Tak jak ludzie są różni, tak istnieją różne rodzaje przyjaźni.
Po śmierci Jacka spotkałem się z jednym z moich przyjaciół, któremu powiedziałem: „Andrzej, nasza przyjaźń trwa odkąd poznaliśmy się w szkole muzycznej jako siedmiolatkowie. Mam do ciebie zaufanie i wiem, że zawsze mogę na ciebie liczyć. Ale gdybyśmy się nigdy nie spotkali, gdybyś nie pojawił się w moim życiu, to wyglądałoby ono najprawdopodobniej tak, jak wygląda teraz”.
Przyjaźń z Andrzejem polegała na tym, że on jako przyjaciel zawsze zostawiał mi przestrzeń do samodzielnych decyzji, pomagał tylko wtedy, gdy go o to prosiłem, w sposób nieingerujący w moje życie.
Przyjaźń z Jackiem wyglądała inaczej.
Gdybym go nie poznał 31 lat temu, to nie byłbym w tym miejscu mojego życia, w którym jestem teraz. Oczywiście nie wiem, czy to moje alternatywne życie byłoby lepsze czy gorsze. Ale wiem na pewno, że byłoby inne. Ten atrybut Jacka pchający go do sprawczości nie dotyczył tylko mnie. Na życie innych swoich przyjaciół Jacek również miał spory wpływ.
Jacek nie był przyjacielem, któremu można było zwierzyć się z trosk czy zmartwień, bo w takich momentach przywdziewał maskę cynika i problemy takie zwyczajnie bagatelizował. Tego typu podejście stawiało „do pionu”, trzeba było przy Jacku być twardzielem. Sam też nigdy się nie zwierzał. Dlatego wielu z nas, jego przyjaciół, mogło odnieść w ostatnich miesiącach wrażenie, że Jacek w tym trudnym dla niego czasie nas nie potrzebował. Ale on po prostu nie potrafił mówić o swojej chorobie i miał dość słuchania rad zatroskanych przyjaciół, że ma mniej palić, zdrowo się odżywiać i nie zapominać o braniu lekarstw.
Jacka lojalność w stosunku do przyjaciół i osób, które cenił i lubił była wyjątkowa. Gdyby ktoś w jego towarzystwie odważył się powiedzieć, że „Marek Hojda jest kiepskim kompozytorem, Zygmunt Kukla fatalnym dyrygentem, a Janusz Fogler robi kiepskie zdjęcia”, to taka osoba natychmiast zostałaby przez Jacka (często w nieparlamentarny sposób) poinformowana o swoim braku ogłady i lukach w wiedzy o kulturze, a kontakty towarzyskie z tą osobą zostałyby zerwane lub na długi czas zawieszone. Taki był Jacek – do bólu lojalny, nie tylko wobec przyjaciół, ale też wobec Stowarzyszenia Autorów ZAiKS. Przez kilkanaście lat był członkiem Zarządu ZAiKS-u, jak również rzeczoznawcą Stowarzyszenia. W imieniu członków i władz Stowarzyszenia chcę wyrazić ogromny ból po stracie naszego kolegi, który tak mocno był zaangażowany w sprawy twórców. Jacka czas, energia i zaangażowanie miały wielki wpływ na kształt, w jakim obecnie jest ZAiKS.
Napisał wiele znakomitych tekstów. Żałuję, że jego maska ironisty i kpiarza nie pozwoliła nam poznać lepiej jego wrażliwości, którą odkryły pisane przez niego w tajemnicy wiersze. Wiele lat temu na kilka z nich przypadkowo się natknąłem, ale Jacek szybko mi zabrał zapisane kartki. Po jego śmierci odkryliśmy ich więcej.
Żegnaj Jacku.
Marek Hojda
Poznaliśmy się ponad 40 lat temu w… Bratysławie, na Letniej Szkole Języka i Kultury Słowackiej, bo Jacka Bukowskiego od zawsze ciągnęło na południe. Początkowo tłumaczył literaturę bułgarską, przede wszystkim poezję. Później z powodzeniem próbował też przekładów z czeskiego: ma w swym dorobku m.in. tom wspomnień noblisty Jaroslava Seiferta Wszystkie uroki świata (wspólnie z nieżyjącym już Andrzejem Czcibor-Piotrowskim), a także udział w pomnikowej Antologii poezji czeskiej i słowackiej XX wieku czy w antologii czeskiej literatury grozy z końca XIX i początku XX wieku zatytułowanej Czas i śmierć.
Jednak kunszt przekładowy Jacka chyba najlepiej widać było w przekładach współczesnej literatury słowackiej. Znał ten kraj doskonale, wielokrotnie bywał tam na różnych literackich stypendiach i festiwalach, świetnie poruszał się w środowisku artystycznym. Właśnie prywatne przyjaźnie pomogły mu odkryć jednego z najciekawszych (ale też najtrudniejszych do tłumaczenia) słowackich prozaików Vladimira Ballę – erudycyjnego poetę prozy i magicznego alchemika słowa. Trzy tomy opowiadań Balli (Niepokój, Świadek oraz Podszepty) w wyborze i tłumaczeniu Bukowskiego ukazały się w renomowanych oficynach Pogranicze i Świat Literacki. Jego odkryciem są też inni ciekawi prozaicy słowaccy: groteskowy Jozef Puškáš czy ukazujący absurdalny wymiar życia wschodniej Słowacji Víťo Staviarský, którego Wytrzeźwiałkę w przekładzie Jacka wydało także Pogranicze. Ja zaś zawdzięczam mu znajomość uprawiającego rodzaj mistycznego realizmu magicznego Dušana Mitany – to właśnie Jacek pod koniec lat 70. namówił mnie do przeczytania debiutanckiego tomu opowiadań tego prozaika i przetłumaczenia kilku z nich dla „Literatury na Świecie” (co było moim debiutem przekładowym). Ważną pozycją w twórczym dorobku Jacka Bukowskiego jest także obszerna antologia współczesnej poezji słowackiej Pisanie (Świat Literacki 2006) oraz kilka wyborów wierszy słowackich poetów, m.in. Ladislava Volko czy Petera Milčáka. Jego zasługi dla popularyzacji w naszym kraju literatury sąsiadów z drugiej strony Tatr są więc nie do przecenienia i brak Jacka będzie tu szczególnie dotkliwie odczuwany.
Andrzej S. Jagodziński