Jan A.P. Kaczmarek

Łukasz Maciejewski
21.05.2024
Fot. Karpati&Zarewicz
Fot. Karpati&Zarewicz

Fidola Fischera to powstała w XIX wieku czteroakordowa cytra, na której grało się za pomocą smyczka lub specjalnego przyrządu, o nazwie Mandolinette. Jan A.P. Kaczmarek w latach 80. ubiegłego wieku na bazie fidoli stworzył nowy instrument, niewkacza, dając zapomnianej fidoli nowe życie. Ta historia wiele mówi o samym kompozytorze: zanurzony w przeszłości kreował futurystyczne wizje. 

Jego wielkość polegała na kontrastach: trzonem była świadomość dziedzictwa kulturowego, pozwalająca na budowanie oryginalnych zestawień, brzmień i konceptów, siłą – ciekawość zmian. 

Kiedy pięć lat temu, w 2019 roku, przyznawaliśmy Janowi A.P. Kaczmarkowi drugą w historii nagrodę festiwalu Grand Prix Komeda za całokształt twórczości, docierały do nas także zdziwione głosy: „To przecież kompozytor w sile wieku i w twórczym napędzie, może warto poczekać jeszcze, nie spieszyć się”. Dwa lata później w konkursie Grand Prix Komeda znalazła się Magnezja Macieja Bochniaka ze wspaniałą, utrzymaną w morriconowskiej estetyce muzyką Kaczmarka. Kompozytor nie był już wtedy w stanie przyjechać na festiwal o własnych siłach. Choroba dopadła go znienacka i przedwcześnie. A w końcu odebrała nam mistrza. 

„Komponuję ze wszystkiego i wszystko ma znaczenie. Zmysł słuchu, ale i zmysł węchu, w ogóle zmysły. Trzeba się tylko potrafić na to otworzyć” – mówił. Podczas ubiegłorocznego wielkiego koncertu muzyki filmowej Jana A.P. Kaczmarka inaugurującego Festiwal Muzyki Filmowej w Krakowie, zastanawiałem się nad zmysłowością jego muzyki: jednocześnie ilustracyjnej, służącej kinu, schowanej za obrazem, ale także, kiedy estetyka na to pozwalała, wybijającej się na niepodległość, dającej słuchać niezależnie. Na tę unikatowość kompozytorskiej pozycji Kaczmarka najważniejszy wpływ miało doświadczenie pracy z teatrem niezależnym, sceną alternatywną oraz z artystami formującymi w latach 70. nowy język teatru i sztuki. Kaczmarek konsekwentnie czerpał z tego źródła, nie zapominał nigdy o korzeniach. Odbierając nagrodę Krzysztofa Komedy, mówił wyłącznie o przeszłości, o najwcześniejszych latach, o tym, jakie znaczenie miała dla niego praca i spotkanie z Teatrem Laboratorium Jerzego Grotowskiego i z samym Grotowskim, a następnie z Teatrem Ósmego Dnia, gdzie późniejszy laureat Oscara stworzył legendarną wówczas Orkiestrę Ósmego Dnia. 

„Chcę pamiętać o przeszłości, muszę o tym pamiętać, ponieważ na pewno nie byłoby mnie dzisiaj w tym miejscu, gdyby kiedyś roztrzepany i entuzjastycznie nastawiony do życia chłopiec z Konina, jakim wtedy byłem, chłopiec, którego dziadek grał na skrzypcach w kinie, podczas seansów, równolegle prowadząc zakład fryzjerski, nie trafił w odpowiednim czasie do Poznania, nie spotkał na swojej drodze Grotowskiego, nie związał się z awangardowym teatrem i z taką muzyką. To stało się dla mnie paliwem na całe życie”. 

Do Hollywood, do USA, przyjechał już jako znany, ale niszowy muzyk alternatywny, wirtuoz wspomnianej fidoli Fischera, współautor świetnie przyjętej płyty „Music for the End” oraz lider Orkiestry Ósmego Dnia, występującej z sukcesami w wielu miejscach na świecie. Dla funkcjonowania na obrzeżach amerykańskiego rynku to najlepsze referencje, ale Kaczmarka gnało dalej, wyżej, mocniej. Zawziął się, że udowodni światu, iż muzyka, także muzyka filmowa, może łączyć intelektualny rozmach z zadziwiającą komunikatywnością. 

