Czasem szczęściu trzeba pomóc
Zawsze uśmiechnięty i życzliwy, pomocny i empatyczny, pełen inicjatyw i pomysłów. W wywiadach podkreśla, że jest dzieckiem szczęścia, że wiele zawdzięcza przypadkom i zbiegom okoliczności. Nie można się jednak oprzeć wrażeniu, że zdecydowaną większość „uśmiechów losu” zawdzięcza swojej wytrwałości, pracowitości i pogodzie ducha.
Wszystko zaczęło się od wakacyjnego wypadu autostopem na sopocką plażę. Chcąc podreperować nadszarpnięty budżet, usiadł z gitarą na molo. Niespełna siedemnastoletni Alek zarobił nie tylko na doraźne potrzeby – tak naprawdę wygrał przepustkę do późniejszej muzycznej kariery: „…któregoś dnia podszedł do mnie młody chłopak i przedstawił mi się jako redaktor Radia Wybrzeże, które właśnie organizuje konkurs młodych talentów. Długo się nie zastanawiałem! Już dwa dni później nie tylko byłem laureatem drugiej nagrody tego konkursu, ale – co było dla mnie o wiele ważniejsze – dostałem propozycję grania z Czerwono-Czarnymi”.
Złapawszy wiatr w żagle, Nowacki potwierdzał swą klasę na kolejnych festiwalach i przeglądach młodych talentów, na których występował solo, jak i z zespołem. Grupa przyjęła nazwę Teenagers (Nastolatki), a ich największym sukcesem było drugie miejsce na Wiosennym Festiwalu Muzyki Nastolatków organizowanym w Gdańsku w 1966 roku. Dość wspomnieć, że przegrali z reprezentującym Kraków Skaldami. W repertuarze Nastolatków znalazło się wiele przebojowych i często prezentowanych na antenach radiowych piosenek – I znów zabawa, Zmienisz się, Zawsze sam, Dość kłamstwa to tylko niektóre z wielkich przebojów grupy. Ich autorem w zdecydowanej większości był Alek Nowacki.
Pełne uśmiechów losu i bigbeatowego szaleństwa lata 60. skończyły się wraz z wydarzeniami marca ’68. Dwóch podstawowych muzyków formacji musiało wyjechać z Polski. Na domiar złego, Aleksander został powołany do wojska. Tam na szczęście doceniono jego talent i zamiast na poligon, trafił jako solista do Zespołu Reprezentacyjnego Śląskiego Okręgu Wojskowego. Po wyjściu z wojska na ponowny uśmiech losu Nowacki musiał chwilę poczekać. Co prawda nie narzekał na brak zajęć i propozycji, nie były to jednak zajęcia, które zaspokajały jego ambicje. W głowie miał wizję własnego zespołu, który swą stylistyką i repertuarem zaskoczyć miał wszystkich. Kluczem do sukcesu miały być proste folkpopowe melodie, śpiewane przez trzy męskie głosy. Specjalną rolę odegrać też miały glamrockowe stroje oraz niespotykane w innych formacjach instrumentarium. To nastręczało muzykom najwięcej problemów – każdy z nich od zera musiał nauczyć się grać na nowych instrumentach. Wierząc w swą intuicję, a nade wszystko chcąc dopomóc losowi w realizacji swojego pomysłu, Alek najwięcej wymagał od siebie. Dość szybko nauczył się grać na banjo, ale jego wyobraźnię wciąż drażnił przepiękny instrument wystawiony w jednym z komisów muzycznych. Cena tej wymarzonej, białej gitary hawajskiej Fendera (model z 1954 roku) była dla Alka nieosiągalna, ale tym razem znów los się do niego uśmiechnął. „Chodziłem tam i wpatrywałem się w ten instrument chyba z pół roku. Miałem odłożoną ledwie dziesiątą część sugerowanej ceny. Wreszcie sprzedawca zgodził się ją sprzedać. Podobno właściciel gitary uznał, że nie znajdzie drugiego wariata, który będzie chciał kupić tak egzotyczny instrument”.
Gdy wszystko – łącznie z repertuarem – było już gotowe, zespół rozpoczął starania promocyjne. Pierwszy koncert dla prasy nie przyniósł spodziewanego efektu.
Lecz oto znów los się uśmiechnął – zaprzyjaźniony inżynier radiowego studia M-1 na Myśliwieckiej „nieoficjalnie” umożliwił grupie nocne nagranie. Zarejestrowane zostały wtedy dwie piosenki: Za dalą, dal do słów Edwarda Stachury (!) oraz Drzewa ruszają w drogę. Obie nagrane „na dziko” piosenki rozesłane zostały do rozgłośni radiowych i już po dwóch tygodniach stały się hitami! Kolejne wielkie przeboje Homo Homini – Tobie Karolino oraz W tym domu straszy – powstały w podobnie partyzanckich okolicznościach i dopiero gdy zespół wygrał w 1975 roku festiwal w Opolu, został oficjalnie zaproszony do nagrania płyty.
Dziesięć pełnych sukcesów lat zwieńczyć miał specjalnie przygotowany koncert. Niestety, stan wojenny brutalnie zweryfikował te plany. Alek wyjechał do RFN, a grupa Homo Homini przestała istnieć wiosną 1982 roku.
Dekada przymusowej emigracji to czas, który Nowacki wykorzystał na zbieranie doświadczeń, głównie kompozytorskich i związanych z pracą studyjną. Po powrocie do Polski, w 1992 roku założył studio nagraniowe, w którym do dziś zajmuje się nie tylko muzyką, ale również produkcją reklam i małych form filmowych. Prawdopodobnie mało kto wie, że czasami też próbuje swych sił jako projektant graficzny – jest autorem m.in. logotypu Stowarzyszenia Artystów Wykonawców SAWP oraz okładki jednej z płyt Andrzeja Dąbrowskiego. Nota bene płyty nagranej w całości w Studio-Nowacki.
Aleksander Nowacki zwykł mówić z uśmiechem: „Całe życie robię to, co lubię, i jeszcze mi za to płacą!”.
Kończący w tym roku 80 lat artysta doskonale wie, jak korzystać z szans, które przynosi życie. Nie jest więc wykluczone, że jeszcze nas czymś zaskoczy!