywała się bez opłat. Dystrybutorzy zdecydowali się wprowadzać filmy do VOD bez obiegu kinowego albo tuż po premierach na wielkich ekranach. Festiwale, jak choćby One Film Festival, udostępniały swoje archiwa bez opłat albo za symboliczne sumy. „To działanie pozytywne, ale krótkowzroczne” – komentuje Marcin Pieńkowski, dyrektor artystyczny festiwalu Nowe Horyzonty.
Literaci, między innymi Jacek Dehnel i Magdalena Grzebałkowska, przypominali, że dla nich spotkania są ważnym źródłem dochodu i rozmawiając z czytelnikami, za pośrednictwem Facebooka prosili o wpłaty na zbiórkę. „Widzę, że część organizatorów inaczej traktuje online niż tradycyjne wydarzenia – komentuje Katarzyna Grabowska. – Wychodzą z założenia, że udostępniają artystom swój kanał z dużymi zasięgami i nie proponują honorariów. Uważam, że to nie utrzyma się dłużej, bo autorzy nie będą chcieli poświęcać swojego czasu bez odpowiedniej gaży”.
Rzeczywiście, im dłużej trwa epidemia, tym szybciej się to zmienia. Bo kultura cyfrowa nie może się rozwijać kosztem artystów i instytucje stają się tego świadome. „To ważne, by rozmawiać o sposobach monetyzacji streamów – mówi Misia Furtak. – Platformy są tego świadome, Facebook już zaczął dyskusję na ten temat. Również sami organizatorzy zdają sobie sprawę, że skończył się czas grania za darmo w imię solidarności. Dostaję coraz więcej ofert koncertów online z normalnym wynagrodzeniem”.
Arkadiusz Stolarski zwraca też uwagę na nową formę wydarzeń: „Z uwagi na to, że nie można było robić konferencji i firmowych spotkań integracyjnych, dla jednego z naszych partnerów zorganizowaliśmy imprezę online na dwa tysiące osób. Przygotowaliśmy specjalną platformę, dostępną tylko dla pracowników, a poza częścią oficjalną wystąpił dla nich topowy artysta. Dla klientów takie wydarzenie jest tańsze niż organizacja dużego zjazdu, a dla artystów, konferansjerów, komików to nowe pole zarobku”.

ANALOGOWA BLISKOŚĆ

W czasie pandemii kultura cyfrowa pokazała swoją siłę. Coraz trudniej będzie organizatorom trwać na konserwatywnych pozycjach, tak jak canneński dyrektor Thierry Frémaux. Paradoksalnie jednak samoizolacja wywołała też inny skutek. Przypomnieliśmy sobie, jak wielką wartością jest spotkanie i wspólne przeżywanie emocji. Nagle wyrosły nieobecne w europejskiej tradycji kina samochodowe, Włosi śpiewali na balkonach, w Berlinie powstał kolektyw, który wyświetlał filmy na ścianach budynków dla mieszkańców bloków.
„Ideą Nowych Horyzontów jest pokazywanie filmów w kinie – deklaruje Marcin Pieńkowski. – Dlatego zrobimy wszystko, aby zorganizować prawdziwą, fizyczną edycję imprezy. Wiemy, że będzie skromniej. Ale będzie. Choć, oczywiście, awaryjnie jesteśmy też przygotowani na wersję online z własną platformą”.
Także reżyserzy teatralni zauważają, że rejestracja spektaklu jest radykalnie inną formą niż przedstawienie, które opiera się na kontakcie aktora z widzem. „Mieliśmy szczęście, bo Berlin-Alexander Platz utrwalony przez Anu Czerwińskiego miał bardzo filmową formę. – mówi Korczakowska. – Ale oczywiście nasze spektakle powstały z myślą o widzu obecnym w teatrze i tylko w ten sposób można je w pełni przeżywać”.
Natomiast Arkadiusz Stolarski, choć organizuje przecież w tym roku Męskie Granie online, nie ukrywa rozczarowania: „Tak jak wideokonferencja nie zastąpi spotkania z bliską osobą, tak streaming nie zastąpi prawdziwego grania. Człowiek przy człowieku, we wspólnocie, tego nie da się przeżyć przed ekranem. Jestem starym eventowcem, dla mnie nawet dwuosobowa widownia na żywo jest wartością”.
Potwierdzają to nawet najwięksi entuzjaści nowych rozwiązań. Łukasz Twarkowski jako jeden z pierwszych wykorzystywał wirtualną rzeczywistość w teatrze, a prasa przypięła mu etykietę eksperymentatora.
Spotykam go, gdy po niemal trzech miesiącach spędzonych w domu we Wrocławiu, wypuścił się do Warszawy: „Oczywiście, że tęskniłem za spotkaniami twarzą w twarz – mówi. – Od dawna uważałem, że tradycyjna kultura nie może być ślepa na technologie i nowe metody budowania wspólnoty. Epidemia udowodniła, że to prawo działa w dwie strony. Cyfrowa kultura odarta z analogowych form kontaktu nie wystarcza. Bo czasem zwyczajnie trzeba spojrzeć sobie w oczy”.

#Artykuł z kwartalnika
#twórcy
#pandemia
#kultura w sieci
#czytelnia