Od pierwszej partytury skomponowanej d la amerykańskiego kina – filmu Blada krew z 1990 roku (w latach 80. skomponował już muzykę do kilku polskich filmów), do ostatnich przedsięwzięć – Śmierci Zygielbojma Ryszarda Brylskiego, Doliny Bogów Lecha Majewskiego czy hollywoodzkiego Pawła, apostoła Chrystusa A ndrew Hyatta – Kaczmarkowi udało się napisać muzykę do przeszło siedemdziesięciu fabuł i krótkich metraży, a w 2005 roku odebrał Oscara za Marzyciela Marka Fostera. 

Gdybym jednak musiał wybrać najwybitniejsze kompozytorskie dokonanie Jana A.P. Kaczmarka dla filmu, bez wahania wskazałbym na Całkowite zaćmienie z 1995 roku, amerykański film Agnieszki Holland, reżyserki, z którą Jan pracował najczęściej (także Plac Waszyngtona, Historia Gwen, Strzał w serce, Trzeci cud), a ich wzajemna relacja była dla kompozytora najważniejsza. W Całkowitym zaćmieniu, przejmującej opowieści o erotycznym i artystycznym uzależnieniu od siebie dwóch poetów, Arthura Rimbauda i Paula Verlaine’a, zagranych z pasją przez Leonardo DiCaprio i Davida Thewlisa, muzyka stanowiła clou filmowej i uczuciowej relacji. Rozpasanie i asceza dźwięków oraz erupcja talentu kompozytora, otworzyły de facto Janowi drogę do największych studiów nagraniowych na świecie, do najważniejszych twórców. 

W najciekawszych partyturach filmowych – Białym małżeństwie Magdaleny Łazarkiewicz, filmie Aimée i Jaguar Maxa Färberböcka, City Island Raymonda De Felitta czy w Moim przyjacielu Hachiko Lasse Hallströma, ale także w kompozycjach oryginalnych na duże zespoły orkiestrowe i chóry: Kantacie dla wolności, czy Operze Otwartej, dziele skomponowanym z okazji obchodów 650-lecia Uniwersytetu Jagiellońskiego, dawała o sobie znać szczególna kompozytorska predylekcja Kaczmarka – pamięć o dramaturgicznej funkcji muzyki, opowiadaniu historii zanurzonej w opowieści filmowej, ale także snuciu historii własnych, burzliwych, namiętnych, lirycznych lub gwałtownych, nigdy jednak nie pusto sentymentalnych czy ckliwych. Kaczmarek był w dobrym guście. Jako artysta i jako człowiek. 

Człowiek był bardzo ważny. Znamienne, że po śmierci kompozytora, w zwyczajowych przy tego typu okazjach sentymentalnych laudacjach, uderzało coś szczerego, wyjątkowy ton. Artyści, fi lmowcy, także młodzi kompozytorzy czy d ziennikarze pisali o fascynującej osobowości Jana A.P. Kaczmarka, o tym, że potrafił być szczodry i wspaniałomyślny, a jego kolejne pomysły – zbudowanie Instytutu Rozbitek, stworzenie festiwalu „Transatlantyk” i zbudowanie jego marki, troska o młodych kompozytorów i artystów, pomaganie im, wszystko to sprawiło, że wiadomość najpierw o brutalnej chorobie, potem o konieczności zbiórki na rzecz leczenia Jana, zmobilizowały do działania przyjaciół i admiratorów jego talentu. Nie przestaliśmy o nim myśleć, nie przestaliśmy pamiętać. 

29 kwietnia, w dniu urodzin kompozytora, wysłałem jak zawsze życzenia. Aleksandra Twardowska-Kaczmarek, cudowna żona Jana, która z oddaniem opiekowała się nim do samego końca, napisała mi: „Jan w szpitalu… Walczy… Życzenia uskrzydlają i dodają siły! Bezcenne”. Odszedł niespełna miesiąc później, 21 maja 2024 roku. 

Jan A.P. Kaczmarek walczył do końca, był wojownikiem. I miał miłość, czuł ją. I dawał ją nam. Był i będzie kochany. 

#pożegnania